KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

O dawaniu, wymaganiu i miłości

To do ciebie. Chcę Ci powiedzieć. Nie dostałem, nie dostałam, nie ma tego czy tamtego, dlaczego nie chcesz mi wyjaśnić, ale ja to widzę inaczej,  nie dajesz tego co obiecałeś, miało być jakoś a jest jakoś. Obiecałeś. Jak to cię nie ma dla mnie? Dlaczego zadajesz mi to pytanie? Jak to? Po co to robisz? Przecież ja się tak starałem. Przecież on się chciał dobrze zostaw go. Było dobrze a Ty wskazujesz na coś innego.  O co ci chodzi?

Bardzo dobrze, że jest przepływ, że macie zgodę by mówić co Wam się nie podoba. To dobry znak rozwoju grupy. To możliwość spotkania. Dziękuję. Cieszę się, i wiem, że takie wypowiedzi prowadzą nas do lepszego kontaktu. Nie jest mi też wcale lekko bo wciąż tam siedzę jako człowiek, który obrywa. I to z mojej perspektywy niezasłużenie.

Dawanie jest trudne. W grupach warsztatowych szczególne miejsce sytuacji zajmuje dawanie rozwojowej informacji zwrotnej. Zaraz za nim jest nie dawanie tego co ktoś chce a co miałoby  mu pomóc siedzieć wygodnie w swojej strefie komfortu.  Później jest jeszcze dawanie wsparcia w  realizacji zadań, które są dla uczestników nowe, wymagające czy trudne i  pomaganie w braniu odpowiedzialności za siebie i swoją pracę. Na razie piszę „na warsztacie”, choć idzie przecież o życie, czy pracę zawodową bo po to chodzimy na warsztaty by się uczyć przydatnych tam zachowań. Bywa więc, że pomaganie uczestnikom sprowadza się do nie pomagania w ten sposób jak nasz odbiorca oczekuje od nas, bywa, że sprowadza się  do nie pomagania wcale i pomagania w godzeniu się z odmową. Dawanie i pomaganie okazują się więc tutaj trudne, mimo że same w sobie przecież obiecujące. Dla biorącego i dającego.

Więc niepomaganie na życzenie, dawanie trudnych (czytaj innych niż oczekiwane) informacji zwrotnych,  kierowanie uwagi w nieoczekiwane miejsca i zachęcanie do działań, które powodują, że ktoś dochodzi do progów swoich możliwości, swojej świadomości budzi  zachowania z pierwszego akapitu tego tekstu. Choć te wymienione tam są raczej z grupy subtelnych, łagodnych i dających mało we znaki. Bywają grupy, osoby, których potwory o wiele śmielej się ujawniają, co znacząco podnosi dynamikę tych sytuacji i stawia w trudności właściciela, grupę i prowadzącego.

Trzeba sporej wewnętrznej przestrzeni by się uporać z takimi zdarzeniami. Trudność zachowania uczestników może mieć rodowód w lęku przed przekraczaniem granicy rozwoju, które  to przekraczanie najczęściej bywa bolesne, trzeba pożegnać jakąś część siebie by przywitać  inną. Trudno jest będąc  na krawędzi swojej świadomości patrzeć w siebie,  łatwiej spojrzeć na kogoś i w nim lokować przyczynę swoich trudności. Stąd reakcje takie jak zarzuty, ataki, wycofanie, podważanie, zniechęcenie, szukanie koalicji w sprzeciwie, demonstrowanie niezadowolenia.  O ile jednak założyć etyczne, zdyscyplinowane, celowe działanie (tu pomijam możliwość popełniania błędu przez prowadzącego) trenera na rzecz uczestnika, zachowania te wydają się nie na miejscu i stają się trudne dla trenera i dla grupy (tej zawsze obecnej części, która ma zbliżoną do prowadzącego perspektywę bądź ją właśnie odkrywa przy okazji tego zdarzenia) …

Co może pomagać  prowadzącemu grupę w radzeniu sobie i w akceptacji tych zjawisk? Co daje wewnętrzną  przestrzeń i  umożliwia adaptowanie się w tych trudnych momentach? Do czego odnieść je w sobie?

Dobrze jeśli trener lubi ludzi. Słowo kocha jest lepsze, choć brzmi dla niektórych groźnie,  bo kojarzy się z miłością romantyczną, erotyczną a ta przecież nie jest do relacji na warsztat, pomiędzy uczestnikiem a prowadzącym. A jednak.  To miłość. Ta bezwarunkowa, akceptująca, wybaczająca. Ta, o której rzadko się w ogóle mówi a w przestrzeni osiągania (biznes, mainstreamowi środowiska uczelniane, projekty rozwojowe oparte na materialistycznym paradygmacie) jeszcze rzadziej. Patrząca na te zjawiska oczami wsparcia Osoby uczącej się. Pozwalająca zobaczyć zmaganie zamiast utrudniania,  strach zamiast ataku, bezradność zamiast generowania chaosu, obronę zamiast złośliwości, szukanie bezpieczeństwa zamiast sabotażu. To patrzenie sercem a nie logiką sytuacji, akceptowalnością, adekwatnością, oceną, czyli umysłem.  Czucie swoich emocji  kierowanie się nimi, zauważanie emocji kogoś i mieszczenie ich w sobie. Stąd z takiego miejsca pojawia się Wiedza. Możesz po prostu Wiedzieć co robić. Patrzenie sercem przygotowuje, układa też przestrzeń na trudną, twardą miłość. Tę, która wierzy i czeka z uporem na moment, w którym pojawi się dobra przestrzeń na ruch po tej obdarowywanej stronie, lub przestrzeń na ruch w jej stronę. Tę, która zostawia miejsce na wybieranie pozostania w miejscu odmowy, odsuwania się, dystansu czy nawet oskarżeń i nie dolewa oliwy do ognia. Tę, która nie daje tego czego się od niej oczekuje, bo wie, że to jest dolewanie oliwy do tego ognia, na który czas by gasł.  Tę, której paradoksalnie, nie zależy za bardzo. Bo to „za bardzo” nie pomaga.

Ta perspektywa uwalnia od napięcia. Pozwala patrzeć na kogoś kto zachowuje się w trudny sposób jako na kogoś kto mierzy się z wyzwaniem. Wtedy łatwiej jest pomagać . A nie dawać się wodzić za nos.

Najtrudniejsze bywa jednak to co jest warunkiem wejścia w perspektywę miłości do innych. A idzie tu o spojrzenie z miłością na siebie. O wybaczenie, o danie przestrzeni, czasu, opieki, wysłuchanie, zrozumienie, otwarcie i podążanie za impulsami zmian, za tym co zaskakujące i nieznane a często pojawiające się w naszych  zachowaniach mimowolnych, nie tych dyktowanych z poziomu rozumu (ego). Ta pierwotna przestrzeń eksperymentu uwalniania siebie, która o ile może być pełna miłości własnej, sprawia, że pojawia się analogiczna przestrzeń do eksperymentu, uczenia się,  błędu, i przeżywania trudności dla innych. I to ona jest nam potrzebna by wspierać innych w ich rozwoju z lekkością i spokojem.

Dodaj komentarz