KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

15 kwietnia, 2019 by DW 0 Comments

O trudnościach.

Opór. O tym co może być trudne na warsztatach. 

Czy to co trudne zawsze musi być trudne?  Co na to wpływa, że tak jest? Przecież skoro jesteśmy dorośli i przychodzimy na warsztat to wydawałoby się, że grupa i prowadzący po to samo ( tyle, że są wobec siebie po drugiej stronie).  A jednak  to nie takie proste by zajmować się po prostu trudnościami. Warsztaty z tematów takich jak opór w grupie, trudny klient, trudne rozmowy, konflikt itd. rządzą się swoimi prawami.

Kiedy wchodzimy gdzieś (warsztat, zebranie, spotkanie), które ma być o trudnościach to one (trudności) już tam są przed nami. Ludzie nawet jeśli racjonalnie rozumieją, że to będzie czas i przestrzeń uczenia się i z pozoru stoją i patrzą z boku na temat/przedmiot (trudności) jednocześnie są w pewnego rodzaju  oczekiwaniu na tę trudność. Że ona przyjdzie do nich. Że będą musieli się z tym zmierzyć. Że im będzie trudno. Że coś w tym spotkaniu z trudnościami będzie takiego co sprawi im osobiście przeżycie, którego sobie nie życzą ( tak na co dzień).  Klasyczne lęki: przed oceną, przed ujawnieniem słabości, przed odrzuceniem, czy te w obliczu bycia od kogoś innego gorszym czy lepszym, i te przed zderzeniem się z prawdą o sobie i może jeszcze mnóstwo innych, czają się w uczestnikach takich warsztatów i spotkań. Niestety mało kto o nich mówi. Obok lęków stoją ciekawość tematu, prowadzenia, zdania i doświadczenia innych, nadzieja na wzrost kompetencji, na to że w przyszłości będzie lepiej, że dzięki temu wysiłkowi coś dobrego się wydarzy. Są też ambicje, że jak to ja się nie nauczę, jest sumienność, że trzeba być na warsztacie i znać temat, jest wiara, że trud przyniesie nagrodę. Innymi słowy tygiel różności. Albo proces. W tym procesie zmieszane jest dużo różności: myślenia i emocjonowania się, działania (wycofywania się). I przecież jest jeszcze zadanie: mierzenie się z trudnościami. Uczenie się na doświadczeniu. Uff. Sporo tego.  A jednak nikt nie mówi, że jest ciężko (niezapytany). Może z powodu obawy przed trudnością?

Tak więc trudność przynosi trudność. Ruska baba w babie. Atmosfera na warsztacie z radzenia sobie z oporem (trudnych rozmów, trudnych klientów) mimo wyraźnego zadowolenia z odkrywania podłoża oporu, uczenia się narzędzi pracy z trudnościami  jest właściwie zawsze ciężka. Wszyscy bowiem mierzą się wewnątrz złożonym i wymagającym procesem własnym, na to nakłada się to co w procesie grupy. Nie przeszkadza to w byciu zadowolonym na koniec warsztatów. A nawet pomaga.

Warsztaty z tematyki trudności są specjalnym  wyzwaniem dla prowadzącego. Uczestnik może mieć na głowie swój proces i zadanie mierzenia się z trudnością. Prowadzący ma jeszcze ( oprócz swojego procesu i zadania) do zajęcia się procesem grupy, uczestnikami którzy mają trudności i dobrze gdyby dał radę wyłowić z tego co się dzieje najważniejsze zdarzenia by zrobić z nich użytek jako z doświadczeń. Ma też do wykonania zadania przekazania wiedzy i pomocy w tym by została przyjęta.

