KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

2 grudnia, 2019 by DW 0 Comments

Szkło i mech, czyli rzecz o gniewie i miłości

Okazuje się, że równie dobrze można się czuć na szkle i na mchu. Jakkolwiek to teraz brzmi Tobie w uszach zapraszam Cię do tej łamigłówki. 

 Zasada perseweracji czyli powtarzania (się) informacji mówi, że Informacja nie może być zniszczona lub utracona, ale pozostaje w systemie (polu). Raz wysłany sygnał będzie się powtarzał, dopóki nie zostanie świadomie odebrany.  Emocja niewyrażona nie znika, dąży do ujawnienia, jako energia wpływa na system dopóki nie zostanie przyjęta, nie trafi na swoje miejsce.

Arnold Mindell mówi o osobowości, że jest ona zbiorem figur ze snu – różne figury w nas komunikują się, wysyłają sygnały, zakłócają się nawzajem. Ich działanie pochodzi z wzorca wewnętrznego. Kiedy próbuje się on wyrazić i jest to jakoś utrudnione, zakłócone, pojawiają się tzw. podwójne sygnały. Jeśli informacja nadawana przez figurę jest blokowana będzie chciała się wyrazić innym kanałem, będzie szukać sobie drogi.

Spotykam się z poglądem, że można mieć od razu radość. Nie trzeba przeżywać wszystkiego tego co ciężkie, trudne, zadawać sobie bezsensownego wysiłku, by powiedzieć sobie o tym co trudne, ciemne. Wystarczy się zdecydować. Tak po dorosłemu decydować. Jasne. Nie chcemy tego co boli. Naturalnie. Ból jest odrzucany, bo boli, piecze, ciąży. Mało tego, blisko niego jest lęk przed bólem. Też niechciany, marginalizowany, odsuwany. Bo ma być miło. Po dorosłemu?

W świecie, w którym mamy być zawsze piękni, mili, dobrzy, bogaci, gotowi, słowem mamy być ludźmi sukcesu nie ma w tym nic dziwnego, że wszędzie oczekiwana jest radość. Powinniśmy, może nawet musimy  być w radości. Obojętne skąd ją weźmiesz, jak do niej dotrzesz, jak się teraz czujesz. Sukces to radość. Radość to sukces. Sukces osiąga się przez radość, radość jest pochodną sukcesu. Pozostaje więc zadać sobie pytanie jak to zrobić? Po czym poznać radość? Po uśmiechu. Po pogodnej wypowiedzi,  po mimice, gestykulacji spójnej z sukcesem, (czytaj: z radością). Więc uśmiech na twarz i już. Łatwe.

Radości takiej pełno wokół. Na plakatach, w reklamach, w spotkaniach w biznesie, u babci która przychodzi do wnuczki, w małżeństwie, na pierwszej randce, w galerii, w dzienniku telewizyjnym. Podobnie w grupach, kiedy się one zbierają by pracować, czy być. Przecież chodzi o to by było dobrze. Mnie (osobie) i nam (grupie). Łatwe?

Czy jednak jesteśmy całością kiedy prezentujemy tę zamierzoną, chcianą, oczekiwaną, lubianą radość? Ten stan wymarzony przez osoby i ogłoszony jako domniemany stan społeczeństwa, ludzkości, świata. Nawet krowy na pudełkach z serkiem są uśmiechnięte. Wciąż jest lepiej, mamy wzrost gospodarczy, mamy lepsze życie, jesteśmy zdrowsi i mądrzejsi, jest taniej, nie ma głodu, cierpienia, ziemia ma nieskończone zasoby… Są powody by była radość! Da się to jakoś policzyć, stwierdzić, poprzeć faktami a jak trzeba obśmiać inne tezy, albo uznać że godzą w radosną codzienność w radości. Cóż, godzą.

A co z tą częścią Ciebie która się boi, złości, smuci? Co z tą częścią nas, która nie jest gotowa teraz na radość bo dostrzega zagrożenia, straty, inne osoby rzekomo dybiące na jej sukces? Pewnie ma sporo doświadczeń dybania. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?  Jak to ukryć? Łatwo. Łatwo? Przed kim łatwo? Przed sobą, przed innymi? Nawet gdyby się udało jak będzie się czuła ta część mnie, która ma się schować pod stół bo nie pasuje? Czy nie będzie się naturalnie buntować? Czy nie będzie chciała wyjść na światło dzienne, walnąć pięścią w stół albo tupnąć w podłogę mówiąc: ja też tu jestem?! A jak się będzie czuła ta, która jej każe się chować? Czy może nie będzie miała wyrzutów sumienia? Za spychanie tamtej, żywej, uprawnionej równo.  Czy jej to nie zakłóci sukcesu? Łatwe? Może się tak wydawać. Zwłaszcza kiedy ma już swoją historię powodzeń w spychaniu. Kiedy udało się tak zrobić raz, dwa, pięć, pięćset, tysiąc razy. Zwłaszcza jeśli omijając zgrzyty udało się coś przy tym osiągnąć. Łatwe? Nawyk?  

I nawet gdyby założyć, że ma sens odwrócenie tego nawyku, czy aby teraz ta cześć, która odwraca nawykowo działającą tamtą część  nie będzie się bać? Utraty pozycji, odkrycia fałszu, poznania się z tą co jej ma nie być? A co jak obie dostrzegą Ja? Małe, zapomniane, wciąż naturalne, stojące z boku i czekające na swoją kolej kiedy tamte już przestaną walczyć ze sobą o pole? Radość czy złość? Jasne czy ciemne. Część czy całość? Szkło czy mech? Jak przestać zmniejszać jedną część by była druga? Dlaczego wciąż jedna ma większe prawo niż druga?

W kilkudniowej, treningowej pracy grupowej,  wyraźnie widać jak ludzie próbują pokazać, że są w innej energii (emocjach, stanie) niż są faktycznie. Ujawnianie trudności jest odrzucone na wstępie.  Mówienie o lęku, złości, wstydzie, smutku, zaprzecza przyjętemu i obowiązującemu mitowi sukcesu. Radość jest chcianym stanem, więc raczej tam się wypada kierować. Niestety jakość tej radości odgrywanej „na skróty” jest jakaś. To „jakoś” a nie jakość.  To pokazywane z woli, wyboru, zamiaru pokazania się sobie i innym  jakoś przypomina radość, jednak trudno to z radością pomylić, bowiem jest jeszcze coś. W podwójnych sygnałach pojawia się Ciemna strona mocy. A przynajmniej takim mianem okrzyknięta strona mocy, ta Moc zawierająca trudne emocje.

