KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

29 października, 2017 by DW 0 Comments

Twoja Misja Trenerze !

Powody, dla których wykonuje się zawód trenera, są rozmaite.  Można je podzielić generalnie na dwie kategorie. Pierwsza związana jest z osobistymi motywami. Druga dotyczy rzeczywistości zewnętrznej.

Wśród motywów osobistych bardzo często dominują te związane z pieniędzmi. Jako że praca trenera jest zazwyczaj dobrze wynagradzana, to branża przyciąga wiele osób, które widzą w działalności trenerskiej szanse na wzbogacenie się. Oczywiście pieniądze są ważne w życiu, jednak doświadczenie uczy, że praca wykonywana wyłącznie dla pieniędzy jest jak napychanie dziurawego worka. Pieniędzy nigdy nie jest dość, więc nieustannie można skazywać się na niedostatek. Poza tym pracując dla pieniędzy, zaniedbujemy motywację wewnętrzną, która odpowiedzialna jest za satysfakcję z tego, co się robi. Jeśli więc pieniądze są podstawowym motywem aktywności zawodowej, to świadczy dobitnie o dojmującym poczuciu biedy. I to niezależnie od grubości portfela.

Inne motywy osobiste mogą być związane są z własnymi doświadczeniami życiowymi, które nieustannie dopominają się o uwagę. Ktoś doświadczając w dzieciństwie przemocy seksualnej w dorosłym życiu może czuć powołanie do pracy z ofiarami takiej przemocy albo z jej sprawcami. Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tej motywacji, to zauważymy, że tego rodzaju praca może służyć radzeniu sobie z własnymi trudnościami. Może być też okazją do odreagowania napięć związanych ze sprawcami tej przemocy. W ten oto sposób w „pomaganiu” innym bardziej może nam chodzić o to, by leczyć własne traumy. To zaś tworzy niebezpieczną konstelację, w której uczestnicy zajęć są na drugim planie, natomiast najważniejsze jest leczenie własnych kompleksów. Każdy z nas ma osobiste historie z przeszłości, które mogą rzutować na naszą pracę z ludźmi. Chodzi jednak o to, by być ich świadomym oraz by przystępując do pracy z innymi, uporządkować i przepracować własne problemy, które w jakiś sposób mogą być związane z tematem zajęć w grupie. Trener nie musi być nieskazitelnym okazem zdrowia psychicznego. Dobrze jednak, jeśli jest choć trochę bardziej poukładany niż uczestnicy swoich zajęć.

Poza motywami osobistymi znajdują się te odnoszące się do świata zewnętrznego. Tu otwiera się przestrzeń wartości, które trener chce urzeczywistnić poprzez prowadzenie swoich zajęć. Praca dla dobra wspólnego i czynienie świata lepszym to z pewnością szlachetna idea. Wykraczanie poza wymiar osobisty i służenie większej sprawie są niezwykle ważnym aspektem naszego życia. Ale i tu czyhają niebezpieczeństwa. Jednym z najważniejszych jest ryzyko  nadmiernego przywiązania do idei zbawiania świata. Tego rodzaju postawa może skutkować nadmiernym rygoryzmem, fundamentalizmem oraz poczuciem wyższości wobec innych, którzy nie są w stanie sprostać wysoko ustawionej poprzeczce. O ile w pracy trenerskiej ważne jest zakorzenienie w określonym systemie wartości, o tyle w pozostałych kwestiach dobrze jest zachować umiar i nie przesadzać z nadmiernym przywiązywaniem się do idei. To pozwala uniknąć zgorzknienia i wypalenia zawodowego.

Ostatecznie pracując z grupami, dobrze mieć rozeznanie do własnych motywów pracy oraz dbać o równowagę między motywami osobistymi i zewnętrznymi. Świadomy siebie i swojej roli trener potrafi przełożyć motywy, które nim kierują, na własną misję trenerską. Misja zaś jest wizytówką, znakiem rozpoznawczym trenera. Jest samookreśleniem się wobec rzeczywistości w taki sposób, że wyznacza to rodzaj i kierunki pracy z grupami.

Jaka jest twoja misja, trenerze?