To co mi zwykle pomaga w osadzeniu się na tyle by prowadzić taki warsztat to perspektywa współczucia.  Współczucie  dla siebie i dla tej drugiej strony. Widzenie siebie i kogoś w tym co jest i nazywanie tego co widzimy i czujemy. Uznanie, że być może niewiele możemy szybko zmienić, a na pewno nie mamy na to jednostronnie recepty. Otwarcie się na to, że nie będzie tak jak chcemy, przejście na stronę tego co nieznane i oczekiwanie go z otwartością i akceptacją, wiara, że ci którzy są obok też chcą też dać i zyskać coś dobrego. Poszukiwanie rozwiązań przez angażowanie i ujawnianie swojego procesu (emocji, tendencji do działania, myśli) obserwacji siebie i innych, dzielenie się sobą i branie od innych, działanie oparciu o intuicję i życzliwą intencję wsparcia.  Warsztat z trudności nadal jest trudny ale jakość relacji i kontaktu, nie pozostawia już wątpliwości. Jest dobra i pełna wsparcia. A z tego miejsca można ruszyć krótką drogą do uczenia się.  

Autor: Bartosz Płazak

13 kwietnia, 2019 by DW 0 Comments

O pojemności.

Wydawać się może, że to do przyjęcia. Wystarczy o tym opowiedzieć, trzeba o tym powiedzieć! Warto o tym mówić by zostało przyjęte. Przekaz powinien być zdecydowany, intrygujący, barwny, tak żeby przykuwać uwagę. Wtedy nastąpi przyjęcie i zmiana. Nauczenie się, też będzie. Ktoś będzie już to miał. Bo ja to mam w sobie i umiem przekazać. Odpowiednio krótko bo tak uważam, że jest najlepiej albo odpowiednio kwieciście i długo bo tak do mnie przemawia. Zależy jak Ja to widzę…

Wydaje się logiczne. I może można by się spodziewać że zadziała. A jednak bywa, że w pracy z grupą, z uczestnikiem nie działa. Coś się korkuje, coś nie idzie, coś zapada się w ciszy i zmienia się energia pracy. Prowadzący może być święcie przekonany, że to co wnosi jest adekwatne, na temat, warte uwagi i ciekawe. A jednak coś nie jest tak…

Mamy grupę, albo uczestnika warsztatu. Ma on (mają oni) swoje doświadczenia, nadzieje, potrzeby, jest (są) osadzeni w tym swoim świecie. Mają swoje progi, ich świadomość obejmuje inny zakres niż Twoja. Pojawiają się na szkoleniu gdzie prowadzący ma za zadanie czegoś ich nauczyć (a przynajmniej często tak widzi swoją rolę i mocno jest w tym postrzeganiu siebie osadzony). Uczestnicy i prowadzący chcą współpracować i wydaje się, są dokładnie kompatybilni ze sobą. Warsztat jest na temat, mieści się w ramach czasowych, zgadza się program.  Uczestnicy dają sobie informację zwrotną a prowadzący dodaje od siebie. Niekiedy jest to feedback dla uczestnika niekiedy jest to wstawka teoretyczna. Pojawiają się emocje. Nie wiadomo skąd. Daje się zaobserwować zahamowanie pracy. Przestają być aktywni ci co byli najbardziej, zaraz potem Ci co zaczynali być aktywni, ci co nie zaczęli nie zaczynają. Robi się dziwnie. Może być wiele przyczyn, ale dziś o pojemności.

Nie da się przekazać więcej niż ktoś może przyjąć. Przekonywanie, argumentowanie, pokazywanie atrakcyjnych pomocy, bądź przedłużanie wywodu może być nieskuteczne. Bo nie ma pojemności. Pojemność jako zdolność przyjmowania i przetwarzania treści z założenia służących wzrostowi kończy się przede wszystkim z powodu nadmiaru przeżyć. Nadmiaru wiedzy, nadmiaru zabaw, nadmiaru gier, ćwiczeń, slajdów. Szczególnie z powodu nadmiaru emocji. I tu w przestrzeni emocji mamy szczególną rafę. O ile zadania, gry, ćwiczenia można jeszcze jakoś policzyć i przystosować o tyle emocje dzieją się we wnętrzu ludzi. Nie mnie, prowadzącego, nie w mojej głowie, która może mogłaby je policzyć i zaprojektować, przystosować… Dzieją się w ciałach uczestników.

