KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

Category: Blog HST

Czarny łabędź

Łabędzie są białe. Kropka. Z daleka rozpoznajesz łabędzia. W locie, czy na wodzie. Łabędź to łabędź. A czarny jest tak rzadki, że trudno uwierzyć w jego istnienie…

Inwestorzy na giełdach zawsze są podzieleni co do tego czy będą wzrosty czy spadki. Nie ma sytuacji, w której nie znaleźli by się tacy co mają nadzieję na akurat jeden scenariusz, inny niż reszta. Korzyści można czerpać z inwestycji w nadziei na wzrosty i na spadki. Można też zabezpieczać inwestycje używając do tego specjalnych narzędzi. Można wybrać inwestycje, które są mniej i takie co są bardziej ryzykowne i posługiwać się specjalnymi narzędziami do oceny i równoważenia ryzyka. Można zagrać z lewarem, czyli zwielokrotniając wartość zainwestowanych środków. To wszystko w celu zapewnienia sobie możliwie dużej szansy na korzyści z inwestycji (stopy zwrotu).

Rynek jest chaotyczny i nie daje się przewidywać. Każda próba określenia tego co będzie jest raczej grą emocji i prawdopodobieństwa zaistnienia zdarzeń. Pomijając teorie o istnieniu tak wielkich podmiotów, że mogą one kształtować bieg wydarzeń na rynku i  wtajemniczonych osób znającymi fakty mające znaczenie przed pozostałymi, uznaje się raczej, że nie ma mocnych, którzy byliby zdolni przewidzieć kierunek ruchu rynku. Zmiany, trendy, wahania, tendencje, tymczasowa przewidywalność, perspektywa minut, godzin, dni, tygodni, miesięcy, lat, dekad i odpowiadająca im zmienność to dzień powszedni.

Zdarzenia nieprzewidywalne, przeczące temu co znamy, burzące bezpieczeństwo i zaufanie, przesuwające granice mentalne w nowy rejon to wyjątek od reguły. Nie można się ich spodziewać, nie da się do nich przygotować. Są nie do wymyślenia przez osoby patrzące na świat przez codzienne okulary, skupione na normalności, na sobie, na pracy, domu, rodzinie, planach. Są te zdarzenia  nazywane są czarnymi łabędziami. Na rynkach finansowych, w świecie gospodarki, pieniądza,  są to zdarzenia znaczące i zaskakujące. Wojny, kataklizmy, zapaści znaczących podmiotów, banków, segmentów rynku,  zmiany rządów, i mniejsze jak na przykład informacje podawane nieoczekiwanie przez wpływowe osoby (nawet w mediach społecznościowych).  W sieci połączeń nie ma znaczenia gdzie to wydarzenie ma miejsce na świecie. W systemie naczyń połączonych wszędzie mogą się pojawiać reperkusje od niewielkich i krótkotrwałych do tych największych jak krachy giełdowe. I nagle nie ma reguł, nie ma doświadczenia na którym można się oprzeć, nie ma algorytmu czy wskaźnika technicznego, który dawałby użyteczną wskazówkę. Pozostaje przytomność, trzeźwość umysłu, uważność na emocje i tendencje osobowościowe (znajomość siebie), opanowanie i działanie w kierunku celu/strategii. Po drugiej stronie (udziałem wielu w takich chwilach) jest  panika, rozstrój, odcięcie od zdrowego rozsądku i porządku działania, utrata kontaktu ze sobą, wiedzą, intuicją, doświadczeniem, celem, strategią. Słowem straty. Gwałtowne, zaskakujące, znaczące w kategoriach finansowych czy psychologicznych.  Pojawienie się czarnego łabędzia zaprasza nas do nas, pokazuje  zdolność osoby do korzystania z własnej wiedzy, doświadczenia, intuicji, godzenia się ze stratą, uznania własnego błędu, odzyskania równowagi po wstrząsie, zdolność do odbudowy i regeneracji, przetrwania osoby, przedsięwzięcia w dłuższym terminie. Czarny łabędź jest szansą na samopoznanie i aktualizację wyobrażeń o sobie i świecie. Zaprasza do pokory i uważności, hamuje zapędy t(ego), który już wszystko wie. Bywa, że jest zaproszeniem do rezygnacji z jednego stylu życia i do budowania od nowa, budowania czegoś innego. Strata zdarza się być lekcją życia, odnową, oczyszczeniem.