Proces rusza, grupa rozpoczyna drogę do pełniejszego obrazu, współpracy i poznania, mija wiele godzin i dni, leje się sporo łez, zdarzają się zapowiedzi opuszczenia grupy, są podniesione głosy, symptomy cielesne i bardzo ciche słowa. To tu to tam ktoś mówi też te ciemne słowa. Coraz częściej. Strach, złość, gniew. Postrach jeszcze większy, groza a zaraz potem u(śmiech). Zaskoczenie. Z czego się tu śmiać. A może to jednak radość? Zaraz po strachu, gniewie, złości i smutku?  Dopiero po nich?

Odpowiedni czas poświęcony ujawnianiu będących niestety w większości (trzech z czterech głównych emocji) owocuje ulgą, oddechem, przyjęciem tych postaci w nas, co miały siedzieć pod stołem i waliły pięścią w podłogę. Uwzględnieni nie tylko się zgadzają na nią ale nawet zapraszają tę wyczekiwaną królową emocji. Radość. Po salwie gniewu spontanicznie pojawia się śmiech, jak na komendę. Wszyscy. Bez powodu? O co chodzi? Co się stało?  Skąd to? I jaka lekka a zarazem mocna energia w nas…

Radość też może stać w poczekalni. Może nie móc się przebić przez pozostałą większość. Kiedy głowa decyduje, że ma być radość, pojawi się raczej dziwny grymas na twarzy, dysonans w odbiorze, odmowa i złość na siłowe zapraszanie do bycia w radości. Kiedy jednak w sercu (w grupie) zrobić miejsce na ciemną Trójcę, wysłuchać jej , polubić i docenić, ona sama (Trójca) zaprasza oczekiwaną Radość. Dopiero wtedy się zgadza, by zrobić jej miejsce. Bez tej zgody radości może być ciężko się przebić.

Mniejszość zmarginalizowana będzie zawsze dochodzić swoich praw. Jak nie wprost to spod stołu. Dla pełni potrzeba by sprawy mniejszości i większości były wysłuchane. Zarówno ja, który się złoszczę rozumiany jako część mnie, figura senna, jak i jako osoba, jako członek grupy, kiedy mają do powiedzenia coś niechcianego muszą być wysłuchane. Mało tego wysłuchane z intencją przyjęcia, może nawet zaakceptowania, polubienia,  pokochania. Bez tego nie ustąpią. I nici z radości. Nie zrobią jej wystarczająco miejsca.  I tę intencję może można wybrać. To bardzo ważna umiejętność.  

O ile praca z trudnymi emocjami jest jak droga po tłuczonym szkle, a bycie we wspólnocie, bliskości, radości w lekkości jest jak siedzenie na mchu, zauważamy w końcu,  że żeby usiąść na miękkim mchu, warto przejść drogę po stłuczonym szkle. Okazuje się, że nagrodą jest wolność, i bliskość wewnętrzna i w całej grupie. Okazuje się też, że droga przez szkło była niemal tak samo atrakcyjna jak siedzenie na mchu.  Łatwe? Może i nie. Warte jednak uwagi jako alternatywa jakości wobec jakoś tam.

Autor: Bartosz Płazak

31 października, 2019 by DW 0 Comments

Wu wei

Wu wei to jedna z zasad taoizmu. Mówi ona, że należy pozwolić rzeczom istnieć zgodnie z ich naturą, że warto zgadzać się na bieg zdarzeń taki jaki jest, unikać ingerowania w bieg spraw i narzucania czegokolwiek. Przeciwstawia się formalizmowi, przykazaniom, zaleceniom, które maskują prawdziwe uczucia. Wu wei oznacza nie działanie. W tym niedziałaniu nie chodzi o bezczynność.

Chodzi o nie robienie niczego co byłoby wbrew temu co chce się wydarzyć, wbrew sobie, wbrew naturze świata. By robić to, co zbliża nas do siebie samych, co oczyszcza umysł i zaprasza tę wewnętrzną iskrę, której obecność w nas sprawia, że nie czujemy, że pracujemy, nie działamy w rozumieniu działania, które jest trudem. Chodzi o działanie płynące z wewnętrznej jasności, zgodne z jej naturą i prawami, działanie, które jest źródłem energii, samozasilającym się procesem pełnym życia.

W pracy z grupą jest coś kuszącego w tym niedziałaniu. Niedziałanie samo przychodzi prędzej czy później. Zaprasza, wyłania się tajemniczo z tego co próbuje się wydarzyć, z zachowania uczestników, z interakcji, z potrzeb, z języka, z wyników ćwiczeń, z trudności, oporu, zmian napięcia, atmosfery, chęci do pracy, wyników pracy, jakości interakcji. Ten naturalny ruch od działania do niedziałania jest pozornie sprzeczny z rolą prowadzącego grupę. Zaprasza pomimo to. I przychodzi taki moment, że zrobienie czegokolwiek co powinno być zrobione, co wynika z przyjętej formy,  wydaje się nie mieć najmniejszego sensu. Scenariuszowy pomysł na ciąg dalszy jest aż tak odległy od tego co się dzieje, od tego co jest potrzebą uczestników, co pogłębiałoby dotychczasowy przekaz, co wydaje się potrzebne, wokół czego jest energia, chęć, motywacja.

I to jest moment, który jeśli go zauważysz, poczujesz, zgodzisz się na niego i pójdziesz za sobą, za grupą, to może się wreszcie przestać dziać to co ma się dziać a zacząć to co chce wyjść na powierzchnię z procesu i co jest w tej chwili najlepsze. Działanie przechodzi w niedziałanie. Wychodzisz z roli tego co wie, co dzierży w rękach władzę i odpowiedzialność ma na plecach, tego który ma znać wszystkie odpowiedzi, mówi, wyjaśnia, dwoi się i troi na rzecz osiągnięcia przez wszystkich konkretnego, przewidzianego i oczekiwanego wyniku (o ile to w ogóle jest możliwe).

Rzeka, jeśli by tak nazwać pracującą grupę, ma swój nurt i zaprasza Cię byś w niego wskoczył. Przelewa się już przez wytyczany sztucznie brzeg.  Kiedy ryzykujesz i do niej wchodzisz i dajesz się nieść nurtowi stajecie się jednym. Ty jesteś mokry a rzeka zawiera i niesie Ciebie. Nie tracisz swoich możliwości. Uzyskujesz inne. Podobnie rzeka. Jest dalej sobą, nurtem, wirem, powierzchnią, głębią, dnem, kamieniem. Ale niesie i zawiera też ciebie. Zmieniacie się każde w sobie. Robicie to co chce się wydarzyć razem.