Ryszard Kulik

 

22 października, 2017 by DW 0 Comments

Pieniądze i motywacja wewnętrzna

Bycie trenerem to naprawdę dobry fach. Część osób wchodzi do branży, ponieważ najzwyczajniej lubi pracować z ludźmi, dzielić się sobą, swoim doświadczeniem, umiejętnościami i wiedzą. Nawiązywanie osobistych relacji przy okazji prowadzenia warsztatów i treningów też stanowi niemałą nagrodę za trudy pracy z grupami. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze pieniądze, które – w porównaniu z innymi zawodami – nie są wcale małe. Dobry trener potrafi zarobić za dzień szkoleniowy od kilkuset złotych do kilku tysięcy. Najbardziej charyzmatyczni, biznesowi trenerzy potrafią te kwoty pomnożyć wielokrotnie.

Z powodu możliwości zarabiania przyzwoitych pieniędzy bycie trenerem jest atrakcyjną propozycją dla wielu osób. Wyobraź sobie zawód, który przynosi uznanie i prestiż, pozwala na twórczą aktywność, daje poczucie niezależności i jednocześnie gwarantuje wysokie dochody. Żyć, nie umierać.

A jednak ta sielanka ma swoją ciemną stronę. Przyzwyczajeni jesteśmy do myślenia, że zarabianie dużych pieniędzy pozwala wykonywać pracę z tym większym zaangażowaniem i satysfakcją. Niestety jest wręcz odwrotnie. W psychologii mechanizm ten nosi nazwę efektu nadmiernego uzasadnienia.

Wyobraź sobie, że lubisz coś robić. Sprawia ci prawdziwą przyjemność kontaktowanie się z ludźmi, rozmawianie z nimi, wspólne rozwiązywanie problemów lub towarzyszenie innym w ich rozwoju. Robisz to wszystko, bo odczuwasz wewnętrzną satysfakcję. Ona zaś napędzana jest przez motywację wewnętrzną – głębokie przekonanie, że to, co robisz ma sens i jest źródłem przyjemności. Jeśli ktoś zapyta, dlaczego to robisz, bez zastanowienia odpowiesz – bo to lubię. W momencie, gdy twoja praca zostaje wynagrodzona dużą suma pieniędzy i dzieje się tak dłuższy czas, coś szczególnego zaczyna dziać się z motywacją wewnętrzną. Uzasadnienie „robię to bo lubię” zostaje zastąpione przez zewnętrzne uzasadnienie „robię to, bo dostaję duże pieniądze”. Gdy pieniądze nie są zbyt duże, co oznacza, że subiektywnie masz poczucie, że powinieneś dostać więcej, to pojawia się dysonans poznawczy: dlaczego ja to robię? Chyba nie dla pieniędzy, bo te nie są imponujące. Robię to, bo po prostu to lubię. Jeśli zatem zewnętrzne uzasadnienie nie jest wystarczające, to motywacja wewnętrzna może być utrzymana na stosunkowo wysokim poziomie. Gdy zewnętrzne uzasadnienie staje się dominujące (tak, jak w przypadku wysokiej gratyfikacji finansowej), to motywacja wewnętrzna zostaje zastąpiona przez zewnętrzną. Dysonans poznawczy zostaje zredukowany przez nadmierne zewnętrzne uzasadnienie. Jeśli pieniądze płyną niezmiennym strumieniem, to oczywiście można cały czas dobrze wykonywać swoją pracę, choć napęd do jej wykonywania ma inne źródło – zewnętrzne. To zaś oznacza, że wewnętrzna satysfakcja ulatnia się bezpowrotnie jak piękno więdnącej róży. To prawdziwy dramat dla tych, którzy na początku lubili swoją pracę, a następnie zaczęli otrzymywać za jej wykonywanie duże pieniądze.

Gdy ktoś zastąpił motywację wewnętrzną tą zewnętrzną, będzie miał spory kłopot z wykonywaniem swojej pracy w przypadku, gdy pieniądze nie będą już takie duże. Wtedy istnieje rzeczywista groźba, że praca nie będzie wykonana w najlepszy możliwy sposób.

Czy można zadbać o zachowanie motywacji wewnętrznej? Oczywiście. Najlepiej, jeśli wynagrodzenie nie jest zbyt wysokie, co skutkuje powstaniem dysonansu i jego redukcją z przywołaniem uzasadnień wewnętrznych (skoro to robię za takie pieniądze, to muszę to przecież lubić). Jeśli natomiast pieniądze są rzeczywiście duże, to sprawa jest trudniejsza, choć nie beznadziejna. Sposobem radzenia sobie z tą sytuacją jest poprowadzenie od czasu do czasu zajęć za darmo (za zwrot kosztów). To sprawia, że nieustannie mamy okazję przekonywać się, że powodem, dla którego pracujemy, jest odczuwanie wewnętrznej satysfakcji.