Jedynym sposobem na dostosowanie dawki wsparcia jest uznanie, że dziać się może i się dzieje, obserwacja tego „dziania się” i (za) przestawanie dawania przestrzeni, narzędzi, feedbacku, wsparcia innego rodzaju póki czas.

Jak powiedział mój nauczyciel. Dobrze nie zagłaskać kota.

Prowadzący dobrze by miał raczej wizję jak stworzyć przestrzeń do uczenia się tych osób. Warto by brał pod uwagę ich możliwości przyjmowania, przetwarzania, posiadanie lub nie posiadanie aparatu pojęciowego wspierającego przyjęcie nowego i korektę zachowań.

I chyba co najważniejsze dobrze byśmy byli uważni.

Uważność na siebie ( co dzieje się we mnie) uważność na zachowania osób, na zmianę „temperatury” na sali, uważność na zmiany aktywności, uważność na wzrost bądź spadek jakości wytworów grupy, uważność na głębokość wejścia w merytorykę a i też w wnętrza uczestników, uważność na… uważność na…

Te uważności mówią trenerowi ile może jeszcze zrobić. I to ona pozwala odczytać  sygnały o pojemności lub jej braku.  Nie można wlać dzbanka do szklanki. Bo się wyleje.

Autor: Bartosz Płazak

13 kwietnia, 2019 by DW 0 Comments

O intencji

Wydawało się, że prowadzenie tego warsztatu nie jest najlepsze. Pozostawiały do życzenia instrukcje, można się było przyczepić do niekonsekwencji w realizowaniu ćwiczeń, wreszcie co wrażliwsi odbierali to, że Trener nie zauważał tej  i tamtej osoby i wypowiedzi. A jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Większość osób po zakończeniu dała pełen uznania feedback prowadzącemu. Ktoś powie, to się zdarza, pewnie go lubili. Może tak. A może jeszcze coś. Otóż wiele osób było poruszonych, miało wzruszenie w oczach, atmosfera była jakaś uroczysta na sali choć cisza jak makiem zasiał po zakończeniu pracy.

Warsztat ten bowiem był o tym co ważne dla Świata. Był o tym co wszyscy widzimy, wyczuwamy, odbieramy jakoś pod skórą, ale nie decydujemy się o tym mówić odpowiednio dużo, otwarcie i wprost. Przekaz prowadzącego płynął z serca, a treść nie dotyczyła umiejętności, które służą osiąganiu czegoś, byciu jakimś, bieżącego życia tu i podnoszenia jego jakości. Ba było o tym że powinniśmy się bardziej wysilać.  Była ona związana z tym co ważne dla wszystkich, mówiła o problemach świata i zarazem problemach każdego z nas. O tym co nam zagraża i zmienia życie, a zarazem o tym czego nie chcemy widzieć. A więc o jakiejś ważnej a pomijanej na co dzień dla wygody prawdzie. Pomijanej pewnie też dlatego, że dla większości niedostępnej w takim ujęciu. Warsztat więc dotyczył nas w najgłębszym stopniu, mnie, ciebie, mieszkańca Afryki, Kamczatki, Nowego Jorku, Warszawy i Pcimia. Prowadzący zaś sam poruszony do głębi problemem stał przed nami i niekiedy wydawało się że zawibrował mu głos. Z przejęcia, ze wzruszenia, pewnie i z tremy przed wystąpieniem. No i pewnie dlatego, że mówił o tym co dla niego samego było ważne z głębi.

Cóż więc znaczyły błędy w prowadzeniu? Niewiele. Dla nas oczywiście sporo w kategoriach możliwości uczenia się na błędach ;). Ale dla odebrania przekazu? Podejrzewam śmiało, że mogłyby być pominięte. Wobec tak śmiałej tezy warsztatu i pięknej śmiałości Prowadzącego.

Jak to powiedziała kiedyś moja nauczycielka trenerskiego fachu, a ja zapisałem głęboko w sercu: jeśli intencja jest dobra wiele Ci wybaczą.

I  ja dziś jeszcze coś dodam. Czym bardziej pracujesz dla większej sprawy, dajesz od siebie swoją prawdę i stoisz w niej odważnie, tym bardziej będziesz przyjęty.