Nagle jesteście jednym i wpływacie na siebie. O ile zechcecie się szanować, wasze właściwości łatwiej przechodzą z jednego na drugie, pojawia się moc, która łączy jakości jednej i drugiej strony. Więcej też jest energii, uwalnia się wciąż dalej i na nowo. Nagle okazuje się, że bez wysiłku by zrealizować  program i tak on jest zrealizowany. Bez silenia się na odpowiadanie na wszystkie pytania i bez bania się o jakość odpowiedzi, wszystkie pytania są odpowiedziane. 

Wydarzyło się to w nurcie rzeki czyli w procesie pracy grupy.  Pracy w której byłeś członkiem grupy i prowadzącym, podążałeś za potrzebami realizując znane ci cele, uwzględniałeś uczestników a oni uwzględniali ciebie. Przeplataliście się by się wzajemnie wzmacniać, kształtować, trzymać się razem i wchodzić w spory. Satysfakcja była dla was drogowskazem i nagrodą. Ktoś powie hmm,  jak do tego doszło? Trochę wygląda jakby on tu niewiele zrobił. Ktoś inny: wszystko zostało zrobione, ba nawet sporo więcej. Tylko jak to się stało, kiedy? Jedno zawiera drugie i cały czas są koło siebie, przeplatają, zmieniają. Nic nie rób, rób nic. Wu wei.

Autor: Bartosz Płazak

30 października, 2019 by DW 0 Comments

Yu wei

Chiński znak Yu wei składa się z ręki i księżyca. Sięganie po księżyc. Branie tego co nie daje się wziąć. Sięganie po coś co z natury nie da się wziąć. Za daleko, za duże, za nieosiągalne, za niemożliwe. Za, za, za. Tak oczywiste jest, że nie da się sięgnąć po księżyc. A jednak jest pokusa. Mamy nawet przykład takich dwu co sięgali… 

W paradygmacie materialistycznym, w naszych czasach, w społeczeństwie świata zachodu słowa w rodzaju: „sięgaj gwiazd, możesz wszystko, sky is the limit są mitem sukcesu tych czasów (mitem w rozumieniu ścieżki po której należy, powinno się iść).  Dla bardziej prężnych ego oznacza to: mogę mieć co zechcę. Sukces  jest tym czego powinniśmy oczekiwać od życia. Może nie tylko od swojego. A przecież mit mitem a życie życiem. Raz łatwiej raz trudniej. Przy odpowiednio dużym imperatywie osiągania (sukcesu)  łatwo o frustrację, pokusę pójścia drogą na skróty. Blisko stąd do próby kontroli-usunięcia z drogi tego co przeszkadza. Wtedy przecież uda się to co ma się udać. Tak czy siak wymaga to działania. Robienia czegoś by osiągnąć coś innego i pokonywania przeszkód na tej drodze. Yu wei czyli działanie, to przeciwieństwo niedziałania (wu wei). W taoizmie wu wei i yu wei to podstawowe elementy tej filozofii. Uzupełniające się nawzajem i stojące w dynamicznej opozycji.

A na sali szkoleniowej z grupą, działanie czy niedziałanie? Bo przecież jest coś do osiągnięcia. Bez wątpienia. Więc działanie. Osiąganie. Realizacja ćwiczeń, przekazywanie wiedzy, praca z oczekiwaniami, spełnianie, wyjaśnianie, odpowiadanie na pytania, dążenie do zrozumienia.  Mieszczenie się w czasie. Zajmowanie się tematem i celem a nie tym co niesie proces, na co mielibyśmy ochotę, albo co ważnego pojawia się spomiędzy wierszy scenariusza kiedy jest on realizowany na sali. Zamykanie się w ramie tego po co tu się spotkaliśmy, tak jak ona jest tu rozumiana. Warsztat – edukacja. Trener – ktoś kto uczy. Uczestnik – ktoś kto odbiera i dostaje. Relacja: oddzielenie, zależność uczestnika.Wyższy status prowadzącego. Struktura pracy i dynamika. Widać efekty, po kolei dzieje się i można je odliczyć. Liniowo.  Łatwiej w ten sposób o mierzenie wyników. Wielu, może większość uczestników łatwiej uchwyci co się wydarzyło, jakie mają „przychody” i korzyści w życiu czy pracy. Działanie, robienie, dzianie się, ruch, tempo. „Działo się, oj działo się” to świetna rekomendacja dla warsztatu, kiedy wypowiada ją uczestnik po nim. Łatwo pomyśleć, że co przekazane to nauczone, co wysoko ocenione to dobrze zrobione, co pokazane w atrakcyjnej dynamicznej grze, dobrze zostało przyswojone, co pokazane w atrakcyjny  sposób w nowoczesnej aplikacji to lepiej przyswojone, brak ciszy, brak nudy, wypełnienie tym co wniesione przez prowadzącego. Zmysły bardziej obciążone. Uwaga na ramie. Rama i struktura pracy to bezpieczeństwo.  Prowadzący zaś trzyma się roli, nie wchodzi za bardzo w interakcje, nie dzieli się sobą za bardzo, zaradza rodzącym się problemom, sam odpowiada na wszystkie pytania, mówi z miejsca tego który wie i bierze odpowiedzialność za wynik warsztatu na siebie. Taka forma pracy najczęściej jest atrakcyjna dla uczestników bo nie muszą się narażać na wyjście ze strefy komfortu. Czy jednak o to chodzi? Czy w ten sposób sięgamy (jako uczestnicy) po rozwój? Czy może po księżyc?  Jak włączyć nie działanie? Czy to coś może dać? Czy da się coś osiągnąć w pracy nie pracując? Jakoś trąci absurdem.

Działanie jest ok. Jest bardzo potrzebne. Nie wydarzy się to co konieczne bez działania, robienia i bycia w roli. Jednak powinno je uzupełniać nie działanie. Podążanie. Branie tego co jest za przewodnika i wychodzenie poza granice planu i znanego. Jak to w taoistycznej zasadzie-jedno przenika drugie. Jedno zawiera drugie. Istotą wszystkiego jest zmiana. Robiąc jedno zapraszasz drugie. Nie da się być w jednym. Zmiana i tak nadejdzie. Czy chcesz czy nie. Jeśli odnajdujesz się w działaniu szukaj niedziałania. Jeśli w niedziałaniu również działaj.

Autor: Bartosz Płazak

24 października, 2019 by DW 0 Comments

PU (ść) się

Staramy się. Uczymy, douczamy, poszukujemy, doskonalimy, umacniamy, zmieniamy, dopracowujemy, budujemy, rozwijamy. Brawo. Naprawdę brawo. Świetnie. Dla nas, naszych bliskich, naszych współpracowników, ludzi wokół nas. 