Zarabiasz dużo? Miej się na baczności, bo grozi ci wypalenie. Jeśli chcesz tego uniknąć, popracuj od czasu do czasu za darmo.

Ryszard Kulik

14 października, 2017 by DW 0 Comments

Nauczyć się cierpieć

Pracując z ludźmi w obszarze rozwoju osobistego, stawiamy sobie rozmaite cele. Czy jest coś, co je łączy? Jak te cele zakorzenione są określonej wizji rzeczywistości, w sposobie myślenia o człowieku, o sobie samym? Czego ludzie pragną najbardziej? Czego ja najbardziej pragnę?

Docierając do samego jądra tego zagadnienia odkrywam, że podstawowym problemem ludzi jest cierpienie. To elementarne doświadczenie egzystencjalne było, jest i będzie obecne w życiu każdego człowieka niezależnie od kultury i czasu historycznego. Cierpienie jest kontinuum, które rozciąga się od subtelnego dyskomfortu aż po ból nie do zniesienia. W tym znaczeniu towarzyszy nam nieustannie. Cierpimy bowiem, gdy nie dostajemy tego, czego chcemy i gdy dostajemy to, czego nie chcemy. Cierpimy też wtedy, gdy dostajemy to, czego chcemy, ale boimy się to utracić. Jest pewne, że kiedyś to utracimy.

Od zarania ludzie próbowali wymyślić sposoby radzenia sobie z cierpieniem. Największym bodaj projektem w tym zakresie jest cywilizacja, która ma w założeniu uczynić życie lekkim, łatwym i przyjemnym. Wymyśliliśmy również bardziej subtelne sposoby: cielesne, psychologiczne i duchowe praktyki, które w założeniu mają wyzwolić nas z cierpienia. Współcześnie tę rolę spełnia przede wszystkim psychoterapia i metody rozwoju osobistego.

W podejściu do problemu cierpienia uwidaczniają się dwie podstawowe strategie. Jedna, zdecydowanie dominująca, zakłada, że cierpienie przestaje być problemem, jeśli będziemy maksymalizować to, co znajduje się po drugiej stronie, czyli szczęście. Druga uznaje, że od cierpienia nie można uciec, a uciekając, wzmacniamy je jeszcze bardziej. Jedyne, co nam pozostaje, to przyjąć cierpienie jako nieodzowny element życia.

Jeśli wnikniemy w naturę cierpienia, to okaże się, że jego korzeniami są pragnienia. Cierpimy, bo ciągle czegoś chcemy lub nie chcemy. A chęć uniknięcia cierpienia jest bodaj największym pragnieniem i jako takie jest odpowiedzialne za rozkręcanie spirali cierpienia. W doświadczeniu cierpienia obecny jest zwykle ból mający charakter organiczny. Obejmuje on do 20% całego doświadczenia. Reszta to chęć uniknięcia tego bólu. Zatem głównym składnikiem cierpienia jest pragnienie, by go nie było. Im silniejsze, tym większe cierpienie.

Ten mechanizm wyraźnie pokazuje, co stanowi najważniejszy cel rozwojowy w pracy z ludźmi. Tym celem nie jest doświadczenie szczęścia czy uczynienie życia lepszym. Tym celem jest nauczenie się, jak cierpieć, jak radzić sobie z najbardziej elementarnym doświadczeniem egzystencjalnym. Nauka cierpienia jest największym wyzwaniem ludzkości. W tej nauce przede wszystkim trzeba przyjąć założenie, że cierpienia nie da się uniknąć, a następnie nauczyć się je mieścić w sobie bez chęci natychmiastowej ucieczki czy też zrobienia czegoś z trudnym przeżyciem.

Paradoksalnie przyjęcie cierpienia pozwala sprowadzić jego rozmiar do pierwotnego poziomu, czyli do owych 20% organicznego bólu będącego źródłem dyskomfortu. Nie uciekając od tego doświadczenia, mamy okazję zobaczyć, że towarzyszący lęk i opór budują się na iluzji oddzielenia od bieżącej chwili i same stanowią rodzaj złudzenia. Wejście w ból zmniejsza go ostatecznie.

Jak zauważyła moja 9 letnia córka Hania, teraz boli już tylko kolano, a nie… serce.

