KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

21 maja, 2019 by DW 0 Comments

O oddzieleniu i potrzebie powrotu.

Jesteśmy wyjątkowi, różnorodni, inni, każdy różni się od pozostałych i dlatego każdy musi dostać coś wyjątkowego, szczególnego od innych, najbliższych, świata, prowadzącego zajęcia…

Frank Farelly twórca podejścia prowokatywnego w głównych założeniach swojej metody twierdził coś zgoła odmiennego. Ludzie są podobni, mają na pewnym poziomie podobne potrzeby i podobne problemy. Ten fragment jego podejścia bardzo mnie kiedyś zatrzymał, dał do myślenia, otworzył na moją zwykłość i podobieństwo z innymi. W pracy warsztatowej uwolnił moje myślenie o tym by stwarzać okazje do spotykania się w podobieństwie i odczarowywać oddzielający ludzi od siebie i od innych mit indywidualizmu.

Obserwuję na warsztatach jak potężną barierę stanowi dla ludzi myślenie o sobie w kategoriach  inności, różności, wyjątkowości, uznawanie za wartość  budowania siebie w oparciu o różnienie się. (nie mam nic do różnic, nie mam złudzeń, że w ogóle  jesteśmy bardzo podobni, jednak dostrzegam siłę podkreślania tego przekonania jako wartości, umacniania go w ludziach,  i jego destruktywną siłę). Często tamtym przekonaniom towarzyszy przekonanie, że muszą być profesjonalni czytaj wszystkiemu dawać radę, sami uporać się ze swoimi zadaniami (problemami). Jeśli do tego dołącza  jeszcze myślenie, że trzeba utrzymywać wizerunek samowystarczalnego indywidualisty, profesjonalisty który świetnie sobie radzi  też ze sobą,  na horyzoncie pojawia się samotność i wypalenie zawodowe.

Kiedy ludzie w prostych ćwiczeniach warsztatowych zaczynają mówić do siebie o sobie okazuje się nagle, że są bardzo podobni. Że mają te same problemy (choć różne w szczegółach), że mają te same potrzeby (choć na różnym tle), że tęsknią przede wszystkim za głębokim kontaktem z drugim człowiekiem i ze sobą samym, że brakuje im czasu, że wśród obfitości dóbr, usług i pieniędzy potrzebują odnowić kontakt z emocjami, znów mówić o rzeczach dla siebie ważnych, że potrzebują znaleźć czas na wyjście z zadania i podążanie za sobą i swoim szczęściem.

Dzięki ujawnieniu tego (się)  pojawia się w grupie więcej poczucia podobieństwa, bezpieczeństwo, zaufanie. Ujawnia się tęsknota za kontaktem, potrzeba dalszej wymiany.  Okazuje się, że można mówić o problemach i poszukiwać rozwiązań. Widać jak odkrywane są na nowo ledwie przykurzone ścieżki rozmowy, wymiany, wsparcia. Widać jak lekko można ze sobą być, jak niewiele wiedzieliśmy o sobie i jak kurz wyobrażeń o nas nawzajem przykrywał coraz bardziej drogę do współpracy, wspólnoty.

Co takiego jest w dzisiejszym świecie, jaka norma, zachęca nas do oddalania się od siebie? Co jest tak silne, że dajemy się oddzielić od siebie i od innych? Jak wrócić do kontaktu ze sobą i innymi ludźmi?

Autor: Bartosz Płazak

21 maja, 2019 by DW 0 Comments

O superwizji.

Warsztat superwizyjny, czyli rzecz o przekraczaniu progów.

Grupa ta pracuje ze sobą już prawie rok. Zęby zjedzone na występowaniu przed sobą, ćwiczeniu, konfrontowaniu poglądów,  dzieleniu się wątpliwościami i po prostu realizowaniu różnych zadań razem. Naprawdę dużo doświadczeń. Wśród nich przeżycia  przyjemne, ciekawe, trudne, doniosłe, intrygujące i te które można by nazwać dzień jak co dzień w pracującej grupie. Dobre, zdefiniowane, utrwalone relacje, jasny stosunek do szkoły i prowadzącego. Zaufanie, wszyscy do wszystkich w stopniu co najmniej wystarczającym.