Umysł dyktuje pytania: jak w tej sytuacji, jak w tamtej, skąd to wynika, skąd tamto, co się tu dzieje, co się działo wtedy, jak pomóc, kiedy przestać pomagać,  skąd wiedzieć, jak to robią inni, że im tak świetnie idzie? Super. Pytania to szansa na więcej świadomości, na rozwój. Ja z którym się utożsamiam, to samodoskonalące się, chciało by znać odpowiedzi, rozumieć i umieć z nich korzystać. Pytania, odpowiedzi, pytania, poszukiwania, nadpisywanie starego nowym, wracanie do starego, szukanie nowego Nowego. Ech, zamieszanie, wirowanie. Rozwojowe… a jednak zamieszanie.

A kiedy siadasz przed grupą całe to zamieszanie siada z Tobą.  Niestety, siadasz z całym tym procesem. Dylematy, pytania, wyzwanie. Ciekawość, opcja, wariant. Umysł  działa szybko i dalej stawia pytania, na warsztacie też. Pracujesz. Raz wychodzi a raz nie. Raz jest fajnie a raz mniej. Magicznie powiązana z krytyką potrzeba doskonalenia podpowiada te oceny… Oczywiście grupy są zadowolone, sukces za sukcesem, warsztat za warsztatem jest ok. Jednak niezadowolony krytycznie nastawiony wewnętrznie ja/ty wciąż pyta:  czy dobrze, czy na pewno? Czy wystarczy? Pyta w trakcie, pyta po, pyta przed…  i szuka czegoś lepszego. Idzie po więcej, lepiej, bardziej. Brawo. Naprawdę brawo. Świetnie. Dla nas, naszych bliskich, naszych współpracowników.

W tradycji taoistycznej  Pu oznacza prosty, uczciwy, naturalny. Pierwotny stan.  Znak (w piśmie Chińskim) Pu składa się z dwu elementów: oznaczającego drzewo i oznaczającego zagajnik. Pu oznacza rodzaj pierwotnej mocy, potencjału właściwych drzewu, które po prostu rośnie. Pu to moc towarzysząca czemuś naturalnemu, niezmienionemu.  Twoja moc Pu to zwyczajnie, to kim jesteś  w tej okoliczności, po prostu to co teraz w sobie masz. Takie jak jest. Z wiarą w swój talent, możliwość, unikalną jakość, najlepszą w tej chwili. Warunek:  naturalna moc PU towarzyszy Ci tym bardziej im  mniej  zmian pierwotnego stanu PU.  Jak dziecko ze swoim czystym umysłem, pełnym potencjałem, dziewiczą prostotą i plastycznością. Jest i ma moc.  Odrzucając komplikację, dążenia do ulepszenia, arogancję ego które domaga się doskonałości czyniąc to co jest niedoskonałym jesteśmy w PU.  Moc jest przed zmianą. Pu to przedrefleksyjna obecność, czysta, niezmieniona. Pu(sty), ciekawy umysł dziecka.

A gdyby tak puścić te pytania? Nawet zapytać, ale nie szukać odpowiedzi nigdzie poza sobą. Gdyby siąść i pozwolić by działo się co chce się dziać? Być i robić to co czuję.  W zgodzie ze sobą.  I na tym warsztacie jako trener: na temat, pozostając w celach, zgodnie ze sztuką. Ale bez parcia na doskonałość? Za to będąc w swoim flow, w zgodzie z moją naturą. Tak po prostu. Naturalnie i czysto. Ze zgodą na to, że to właśnie jest najlepsze? Z właściwością PU.

PUść się. Prowadź tę grupę tak jak czujesz. To radość i moc. Choć na chwilę PUść się na każdym warsztacie. Przedłuż ciszę jak nie wiesz co dalej, czujesz, że coś chcesz powiedzieć ale jeszcze nie wiesz wyraźnie co, poczekaj na to, znajdź to w sobie, nic nie mów jeśli nie chce ci się mówić, zapytaj o coś jeszcze, co z pozoru nie ma znaczenia, podziel się swoją radością, frajdą, odczuciem, myślą, obserwacją, nadzieją, trudnością, niepokojem, zaproponuj coś innego, zmień kierunek bo tak czujesz, podążaj za sobą i za grupą. Zrób po prostu to co chce być zrobione. Zagajnik. Drzewa. Drzewo rośnie.  Po prostu. Jest jakie jest. A potem jest następne.

Bartosz Płazak

14 października, 2019 by DW 0 Comments

Siądź i bądź. Trudne będzie łatwiejsze.

Okazuje się, że wszystko widać. Są sygnały trudności. Są zapowiedzi. Przedmowa, wstęp, pierwszy rozdział i kolejne. Niestety bywa, że trener dostrzega zjawisko dopiero kiedy jest  już daleko zaawansowane.  Pierwsze sygnały zdarzają się już na otwarciu. Słowa, gesty, kolejność wypowiedzi, treść wnoszona przez uczestników, wybór rekwizytów i interpretacja, ton, gest, sposób siedzenia, długość wypowiedzi, reakcja bądź brak reakcji na innych i prowadzącego, puste krzesła, jak ludzie siedzą na krzesłach, jak siedzą w sali, jak mówi ten który siedzi naprzeciw Ciebie… To  wszystko już od wejścia możesz to obserwować, może się to  dziać już w rundzie otwarcia. Możesz to widzieć, możesz to słyszeć, czuć, możesz odebrać  intuicyjnie jako kształt relacji, która się wydarza. Jeśli zechcesz. Samo otwarte zauważenie ma już znaczenie, zmienia coś w wewnątrz Ciebie, jest podpowiedzią do późniejszej interakcji. To próbka na starcie. W każdej następnej części warsztatu ważna jest dla jego powodzenia twoja świadomość procesu. Szczególnie ważna by radzić sobie z trudnościami.

Niekiedy słowa, gesty, wejście w ćwiczenie sygnalizują trudności. Ludzie przeżywają coś wewnątrz, są w jakichś sprzecznościach, konfliktach, trudno im wybierać, coś ich trzyma, coś hamuje. Innymi razem iskrzy między uczestnikami, i choć śmieją się i żartują tuż pod tym dzieje się całkiem konkretna walka, ścierają się siły, które nie bardzo chcą się ujawnić. Kiedy indziej. Ktoś wycofuje się i tylko przez sekundę przez jego twarz przebiega grymas związany z emocją. Jeszcze inna osoba jest bardzo aktywna, ze świecącymi oczami, mówi ważne rzeczy, pnie się na wyżyny elokwencji, siedzi wyprostowana i sztywna i uśmiecha się mówiąc miłym głosem. Widzisz, słyszysz, czujesz. Coś się dzieje i dzieje się jeszcze coś. Zauważ to. W ciele pojawi się impuls. Emocja, tendencja do ruchu, skok energii, spadek energii, zasypiasz (…) albo się zachwycasz.  To twoje wewnętrzne sygnały.  Żeby radzić sobie kiedy robi się trudniej ważne jest zauważanie zjawisk grupowych. I tu masz przewodnika zawsze ze sobą. Najbliżej jak się da. Pytanie czy go znasz J.