Tekst ten ( i późniejsze) jest wyrazem mojej dzisiejszej (czerwiec 23) ostrożności i przyglądania się badawczo światu w którym żyję. Jest też o analogiach, które widzę pomiędzy odległymi z pozoru zjawiskami a pracą z grupą.

Warsztat 1. Piękna owocna praca, zdecydowana na uczenie się grupa, rozbudzone nadzieje na kompetencje, bogate feedbacki, świetne pytania, słowem sytuacja marzeń dla prowadzącego warsztat. Wchodzi Pan z obsługi w trakcie. Bez słowa. Pracuje, wymienia, stuka, wnosi pachnące rzeczy, wychodzi, za chwilę wraca, o nic nie pyta, patrzy w podłogę i na swoje ręce. Atmosfera pracy i współpracy opada, pojawiają się żarty, zapada cisza. Niby nic wielkiego, a jednak akurat prowadząca swoje wystąpienie Uczestniczka wypada ze swojego flow, za nią grupa, warsztat skręca z merytoryki do mówienia o takich trudnościach i niekonsekwencji w polityki firmy, która zaprasza tego pana do obsługi przecież, a jednak ….

Warsztat 2. Szkolenie dla zespołu. Zespół osób o różnym stażu, doświadczeniu, kompetencji, wieku. Osoby zatrudnione z długim i krótszym stażem, z dużą dawką zdrowego rozsądku, pojmujące swoją rolę i zadania, naturalnie obawiający się odkrywania swoich głębszych sfer, jednak gotowy na pracę, ludzie świadomi celów warsztatu. Jedna z osób w radykalnie odróżniający się od pozostałych oskarża, poniża, atakuje, wypomina, grozi, zaczepia, zawraca, odkrywa zagłębione a nawet intymne szczegóły.  Nikt ze zgromadzonych nie jest w stanie zatrzymać tej osoby w jej pomyśle na siebie, zespół i warsztat. Nie pomagają interwencje delikatne ani silne ze strony prowadzącego ani obecnej na sali liderki zespołu. Groźby i ataki dotyczą każdego, a także samej firmy, jednym słowem w szachu jesteśmy, bo w organizacji wartości nakazują słuchanie i empatię a ta osoba występuje jednak jako ucieśniona.

Warsztat 3. Szkolenie dla zmotywowanej grupy, uczestnicy w podobnym wieku, doświadczeniu, nastawieniu, doświadczeniu szkoleniowym. Jedna z uczestniczek domaga się zmiany zasad szkolenia ponieważ  ma taką potrzebę. Odmawia przyjęcia kontraktu bo ją on ogranicza. Staje przeciw każdemu wyjaśnieniu, propozycji grupy, poszczególnych  osób, prowadzącego. Bez końca pokazuje jak bardzo się nie zgadza, jak ją ograniczają osobiście propozycje, jak wszystko co się dzieje zagraża jej dobrostanowi psychicznemu. Stawia się w miejscu ofiary, i obstawia się argumentami jakoby pozostali byli jej oprawcami, przywołuje na pomoc normy i zasady z najwyższych półek unijnej poprawności. Wszystko milknie. Kontrast powagi wystąpienia tej osoby/ofiary przeciw oczywistym korzyściom z dalszej pracy na zasadach zabija zdolność do ruchu w grupie. Przynajmniej na jakiś czas.

Warsztat 4. Zmotywowana, dojrzała wiekiem i doświadczeniem grupa, znaczący poziom kompetencji komunikacyjnych, świadomości interpersonalnej i samoświadomości,  zaznajomiona celem i sensem pracy, spójna by go realizować, zakontraktowana. Koniec pierwszego dnia z napięciem i konstruktywnie zarazem. Drugiego dnia rano, dwie osoby bez słowa opuszczają grupę. Zwykle oznaczałoby to zagrożenie istnienia grupy, znaczące napięcia, załamanie pracy, zmianę kierunku w stronę omawiania porzucenia, opuszczenia.  Grupa uznaje stratę, wyraża wdzięczność za lekcję, konsoliduje się wokół celów pracy i rusza dalej.