Spotykamy się na 13 z 14 zjazdów. Na tym zjeździe zadaniem każdego z uczestników jest zaprezentować wybrany fragment swojego 16 godzinnego  autorskiego warsztatu. Istotą tego zjazdu jest zmaterializowanie się uczestnika w roli trenera w możliwie pełnym tego słowa znaczeniu. Przez około godziny tylko, nie cały dzień, ale jednak każdy ma tu za zadanie wyjść przed pozostałych i zrobić swoje. To słowo oznacza tu, że każdy ma pewne ściśle określone zadanie co do jakości swojej pracy. Jeśli idzie o treść jaką wypełni swoje wystąpienie to jest to całkowicie jego wybór.

Na każdym warsztacie tego typu a poprowadziłem ich  kilkadziesiąt, uczestnicy są w zmieszanych przeżyciach. Chcą, czekają, boją się, rozumieją swoje położenie i nie wiedzą czego się spodziewać, wiedzą co potrafią i jak wykonać swoje zadanie i jednocześnie gubią się w obawach i czarnych filmach o tym jak im pójdzie wystąpienie. Próg na pełny kontakt, na bycie nauczycielem, na zrealizowanie całości od a do z, na zmieszczenie się w czasie, na poradzenie sobie z wewnętrznym krytykiem, na zaufanie sobie, na zastosowanie swojej wiedzy, na pokazanie, że się jest wystarczająco dobrym, albo lepszym, na pokazanie się ludziom, którzy widzą Cię od roku, na wniesienie do grupy swojego dzieła… Ach te progi…

Oczywiście wszystkim idzie wystarczająco dobrze.  Po wszystkim, nawet trudniejsze informacje zwrotne są budujące, uczące, wartościowe… Każdy dostaje mnóstwo uznania i słucha o tym jaki postęp zrobił, jakie wartości niesie jego warsztat i jak pracował z grupą.

Obojętne czy prowadzący swój autorski warsztat jest w pełni z siebie zadowolony, całkiem zadowolony, wystarczająco zadowolony, trochę zadowolony czy niezadowolony, ci co przeszli ten próg czują się inaczej. Pojawia się lekkość, ulga, zadowolenie, poczucie mocy, swoboda, rosną skrzydła. Wzruszenie i poczucie wolności przeważa wśród wypowiedzi na rundzie zamknięcia.

Atmosfera, ktoś powie pole grupy, zmienia się. Z startowego poczucia zagrożenia, napięcia  i chęci ucieczki przed wystąpieniem, zostaje tęsknota za przygodą i apetyt na jeszcze. Zaczynamy mówić o tym co dalej w tej szkole. Cieszymy się na warsztat który jest następny.  Tak jest za progiem na bycie praktykiem trenerstwa. A i tak wszystko jeszcze przed Wami.

Autor: Bartosz Płazak

20 maja, 2019 by DW 0 Comments

O upraszczaniu

Spotykam ludzi którzy robią bardzo piękne rzeczy, pełne, mocne, wartościowe i proste. Budzi to mój podziw. Bywa, że znajduję się  w okolicznościach, w których ktoś robi coś w bardzo prosty sposób, szybko. Budzą się we mnie wtedy  obawy, że coś ważnego może nie zostało wzięte pod uwagę.

Warsztat omówienia procesu grupowego ma na celu nazwanie, uporządkowanie i ujawnienie zjawisk dziejących się w grupie podczas 5 dniowego treningu interpersonalnego. Te dwa warsztatowe dni mogą się wydawać absurdalnie długim czasem przeznaczonym na… gadanie, omawianie… Bo przecież my siedzimy dwa bite dni i gadamy o tym co się działo przez 5 dni parę tygodni temu. Tym za to, co byli na treningu, raczej wydają się te dwa dni za krótkim czasem na to by się dowiedzieć tego co ich fascynuje o nich samych i o grupie.