Zaproś siebie do tej pracy. Siebie jako całość. Nie umysł jako książkę algorytmów. Praca z grupą i praca w trudnej sytuacji to coś bardziej złożonego i subtelnego zarazem, wymaga holistycznego ujęcia i odniesienia. Twoja emocja z pozoru nie mająca związku z tym co jest na sali, może nawet wydawać się nie uprawniona by ją ujawniać bo jest twoja, może odsłonić coś czego się nie spodziewasz a jest to kluczem. Twoja obserwacja o interakcji, która Cię przyciągnęła, a która wydaje się nieistotna, jeśli się nią podzielisz z grupą może pomóc ujawnić coś komuś, kto sam by się bał i uwolnić napięcie w grupie. Pytanie, które masz ochotę zadać może być tym kluczowym choć wydaje się niepotrzebne, bo ty znasz odpowiedź, inni jednak nie znają jej.  I tak dalej. Na początku jesteś Ty. A raczej uważność twojego wewnętrznego obserwatora, czyli tej części Ciebie, która Cię obserwuje, zachowując sama neutralność  z opcją wsparcia dla Ciebie, jak poprosisz. I kiedy w tej parze macie dobry, spokojny oparty na zaufaniu dialog zauważysz, że tzw. narzędzie masz w rękach. Masz je cały czas. Pochodzi od Ciebie samego. Pytanie, podzielenie się obserwacją, nazwanie tego co widzisz, ujawnienie emocji, wrażenia, potrzeby, ciekawości. I umysł pusty i zainteresowany, otwarty i gotowy na to co przyjdzie, niekontrolujący tego. To nie znaczy że Ty masz zrezygnować pod naporem tego co przychodzi z siebie, celów warsztatu, przestrzeni na pracę itp. Tylko najpierw przyjmij to co jest takie jakie jest. Daj temu przestrzeń. A potem łącz to z tym co ma być z perspektywy warsztatu i jego uczestników.  To może pomóc.

Na początku jednak siądź wygodnie. Poczuj ciało. Weź kilka oddechów. Spójrz na ludzi którzy tu też są.  Pozwól sobie być wśród nich, w tym co trudne jest teraz. I pogadaj ze sobą jak to widzisz. Jak to się ma do sensu was wszystkich tu obecności.  To początek. Dalej już pójdzie. Może być przydatny jakiś algorytm, narzędzie z Twojego banku danych. I będzie pomagał (jak będziesz w kontakcie ze sobą i z grupą).

Bartosz Płazak

14 października, 2019 by DW 0 Comments

Pole czy role?

W grupie zawsze jest miejsce dla błazna, mądrali, niechcącego nic robić,  nieobecnego, aktywnego, współpracującego, rozsądnego, porządkującego, zasłuchanego, pilnie piszącego, niezadowolonego i tgo co mu coś wypadło… Zbiór nazw ról jest tu tylko zasygnalizowany, można by go rozwinąć, nazywać role jeszcze bardzo długo. I tak nie będzie to pełen opis. Pewnie nigdy nie będzie to pełen opis bo przybierają one różne kształty, pojawiają się w różnych odmianach, są różnie postrzegane przez opisujących. Jednak są uniwersalne, jako jakości w swoim rdzeniu. W każdej grupie się zdarzają. Mniej lub bardziej wszystkie, mniej lub bardziej wyraziście.  W każdej grupie trochę inaczej, z innym natężeniem, w innej konfiguracji. Mniej lub bardziej jaskrawo widoczne, w różnym tempie się ujawniają, różnie długo trwają.

Łatwo uznać, że to osoby. Przyjąć, że to uczestnicy coś przynieśli ze sobą, są tacy, tak mają, taki mają charakter, osobowość, wyuczone reakcje na bodźce. Spojrzeć na tę grę ról wprost i na serio.

Arnolnd Mindell (psychologia oparta o proces) uznaje role za zjawiska pochodzące z pola grupy. Parafrazując  twórcę podejścia procesowego, to jak się ktoś zachowuje ma związek z jego doświadczeniem, charakterem, wyuczonymi reakcjami ale nie do końca to co on robi jest pochodną tychże. Grupa jako zbiór procesów wewnętrznych osób, które w niej uczestniczą, stanowi osobny byt, nowe pole. Z niego (z pola grupy) wyłaniają się role, grupa jest kiedy są role, role ją tworzą. Grupy to coś uniwersalnego. Są wszędzie, od zawsze, zawsze były i będą. Ludzi się zbierają, gromadzą. Zebrania, plemiona, rodziny, zespoły, drużyny, gangi. Można więc powiedzieć, że pole informacyjne grupy jako zjawiska jest stare i są w nim wzorce ról grupowych. To więc co spotykamy jako trenerzy (role grupowe) jest uniwersalne i mniej lub bardziej będzie chciało się powtarzać w grupach. Osoby które pojawiają się w naszych grupach obejmują role, które tam na nie „czekają”, specyficzne dla konkretnej grupy i sytuacji, a kluczem wejścia w role przez uczestników,  jest to, jak się postrzegają, z czym się utożsamiają i bliskość tej tożsamości do roli która jest do objęcia. Potem tylko klik, i mamy rolę.

Bywa, że rola pojawia się i znika. Ma bowiem swoją funkcję do spełnienia a później przestaje być potrzebna, bo grupa się rozwija. Bywa, że rola jest nadal bo jest potrzebna i to może być sygnał, że grupa się nie rozwija, rozwój następuje za wolno. Są też role, które trwają bo taki jest ich charakter.  Rola mówi ze swojego tekstu (roli), wysyła sygnały, chce dopełnić swojego zadania. Dopiero kiedy zadanie zostanie zrealizowane, proces grupy  pójdzie dalej (zintegruje sprzeczności, a w innej nomenklaturze: przejdzie do następnej fazy), rola może przestać się pojawiać, albo osoba która ją obejmowała może przyjąć inną rolę.

