Autentyczne ja.

Autentyczne ja
W pracy z grupami autentyczność prowadzącego jest często wymienianym czynnikiem ogólnego powodzenia warsztatów, dobrego odbioru prowadzącego, skuteczności przekazu, wiarygodności, bezpieczeństwa, zaufania itp. Jest też pewnymi mitem, świętym gralem, czymś chcianym i do czego posiadania powinniśmy dążyć, mamy umieć ją budować, rozwijać itp. ( co już samo w sobie trąci fałszem, ale słyszałem wiele razy, że ważne).
Wydaje mi się nie bardzo możliwe by ukazywać się z całą autentycznością w grupie. Wydaje się, że rola prowadzącej/go, jest jednak wycinkiem, a tym samym nie za bardzo jest autentycznym ja tej osoby. Ot, gwóźdź. Jak tu być autentycznym i nie móc być jednocześnie?
Co to jest więc, ta autentyczność? Skoro jest taka ważna… Czy jeśli wybieram być w otwartych emocjonalnych reakcjach to jestem autentyczny? Czy kiedy wybieram być w chłodnej profesjonalnej pozie to już nie jestem? Czy kiedy kieruję grupą dyrektywnie i w najlepszej intencji pomimo głosów, które chciałyby inaczej z własnych powodów, to jestem autentyczny, a może nie, bo ktoś widzi inne moje jakości, których jednak nie wybieram tu eksponować? Czy może, kiedy jestem łagodnie, przyjaźnie, uprzejmie nastawiony i staram się pomijać nawet trudne zachowania uczestników to jestem autentyczny bo to akurat z jakichś powodów wybieram? Czy jeśli je stosuję wszystkie te warianty, po sobie, bo umiem, dostosowuję do potrzeb procesu, ale jestem zmienny w związku z tym, to jestem autentycznym sobą? Bo przecież jestem zmienny. Choć powtarzalny w dużym przekroju, z lotu ptaka… Po czym poznajesz, że ktoś jest autentyczny, po czym, że Ty jesteś autentyczny?
Praca z grupami nieuchronnie prowadzi prowadzącego do jego rdzenia. Czy zwerbalizujesz swoją odpowiedź czy nie, kiedy pada trudne pytanie, pojawia się zaskakujące zachowanie grupy, możesz zaobserwować swoją naturalną reakcję rodzącą się wewnątrz. I inni też ją widzą, nawet jeśli sobie nie pozwalasz na jej pełniejszą ekspresję. A na pewno ją przeczuwają i… pewnie też nie pokazują tego.
Relacje między prowadzącym i uczestnikami, choć na krótko, na czas warsztatu, ale pojawiają się w pracy grupowej i są katalizatorem rozwoju twojego autentycznego Ja. Konieczność odwołania się do siebie samego wywołuje konieczność eksploracji jakie to Ja jest. Rola prowadzącego jest czymś większym niż Ty a więc można czerpać z jej wzorców i naśladować je. Jednocześnie Ty jesteś większy/a niż rola. Większy o siebie, tego który jest na sali w tej chwili. Kontakt ze sobą, gotowość na ryzyko interpersonalne, ujawniania swojego Ja w jego autentycznej teraźniejszej wersji umacnia Cię i uziemia o ile sobie pozwalasz na takie ujawnianie choćby wobec siebie. Pozwala oddalić poszukiwania oparcia w akceptacji innych, zluzować napięcie związane z kierowaniem się po akceptację do innych i kreowaniem się pod nią. Twój nerw błędny jest mniej aktywny, kiedy koncentrujesz się na sobie, dajesz sobie przestrzeń na własne reakcje i poczucie bezpieczeństwa od wewnątrz wzrasta. Maleje za to skłonność do reakcji automatycznej, typu walcz czy uciekaj, lub znieruchomiej. Jednocześnie właśnie dzięki, umiejętności utrzymywania stanu wewnętrznego bezpieczeństwa, może robić się więcej miejsca na uzewnętrznioną autentyczność.
Kiedy więc znasz (uświadamiasz sobie) swoje wartości (można ich nie znać w sensie ich uświadomienia sobie, pomimo, że w głębi przecież są J) łatwiej jest stanąć za nimi, do nich się odwołać, oprzeć się o nie. Kiedy spotykasz podobne do twojego zdanie w kimś możesz zarezonować pozwalając tej reakcji się ujawnić. Kiedy czymś się emocjonujesz możesz dopuścić te emocje do głosu i ukazać je w adekwatnym stopniu. Wreszcie w razie potrzeby możesz stawiać granice w oparciu o to co dla Ciebie ważne. Obecność, nawiązanie przyjacielskiej relacji ze samym sobą współczującej obecności wobec siebie z zachowaniem prawa do błędu, odroczeniu osądu, ciekawości i jednocześnie należytej staranności w relacjach ( tu zawodowych)wzmacniają ten kontakt ze sobą wspierają przejawianie autentyczności.
Kiedy walczysz lub starasz się o to żeby było tak jak ma być (przesłanki, wytyczne, przekonania świadome i mniej) ciało spina się i uwrażliwia na sygnały z współczulnego układu nerwowego. Reakcja walki czy ucieczki sprzyja oddzieleniu się od siebie, porzuceniu poszukiwania aspektów wewnętrznych budujących bezpieczeństwo. Łatwo wtedy uciec w poszukiwania algorytmu działania w pamięci, w głowie. A te jak na złość bywają w takich okolicznościach trudniej dostępne. Trudniej też sięgnąć do autentycznych przeżyć wewnętrznych, będąc w reakcji tego typu. Warto więc znać i pielęgnować swoje bezpieczne, świadome miejsce dostępności do zasobów.
Ciało jest przejawem ducha w meterii. Cielesne reakcje są przejawem dialogu twojej istoty ze światem przez interfejs ciała. Autentyczne Ja jest więc być może takim, które jest połączone z ciałem a przez to ze światem, i reaguje na otoczenie w zgodzie ze sobą uwzględniając wskazówki swojego duchowego kompasu-ciała. Kiedy więc staramy się być autentyczni według jakichś zewnętrznych recept, może to się okazać trudne, niemożliwe, bezsensownym wysiłkiem tworzenia czegoś czego nie ma. Bo czy można powiedzieć, że ktoś jest nieautentyczny? W lęku będzie inny niż w satysfakcji, w złości czy w spokoju… Ale za każdym razem autentyczny w sobie. Być może te próby bycia jakimś, spełniania jakichś kryteriów, są próbami nie bycia autentycznym…
Fizyczność, energia, jest związana z obecnością skumulowanych w organizmie przeżytych doświadczeń. Na ile jesteś w stanie wyrazić się w tym świecie przez ciało, taka jaka jest Twoja energia, zależy od tego w jakim stopniu Twoje mechanizmy obronne się na to zgodzą. Im mniej Twojej świadomości i integracji wokół obron tym trudniej Twoje autentyczne ja nazwijmy je tu duszą będzie mogło przeniknąć do rzeczywistości w twoich zachowaniach. Podjęcie więc pracy nad sobą, udrażnianie przepływu energii autentyczności jest istotne dla Twojego przewodnictwa innym. Bo daje im oparcie, i inspiracje. Kiedy jesteś jaki/a jesteś, oni też mogą bardziej. Bo w Tobie upatrują wzoru… (na warsztacie).