Autor: Bartosz Płazak

13 kwietnia, 2019 by DW 0 Comments

O uważności w trenerstwie: emocje i trudności.

Często prowadząc warsztaty czy szkolenia, spotykamy się z sytuacjami, w których dzieje się coś ważnego, niekiedy trudnego, w grupie lub u konkretnych osób. Co wtedy zrobić? 

Ja w swojej pracy korzystam z podejścia uważności. Prowadząc warsztaty na początku deklaruję przestrzeń tak, aby uczestniczki i uczestnicy mogli mówić o tym, co się w nich pojawia, łącznie z oporem, niewygodą, niezgodą na coś. W podejściu uważności wszystko to, co się wydarza jest w porządku – jest „materiałem”, któremu mogę się przyjrzeć, który niesie ze sobą ważne dla mnie informacje. Jest to coś, co robimy praktykując uważność – przyglądamy się bez osądzania przeżywanym przez nas stanom emocjonalnym i myślom. Zapraszamy te doświadczenia, by usłyszeć, co ważnego się dzieje, co wypieramy, czego nie akceptujemy albo akceptujemy tylko pozornie.

Tak samo jak do swojego wewnętrznego doświadczenia, możesz podejść do tego, co wydarza się na warsztacie. Ważne jest wydobycie trudności na „światło dzienne”, bo inaczej możesz utknąć z procesem grupowym czy programem w miejscu i nic dalej nie pójdzie. Co z tego, że masz super plan i narzędzia, kiedy praca w grupie nie idzie, bo w cieniu czai się jakaś bomba. Wtedy rozwiązaniem jest się zatrzymać i zapytać: „co się dzieje? w czym teraz jesteście?”. Jeśli widzisz, że konkretna osoba przeżywa coś ważnego lub trudnego, możesz skierować do niej pytanie: „co czujesz w tym momencie?” i dopytać dlaczego. W dalszej kolejności, jeśli jest taka okoliczność, zapytaj: „co mogę dla ciebie w tym momencie zrobić?” albo „czego teraz potrzebujesz od grupy?”, albo, kluczowe pytanie w praktyce uważności, „czy możesz to doznanie poobserwować przez najbliższy czas?”. To ostatnie uczy pewnej szczególnej postawy wewnętrznej. Bez względu jak trudne jest moje doświadczenie, to mogę je przyjąć, czuć emocje z tym związane oraz wziąć za to odpowiedzialność, choćby w tym prostym wymiarze, że to doświadczenie jest moje. Z drugiej strony jest też grupa, która w miarę możliwości, może udzielić mi wsparcia.

Dzięki temu, że ujawniamy to, co się dzieje, przestaje „to” straszyć, „wisieć w powietrzu”, wpływać z ukrycia na atmosferę w grupie i samopoczucie osób. Ujawnianie z nastawieniem życzliwości, współczucia wobec doświadczeń drugiej strony, z mojego doświadczenia, daje poczucie ulgi dla wszystkich. Szczególnie, jeśli uczestnicy i uczestniczki przeżywają emocje związane z nami (osobami prowadzącymi). To wymaga od nas odwagi i być może nie zawsze mamy ochotę zmierzyć się z emocjami innych. Być może być i tak, że otwarcie przestrzeni na ujawnienie tego, nie jest po drodze naszym zamiarom i nie służy grupie, a może nawet danej osobie. Zachęcam cię do tego, aby z uważnością i życzliwością (do siebie i grupy) przyjrzeć się temu i rozsądzić, co jest korzystne w tym momencie dla grupy czy osoby. Zachęcam cię też do tego, aby pozwolić uczestnikom i uczestniczkom twoich warsztatów i szkoleń wnosić swoje emocje. One i tak są, nie da się ich wyłączyć na czas szkolenia. Stworzenie przestrzeni na ujawnianie i nazywanie przeżyć może ubogacić proces i zwiększyć powodzenie tego, co robisz pracując z innymi.

Autorka: Emilia Ślimko