Dla nas trenerów ma to szczególne znaczenie. Łatwo bowiem patrząc na zachowania uczestników przypisywać im coś.  Uznawać, że jacyś są. Tymczasem patrząc trochę bardziej procesowo (w rozumieniu A. Mindella) to raczej patrzymy na rolę. Nie na osobę. W tym sensie to rola jest czymś większym. Bardziej uniwersalnym.  Czymś co ma tu funkcję w tej grupie. Ale tylko w grupie. Kiedy jest grupa. Poza grupą często widać tę osobę inaczej. Po dzwonku, na przerwie, mamy do czynienia z całkiem poważną osobą, serio, konkretnie, rzeczowo, w dystansie. A na sali wesołek.

Role mają swoje zadania. Dobrze by mogły je wypełnić Wtedy grupa idzie dalej. Warto je zauważać i jako trenerzy dobrze byśmy ich nie blokowali, może raczej traktowali jako sprzymierzeńców i zadawali sobie pytanie po co są. Co chcą tu zrobić. W czym tej grupie pomagają. Jakie proponują rozwinięcie tego, co jest teraz. Jaki proces mówi przez nie, że chce się wydarzyć. I to może być kierunek rozwoju dla grupy. Dzięki temu pole grupy zmienia się, rozwija. ujednolica, uspokaja.

Bartosz Płazak

12 października, 2019 by DW 0 Comments

Emocje w pracy trenera. Strach

W powszechnym doświadczeniu strach to jedna z bardziej niepożądanych emocji. Kryje się pod stresem, tremą,  denerwowaniem się, niepokojeniem. Najlepiej, aby strachu nie było, myślisz. Ale się pojawia, (prawie) zawsze jest. Przed każdym wystąpieniem, warsztatem, szkoleniem, ważną rozmową, egzaminem. Powiem tak: to bardzo dobrze!

Proponuję ci zmianę historii jaką masz o strachu. Jeśli uważasz strach za zagrożenie, jako coś co odbiera ci siłę, kontakt z tym kim jesteś, z twoimi wartościami i z treścią jaką przychodzisz do ludzi, pewność siebie i zaufanie w swoje możliwości, to wierzysz w historię o strachu, która ci zdecydowanie nie służy. Tak, to kwestia historii, w którą wierzysz. Najnowsze badania nad stresem dowodzą, że jeśli wierzymy, że stres nas zabija, to będzie nas zabijał. Dlaczego tak się dzieje? Pobudzenie organizmu na skutek bodźców z zewnątrz, które mózg ocenia jako zagrażające lub nie, jest czymś naturalnym. Ciało mobilizuje się do akcji. Siła tego pobudzenia zależy od specyfiki twojego układu nerwowego, która jest właściwa dla ciebie, ale jeśli dołożysz do siły tej reakcji wpływ myśli, które automatycznie się pojawiają i negatywnie oceniają całą sytuację, to stres się potęguje. Jawne i niejawne myśli sprawiają, że stres cię przytłacza, co z czasem może doprowadzić do wypalenia.

Co więc zrobić? W pierwszej kolejności zmień swoją historię o strachu. Strach, jak każda z czterech głównych emocji, w najbardziej podstawowym wymiarze, to określona ENERGIA w ciele. Energia strachu, to mobilizacja, gotowość do działania. Coś dzieje się dla ciebie ważnego i twoje ciało się mobilizuje. Można nawet powiedzieć, że cię wspiera w danej sytuacji, bo oprócz umysłu masz jeszcze sojusznika w swoim ciele. Tutaj właśnie zaczyna się zmiana stosunku do strachu. Przestaję patrzeć na ciało w strachu jako zagrożenie dla życia czy dobrostanu. Po prostu czuję strach. Zaobserwuj u siebie symptomy tej emocji. Jak się przejawia strach w ciele? Naucz się je zauważać. Zauważaj też myśli, które temu towarzyszą, ale pozostawaj uwagą bardziej przy ciele.

Następnie zadaj sobie pytanie, o czym jest twój strach, czego się obawiasz. Emocje niosą ze sobą INFORMACJE. Co ważnego dzieje się dla ciebie w chwili strachu? O co tak naprawdę w tej sytuacji chodzi? Czego chcę, potrzebuję, gdzie są moje granice, jakie działanie jest potrzebne? Pytaj o to swój strach. I jak już to wiesz, to wykonaj to działanie wykorzystując właśnie energię płynącą ze strachu!

Strach to archetypowa emocja magów, czarodziejów, twórców, kreatorów. Bez strachu nie ma tworzenia. Bez strachu nie kreatywności. Nie ma przekraczania ograniczeń, wkraczania w nowe. I to jest nowa historia o strachu. Strach jest potrzebny do tworzenia, kreowania, wymyślania, planowania. To konfrontacja z naszą wiedzą i otwarcie się na nie-wiedzenie, po to, aby wyłoniło się coś nowego, właśnie w tej chwili, kiedy tego potrzebujemy.

Strach otwiera cię na to co się dzieje, kiedy prowadzisz grupę na procesie. Pozwala ci być w uważności i reagować na to, co się dzieje. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że bez strachu jest to niemożliwe. Jak nie ma strachu, to znak, że rządzi tu głowa, twój plan, jak ma przebiegać cały proces.

Jak praktykować takie świadome bycie w strachu i korzystanie z niego w pracy trenerskiej? Jedną z możliwości jest pójście na warsztaty bez planu jak je przeprowadzić i zobaczyć, co jest potrzebne, co przychodzi od uczestników. To jest możliwe, kiedy jesteśmy w nowej historii o strachu. A więc, bój się i rób!

Emilia Ślimko

10 października, 2019 by DW 0 Comments

Holistyczny trener czyli kto?

To pytanie co jakiś czas pada od osób z którymi rozmawiam. Zadajemy też je sobie sami co parę miesięcy na jednym z warsztatów w naszej szkole. To ważne pytanie a odpowiedź ma kilka części.

Umysł. Wiedza, poznanie,  wiedzenie, posiadanie punktu odniesienia.  Dobrze żeby trener, kiedy jest projektującym czy prowadzącym warsztat,  miał przez cały czas na uwadze wartość merytoryczną i cele jakie ma osiągnąć uczestnik. Wydaje się oczywiste. Jednak przy okazji opisywania sylwetki trenera holistycznego, oby nie był podejrzewany o zajmowanie się za bardzo duszą a nie umysłem, warto przywołać i tę oczywistość. Dobrze, żeby uczestnik mógł się dowiedzieć kto jest twórcą teorii, na jakich założeniach i czyim doświadczeniu opiera się trener przekazując wiedzę. Miniwykłady obowiązkowe. Umysł  trzeba nakarmić.