Obserwujemy więc zachowania uczestników, przypominamy i opowiadamy je sobie jeszcze raz z perspektywy trwania treningu i dzisiejszej, perspektywy głównych zaangażowanych w interakcje i obserwatorów, perspektywy uczestników i trenerów. Emocje z treningu są żywe w całej grupie pomimo upływu pięciu tygodni i choć nie ma tu miejsca na pracę z nimi wypieki na policzkach i iskrzące oczy mówią same za siebie. Pojawiają się fascynujące odkrycia. Drugie i trzecie dno. Okazuje się, że ci co pomagali walczyli o władzę, ci co byli przemili byli wewnątrz rozzłoszczeni, ci co mówili mieli ochotę na co innego, ci co czekali chcieli mówić, ci co byli ofiarami byli też napastnikami, prymusi byli strategami przetrwania, współczujący uciekali od bycia w grupie a trenerzy byli dobrym i złym gliną, co gorsza na przemian. Ciekawe jest dziś jak uwalniające było mówienie wtedy na treningu o złości i lęku, jak zbliżające było bezpośrednie powiedzenie komuś tego, co w kimś innym budziło napięcie. Intrygujące jest dowiedzieć się jak trudno było przetrwać drugi dzień kilku osobom i jak wielu  uczestników miało poczucie uwolnienia i radości gdy ukazała się naszym oczom zagadka stojąca za czyimś gadulstwem i inna stojąca za czyimś milczeniem… Brzmi groteskowo? Może odrobinę dla tego kto tam nie był. Tymczasem tu, na sali ciekawość, pragnienie więcej, pełne skupienie, narastająca aktywność, refleksje, wglądy, decyzje, ożywione wymiany i pełne znaczenia milczenie niektórych. A to nie wszystko. Tego co widzimy nie da się opisać tu w kilu linijkach tekstu. Odkrycia te to czubek zaledwie góry lodowej tego, co dowiaduje się każdy z uczestników o sobie i tego, czego uczy się o rozwoju grupy i jej prowadzeniu.

Pozostaje pytanie jak to uprościć? Kiedy to będzie możliwe? Ano pewnie po paru latach pracy z grupami. Może też po wykonaniu jakiejś pracy nad sobą. Pewnie nie od razu będzie prosto.

Na początek dobrze się sprawdza przestudiowanie możliwie głęboko każdej sytuacji grupowej i układanie scenariuszy zajęć. Tak by móc sięgnąć na sali do wcześniej zaplanowanej struktury pracy. Posiadanie kilku wariantów scenariusza jest bardzo dobrym pomysłem. No i jest co upraszczać. Praca na procesie choć wydaje się prosta i  że płynie sama jest bardzo pozornym uproszczeniem. Jest raczej trudniejsza. I sama zaczyna wychodzić jako pochodna doświadczenia w pracy na scenariuszu.

Coraz bardziej powszechna dziś tendencja do upraszczania, (a może przyspieszania), wydaje mi się bardzo pociągająca. Można chyba osiągnąć więcej krótszym czasem i mniejszym wysiłkiem … Osobiście jednak budzi ona tez mój opór. Wydaje mi się, że upraszczać można, kiedy ma się wcześniej wgląd w możliwie dużą całość tego co ma być uproszczone. Tendencja do działania w sposób uproszczony, przyspieszony ma w sobie pułapkę pominięcia. I moim zdaniem to pominięcie o ile ktoś popełnia grzech upraszczania przed zapoznaniem się z całością może wrócić do upraszczającego kłopotem. A w świecie (w grupie)kłopot wywołać.

Autor: Bartosz Płazak 

9 maja, 2019 by DW 0 Comments

Nieobecni mają głos. Prawda czy fałsz?

O tych których nie ma.

Właściwie nie ma powodu żeby się przejmować tym, że kogoś nie ma. Miał być, był wcześniej, wniósł co miał wnieść, wyniósł co miał wynieść. Skoro zadanie ma się dobrze to jego (nieobecnego) nieobecność nie przeszkadza. Przecież jesteśmy tu po to by się uczyć. Przecież mamy tu jakieś zadania, jakąś teorię, jakieś ćwiczenia do wykonania sami i w grupie. Zrobimy i do domu. Zrobimy bo to przecież tylko od nas zależy. Prawda czy fałsz?