Ryszard Kulik

13 października, 2017 by DW 0 Comments

W pogoni za szczęściem

Czy ktoś nie pragnie być szczęśliwy? We współczesnej kulturze  zachodnioeuropejskiej szczęście stało się prawdziwym imperatywem. Ludzie już nie tylko chcą być szczęśliwi, ale uważają, że osiągnięcie szczęścia jest ich obowiązkiem lub że mają prawo do szczęścia, że szczęście im się należy. Tak oto właściwość, która jest naszym naturalnym, przyrodzonym stanem zamienia się w prawdziwy fetysz, któremu budujemy ołtarzyk i umieszczamy go tam jako nieosiągalne pragnienie.

Pogoń za szczęściem, które najczęściej utożsamiane jest z przyjemnością, przybiera postać epidemii. Cała nasza cywilizacja służy temu, byśmy czuli się dobrze, by trwać w dobrostanie jak w przyjemnym i komfortowym kokonie. Nie byłoby w tym może nic nagannego, gdyby nie to, że współczesna psychologia rozprawia się bezwzględnie z tym mitem. Wskazuje bowiem przede wszystkim na to, że szczęście jest względnie nieuwarunkowane i nie zależy od okoliczności zewnętrznych. A dodatkowo gonienie za szczęściem i maksymalizowanie własnego dobrostanu przynosi efekt wręcz odwrotny. Widać to szczególnie wyraźnie w uzależnieniach, prawdziwej pladze współczesności. Ludzie uzależnieni to osoby, które w najwyższym stopniu uwierzyły, że szczęście można osiągnąć, aplikując sobie określoną substancję, zachowanie lub stan umysłu. Im bardziej tego pragną, tym trudniej jest im to osiągnąć i tym większe cierpienie prowokują.

Pogoń za szczęściem można też zaobserwować w różnych podejściach terapeutycznych oraz w obszarze rozwoju osobistego. Masz problem – a wiemy, że masz – to przyjdź, a my pomożemy ci go zniwelować i osiągnąć szczęście. Jest w miarę dobrze? – pamiętaj, że może być jeszcze lepiej. My powiemy ci, jak to zrobić. Te obietnice terapeutyczno – treningowe zasilane są uświęconą pogonią za szczęściem. Różni spece od leczenia i rozwoju przekonują, że są w stanie naprawić, poprawić, ulepszyć, przekształcić, transformować, udoskonalić, zoptymalizować tak, by w końcu było dobrze, a po prawdzie lepiej niż przed chwilą. To, co jest teraz, jest niemal zawsze niezadowalające. Dobre jest wrogiem lepszego. A szczęście jest nieustannie na horyzoncie. Trzeba usilnie zabiegać, starać się i gonić za nim.

Jest w tych wszystkich zabiegach podstawowa niezgoda na to, co jest. Stan obecny jest zawsze niezadowalający i natychmiast trzeba go przekształcić w coś innego. Już sam akt przekształcania sprawia, że stajemy w rozkroku między teraz, a tym co ma nadejść. Skupianie się na stanie docelowym, którego jeszcze nie ma, prowokuje dramatyczne rozszczepienie i ostatecznie kończy się utratą kontaktu z tym, co jest tu i teraz. W ten oto sposób tracimy grunt pod nogami, utożsamiając się z tym, co ma dopiero nadejść. Życie o krok do przodu wobec tego, co jest, rozprzestrzeniło się jak prawdziwa plaga. A rynek usług szkoleniowych w dużej mierze przyczynia się do podtrzymywania tej iluzji.

To wszystko paradoksalnie upośledza naszą umiejętność doświadczania szczęścia, tak jak alkohol (dający czasową ulgę) uniemożliwia przeżycie głębokiej satysfakcji. Wydaje się, że tak szybko pędzimy za szczęściem, że ono nie jest w stanie nas dogonić. Bo po prawdzie nie trzeba robić nic, by urzeczywistnić szczęście. Najlepiej w ogóle się nim nie zajmować. Szczęście jest bardziej produktem ubocznym naszego życia. Zdarza się ot tak, kiedy w ogóle nie zwracamy na nie uwagi. Albo inaczej – jest naszym naturalnym stanem umysłu, który, jeśli mu nie przeszkadzamy, pojawia się spontanicznie obdarzając nas doświadczeniem pełni naszego życia.

Jeśli zaś czujesz się nieszczęśliwy, to najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić, to w pełni doświadczyć tego stanu. Życie jest w końcu piękną katastrofą.

Ryszard Kulik