Ciało. Emocje, ruch, czucie, doświadczanie siebie w działaniu, praca, zabawa, działanie. Chodzi o to by doświadczenie miało możliwie wiele wymiarów. Jeden z nich to ciało. Jakże chętnie pomijane z powodu braku miejsca w sali, braku czasu albo z jakiegokolwiek innego. Holistycznie czyli o tym co czujemy i skąd się te emocje wzięły, ruszając się chociaż trochę, w mniej lub bardziej dynamicznej współpracy z innymi i mówiąc o tym co się z nami działo. To będzie jeśli zadbamy o pobudzanie ciała, doświadczenie i podnoszenie świadomości ciała i zrobimy miejsce wiedzy która za sprawą ciała potrafi się przejawić.

Duch,  sens, wyższy cel,  świadomość nasza i nas wszystkich. To najbardziej ulotne. I jak się okazuje możliwe. Można bowiem odkrywać  w pracy grupowej (albo je wnieść)wyższe dobro takie jak zmiana, rozwój, osiągnięcia, wartości. Na każdym warsztacie można się nad nimi zatrzymać, niezależnie od tematu. Krócej lub dłużej.  I w zupełnie świecki, przystępny dla każdego sposób. To co robimy mówiąc ze sobą w grupie o tym co widzimy, czujemy, chcemy, dokąd zmierzamy,  jednym słowem dzieląc się sobą to przecież budowanie świadomości osób. Jednostek a jednak całości. Wiadomo jak to działa.

Rynek. Niewidzialna ręka rynku może wiele. Może nas przyjąć i zaangażować w ważnej sprawie. Holistyczny trener działa na rynku ze  świadomością tego co ważne i w zgodzie ze sobą. To znaczy też, że umie budować swój rynek w oparciu o znajomość siebie, o swoje atuty, o to co robi najlepiej i lubi najbardziej. Działa nie działając, będąc w swoim na swoim najlepszym miejscu i w swoim flow.

Świat jako miejsce do zamieszkiwania przez ludzi. Kształtujemy nasz świat przez wszystko co robimy. Jak mówimy, co mówimy, do czego zapraszamy, co zatrzymujemy przed naszymi drzwiami. Uprawianie zawodu  trenera to szczególna szansa na budowanie świata dla nas i przyszłych pokoleń. Niezależnie od tematu zajęć. Możemy uczulać na to co ważne dla dobrego jutra. Dla ludzi.

Środowisko jako życie które nas otacza.

Holistyczny trener rozumie wartość jaką jest przyroda która nas otacza. Zdaje sobie sprawę z zagrożeń jakie jako ludzie tworzymy wobec równowagi ekologicznej. Swoją postawą tworzy przestrzeń pogłębiania świadomości szans jakie mamy na osiągnięcie równowagi z światem przyrody. Rozumie też eko świadomość jako rozumienie siebie i szacunek człowieka dla siebie jako dla części przyrody. Wnosi równowagę swojego życia do świata uczestników swoich szkoleń. Z szacunkiem dla ich wyborów.

Dookoła czyli przez wiele kanałów. Uznając, że jesteśmy różni jako ludzie i odbieramy i nadajemy różnie, holistycznie buduje przekaz. Oznacza to, że potrafi projektować i prowadzić warsztat językiem różnych kanałów którymi uczestnicy przetwarzają rzeczywistość. Mówi, pokazuje, wprawia w ruch, pozwala czuć, działa przez relacje, pokazuje i czyta/tłumaczy świat. Tak różnorodnie buduje strukturę pracy, żeby docierać możliwie najpełniej, holistycznie.  Z umiarem, miłością i współczuciem.

W Polu. Świadomie buduje pole świadomości. Działa w grupie budując treść na świadomości uczestniczących w niej osób tak by każdy mógł wnieść swoje unikatowe doświadczenia, wspiera jednostki, korzysta z ich perspektywy by wzmacniać  innych, podąża za tym co wnosi grupa dodając od siebie w krytycznych punktach tak by uczestnicy wzrastali. Dba o etyczny wymiar pracy. Korzysta z energii procesu grupowego i pamięta o jego mądrości. Uznaje iż jest narzędziem w procesie który i tak się wydarza.

O tym jak być Holistycznym trenerem na zajęciach Holistycznej Szkoły Trenerów.

 

Bartosz Płazak

27 września, 2019 by DW 0 Comments

Filary, czyli rzecz o programie Holistycznej Szkoły Trenerów

Program Holistycznej szkoły trenerów obejmuje trzy główne obszary. Dalej nazwę je też filarami. Są to: samoświadomość trenera, rozumienie i uwzględnianie procesu grupowego i narzędzia wspierające  pracę grupy. 

Za główny czynnik powodzenia trenera w pracy z grupą uznajemy jego własną (trenera) świadomość.  O ile wie on wiele o sobie, zna swoje mocne i słabe strony, rozumie znaczenie posiadania specyficznych dla tego zawodu kompetencji i ich poziom u siebie,  będzie w stanie zaprojektować i poprowadzić warsztaty, który przyniosą dobre rezultaty dla uczestników  a ich poprowadzenie wzmocni samego trenera. Świadomość  własnych postaw, potrzeb,  tendencji pomoże mu  sięgać po tematykę pracy grupowej spójną ze sobą. Rozumienie potrzeb uczestników wynikających z  rozwoju  grupy oraz  konsekwencji błędów w pracy z grupą i właściwe postrzeganie swoich możliwości w zakresie pracy z grupą pozwoli oferować swoje usługi  grupom o odpowiednim poziomie wymagań. Świadomość własnych procesów wewnętrznych pomoże uniknąć powodowania sytuacji trudnych, ułatwi radzenie sobie z nimi oraz wzmocni umiejętność dostrzegania i reagowania na procesy osobiste  uczestników. Świadomość  siebie w roli trenera jako nauczyciela, swojego oddziaływania na ludzi poprzez jakość wnoszoną do ich życia wskaże zakres odpowiedzialności  trenera za to co i jak robi na sali szkoleniowej. Wreszcie obejmowanie świadomością większej perspektywy oddziaływania na świat w sensie oddziaływania na system stworzony przez człowieka a także na środowisko naturalne,  pomoże wybierać  treści przekazywane innym, podejmowane zlecenia, pomoże  dobierać narzędzia, dbać o samego siebie i regulować ilość pracy własnej i pracy grupy.

Kolejnym czynnikiem powodzenia w pracy trenera jest według nas znajomość i rozumienie procesu grupowego, świadome wchodzenie w interakcje z grupą. Kompetencja w tym zakresie  wspiera budowanie kontaktu z uczestnikami, podejmowanie interwencji zapewniających bezpieczeństwo psychologiczne będące warunkiem  uczenia się, wspieranie grupy w rozwoju, usamodzielnianiu się i wypracowywaniu wyników, doborze narzędzi i interwencji trenera. Widzenie procesu pozwala nawigować  w kierunku osiągania oczekiwanych przez uczestników rezultatów. Umożliwia  jednocześnie reagowanie  na ich bieżące potrzeby a także na zmienność i emocje uczestników, pomaga uwzględniać je np. poprzez zmianę scenariusza, zmianę narzędzi, rezygnację z części zaprojektowanych zajęć i wniesienie innych. Bycie po części  w procesie jako jego uczestnik pozwala trenerowi  być wyczuwalnie dla uczestników blisko nich.