Warsztat jak wiele poprzednich. Zaczynamy pracę na jednym z ostatnich spotkań w długim cyklu. Wszystko z pozoru jak zawsze. Otwieramy, działamy, mówimy, są zadania, jest refleksja, są doniosłe wnioski, wzruszenia, emocje, odkrycia, wdzięczność…

Nieobecność uczestników, którzy przez cały cykl wnosili pewną jakość coś jednak zmienia. Nie ma osoby, która reagowała na żarty Kowalskiego i mówiła mu kiedy ma przestać, nie ma osoby, która miała piękne metaforyczne refleksje wznoszące pracę grupy na wyższy poziom, nie ma osoby, która zawsze była w stanie zobaczyć coś pozytywnego i wartościowego w grupowym trudzie, sporze, impasie. Nie ma osoby, która co zjazd robiła postęp w odkrywaniu siebie a wszyscy inni jej kibicowali. Nie ma kogoś kto miał kłopoty rodzinne i komu można było choć przez chwilę współczuć, słuchać czy inaczej wspierać nawet w przerwie. A może nie ma też kogoś, kto zawsze wiedział jak w dwu słowach pięknie podsumować dyskusję, zamknąć niepotrzebną wymianę, a nawet w imieniu innych sprzeciwić się prowadzącemu.  Ktoś o tym powie na głos, że ich nie ma, że brakuje? (nie, bo może uznajemy, że mają prawo do nieobecności). Ktoś powie, że mu z tym trudno? (nie, bo może uznajemy, że nie mamy prawa do oczekiwania wobec innych obecności i nie dajemy sobie prawa do czucia potrzeby bycia z kimś w relacji o jakimś określonym kształcie). A szkoda.

Ci którzy są dziś nieobecni do tej pory pełnili w tej grupie pewne role. Do tych ról w tej grupie była kierowana pewna specjalna porcja uwagi i treści. Teraz nie wiadomo co z tym materiałem zrobić. Nieobecni dawali też coś specjalnego, czego nie dawali inni w tej grupie, a co było ważne by ta grupa była całością.

Można by powiedzieć, że zmienia się układ sił w grupie, można powiedzieć, że to inna grupa, że zmienia się jej pole, inne napięcie pojawia się w podobnych sytuacjach do tych z poprzednich zjazdów. Coś co było możliwe do zrobienia w poprzednich zjazdach kiedy był pełen skład nie jest już możliwe. Możliwe jest co innego. Przynajmniej jednak na początku pracy to „innego” raczej oznacza mniej niż więcej. Dominuje niższa energia, czegoś brakuje, praca wydaje się wymagać więcej od uczestników. Jakby tęsknota, brak, niedopełnienie wisiały w powietrzu. Trudno je uchwycić i nazwać bo racjonalnie patrząc wszystko jest ok. Praca jest, ludzie są, wartość merytoryczna jest. Tylko paru osób brakuje. A wcześniej byli.

To czy komplet grupy jest na sali szkoleniowej jest raczej pomijane. Trudno interweniować wobec czyichś osobistych i uprawnionych wyborów.  Fokus na zadanie sprawia, że uznaje się, że prowadzący ma coś do przekazania, a grupa jaka będzie taka będzie i wystarczy. Coraz powszechniejsze jest oczekiwanie angażowania grupy, pracy na doświadczeniu. No i co? Wychodzi na to, że grupa jest potrzebna by wykonać zadanie w pełniJ. Oczywiste. Ciekawie robi się jak praca zaczyna kuleć kiedy ludzie nie pojawiają się na zajęciach w dłuższych cyklach. Ciekawie (trudno, choć ciężko z tym pracować)  robi się jak uczestnicy wychodzą z zajęć w ich trakcie (nawet całkiem krótkich zajęć).

Fałsz. Niestety. Żałuję, nieobecni mają wpływ. Szczególnie jeśli obecni mają wobec nich jakąś potrzebę czy zaległość. To prawidłowość zdaje się nie tylko w pracy warsztatowej ale w ogóle w pracy grupowej, a nawet w ogóle w relacjach.  Zwłaszcza w tej co trwa nie dzień, dwa a kilka czy kilkanaście zjazdów.

Autor: Bartosz Płazak