Trzecim czynnikiem powodzenia pracy trenera są narzędzia, ich dobieranie i zastosowanie. Dzięki technikom pracy ułatwiamy uczestnikom osiąganie celów, budujemy atmosferę, wnosimy jakości trudne do przekazania słowami, regulujemy tempo i energię pracy grupy, przekazujemy wiedzę w dostępny i atrakcyjny sposób a także wyróżniamy się poprzez wykreowanie własnego stylu pracy.

Świadomość trenera, proces grupowy i narzędzia jako filary programowe Holistycznej Szkoły Trenerów są odzwierciedlone w proporcji zajęć szkoły. Na wszystkich zajęciach szkoły uczestnicy poszerzają swoją  świadomość poprzez czynny udział i prowadzenie zajęć, otrzymywanie informacji zwrotnej, eksperymentowanie z własnymi rozwiązaniami, wiedzę uzyskaną od trenerów, prace własne na tle grupy, wymianę z uczestnikami i trenerami. 3 zjazdy dwudniowe dedykowane są w całości świadomości trenera jako osoby.   Procesowi grupowemu są poświęcone dwa pierwsze zjazdy (7 dni), często uznawane przez naszych absolwentów za najbardziej odkrywcze i doniosłe dla nich. Narzędziom, projektowaniu zajęć i prowadzeniu ich poświęconych jest 8 zjazdów,  wypełnionych wiedzą i umiejętnościami potrzebnymi w zawodzie trenera. 

Bartosz Płazak

27 września, 2019 by DW 0 Comments

Moc parafrazy

Właściwie to nic wielkiego. Powtarzasz to, co przed chwilą powiedziała osoba, z którą rozmawiasz. Zależy Ci na kontakcie i chcesz uniknąć nieporozumień, więc sprawdzasz, czy dobrze rozumiesz, co słyszysz. Być może przez powtarzanie chcesz zapamiętać informacje, które ta osoba przekazuje. Tak może działać parafraza. Stosuje się ją jako podstawowe narzędzie aktywnego słuchania, a usłyszane treści zazwyczaj ubiera się we własne słowa. To wiemy z teorii o efektywnej komunikacji. Ale parafraza, czy inaczej powtarzanie, tego co słyszysz, może mieć o wiele głębszy efekt dla obu stron.

Aby komunikacja miała miejsce, potrzebny jest nadawca komunikatu i jego odbiorca. Komunikat jest zakodowany w specyficzny sposób – jak np. w odpowiednim szyku słów lub gestów, przekazywany przez wybrany kanał łączący obie strony, np. w rozmowie telefonicznej lub podczas spotkania w cztery oczy. Co sprawia, że zwracamy się do kogoś z danym komunikatem? Przyjmijmy kilka założeń. Za każdym komunikatem stoi jakaś potrzeba – czegoś chcemy lub potrzebujemy w związku z tą osobą, sytuacją, naszym stanem w danym momencie. Komunikat możemy zakodować w sposób odpowiedzialny, czyli taki, w którym jasno komunikujemy, o co nam chodzi, albo w sposób nieodpowiedzialny, gdy “owijamy w bawełnę”. To ostatnie nie musi wynikać z naszej intencji, ponieważ niekoniecznie zawsze mamy świadomość, o co nam chodzi, kiedy zaczynamy komunikację. Tak samo odbiorca może w sposób nieodpowiedzialny odkodować nasz komunikat, bowiem może usłyszeć to, co chce lub wziąć nasze słowa za właściwą treść, którą chcemy przekazać. Odbiorca może mieć jakieś poczucie lub wrażenie po odbiorze komunikatu, ale niekoniecznie usłyszeć o co dokładnie chodzi. Może wówczas zachować się w sposób, którego nie przewidzieliśmy.

Jak więc słuchać i odbierać komunikat w sposób odpowiedzialny? Zanim padnie odpowiedź, potrzebne jest nam jeszcze jedno założenie: komunikacja trwa dopóki właściwy komunikat nie zostanie odebrany, czyli usłyszany. Innymi słowy: jeśli usłyszysz, co do ciebie mówię, i będę mieć pewność, że to, co słyszysz, jest tym, co do ciebie mówię, to pojawi się we mnie uczucie ulgi, że zostałam zrozumiana i mogę zakończyć tę komunikację. I zająć się czymś innym. W innej sytuacji może być tak, że przez cały dzień będę próbowała ci to przekazać na wiele różnych sposobów, do momentu aż usłyszysz, w czym rzecz. I tutaj ze swą mocą przybywa parafraza.

Najlepiej przetestować to przy najbliższej okazji. Kiedy kogoś słuchasz, poproś, aby w czasie swojej wypowiedzi robił/robiła krótkie przerwy, abyś mógł/mogła powtórzyć to, co słyszysz. Nie ma potrzeby, aby ubierać to wyszukane własne słowa, powtarzaj możliwie wiernie  i często. Umów się ze swoim rozmówcą, że po każdym powtórzeniu da ci sygnał, że to jest dokładnie to co powiedziałeś (najprościej słowem TAK) albo niech cię skoryguje, jeśli to nie to (powtórzy jeszcze raz, co chce powiedzieć). Być może wydaje ci się to teraz dość sztuczne, niemniej w praktyce, po chwili powtarzania, odkryjesz, że rozmowa zmierza do sedna – tego co ma być przekazane. Kolejne potwierdzenia – TAK – od osoby, z którą rozmawiasz, pozwolą jej bez blokad z twojej strony, powiedzieć dokładnie to, co potrzebuje być wypowiedziane. Co więcej, takie powtarzanie i potwierdzanie, pozwala zejść głęboko w procesie wewnętrznego odkrywania, o co tak naprawdę chodzi, a więc jaki jest najgłębszy komunikat. Gdy osoba, z którą rozmawiasz powie dwa razy to samo po twoich powtórzeniach, to jest najprawdopodobniej właściwa treść, która ma do ciebie trafić. Jest to tzw. pętla domknięcia komunikacji.

Niektórzy mówią, że pod każdym aktem komunikacji kryje się komunikat “kocham cię”. Zapraszam cię do eksperymentu, by to sprawdzić.

Emilia Ślimko