Warsztat 5. Szkolenie trenerskie, grupa młodych zmotywowanych osób, 4 warsztat w cyklu rocznym, maj, piękna pogoda, niedziela, leniwe centrum miasta, świetna prywatna sala. Runda otwarcia. Otwierające się coraz lepiej kolejne wypowiedzi uczestników nagle zamierają, za to ludzie wyjmują telefony. Ktoś płacze, kogoś wycina, ktoś zamiera, odczuwalne jest silne napięcie, kolejna osoba rozpoczynająca wypowiedź zatrzymana jest przez inną. Ktoś mówi, katastrofa rządowego samolotu. Padają pytania, więcej płaczu, więcej pytań, katastroficzne scenariusze, prośby o zakończenie zajęć i protesty przed tym, ktoś wstaje i wychodzi po wodę, ktoś patrzy w telefon, ktoś ssie palec, ktoś mówi o wojnie, ktoś przytula się do kogoś, ktoś patrzy na mnie wyczekująco. Czy wiem co robić? Nie. Czy mam pomysły? Tak. Czy mogę tym zarządzić sam ? Nie. Każda propozycja spotyka się z opozycją. Każda próba rozładowania napięcia i przejścia do pracy (analityczna dyskusja, zaproszenie do wyrażania potrzeb, otwarcie opcji zakończenia zajęć) polaryzuje grupę. Stoję za działaniem, warsztatem, uwzględnieniem napięć i pracą. Udaje mi się cokolwiek drugiego dnia pod koniec. P.S. właściciele projektu zapytani o zdanie odmawiają opcji odwołania zajęć i wnoszą o rozwiązanie napięcia na sali…

 

Każdy z tych przypadków zawiera coś nieprzewidywalnego. Sytuacje te nie dają się naprawić przy pomocy znanych, zwykle wystarczających interwencji, nie pasują też nijak do otoczenia w jakim się zdarzają. Wymagają pojemności i wewnętrznej mocy od prowadzącego ponieważ staje tu naprzeciw siebie wiele aspektów, które zwykle ustawiają się gęsiego w czasie i w kierunku wspierania grupowej pracy. Dobro uczestników vs dalsza praca, zasady vs korzyści, dobro jednostki vs dobro grupy, realizacja celów vs obiektywna konieczność ich odroczenia. Pozostaje więc zwrócenie się w kierunku pojedynczych kroków, poszukiwania opcji, budowania współpracy pro rozwiązaniu i przywróceniu możliwości pracy, odnajdywania tego z czego można zrezygnować by iść dalej, otwieraniu się na to co się dzieje pomimo, że doświadczenie podpowiada zagrożenia.  To sytuacje w których pozostaje zdolność podążania za tym co się wydarza, akceptowania strat, niepowodzeń na jednym poziomie, przyjmowania sukcesu, lekcji, wartości na innym, akceptacja nieznanego i uczenie się od niego.  Wymaga to pojemności i umiejętności oddania się procesowi, spojrzenia z metapoziomu, kierowania się wyższym dobrem godząc tę ścieżkę z różnorodnością bieżących potrzeb grupy. Jak w taoistycznej opowieści o pokonywaniu wzburzonej rzeki pełnej wirów. Nie da się jej przepłynąć wpław bo jest zbyt  rwąca, silna, nieprzewidywalna, niesie na skały… Trzeba zaryzykować wskoczenie do wiru. Zaufanie, że nurt wciągnie Cię by wyrzucić na drugim brzegu…, ale tam gdzie on zechce, to nurt wyierze.

21 lutego, 2023 by Bartosz Płazak 0 Comments

Wartość odżywcza czy forma? Ekostail

Jedzenie jest po to by odżywiać a nie smakować. Ten tekst usłyszałem kiedyś od mojego przyjaciela i nauczyciela. Wprawił mnie w osłupienie na chwilę. Później zacząłem trawić ten nieoczywiście smaczny a pożywny pokarm. A ponieważ bardzo szanuję i kocham owego kogoś to trawiłem wytrwale mimo smakowych niejasności i co nieco niestrawności. W dalszym wywodzie usłyszałem to co i mnie dotyka i zniesmacza. Mowa była o feerii cudownych dań, propozycji żywieniowych, smaków, szybkich potraw, wykwintnych potraw, kebabów, strogonowów, szakszuk, prosciutto, paella, bruschetta, foie gras czy enchiladas, bouillabaise,  creme brullee, croissant, pięknych nazw i obrazów… tu lista nie ma końca. Części wykwintne, innym razem zwykłe a tylko pod wykwintną nazwą, niekiedy egzotyczne i może niesmaczne dla zwykłego zjadacza pokarmu. Chodzi o to jak uwaga  z żywienia jest przenoszona/odwracana na formę. Na przykład na smak, miejsce, nazwę, spotkanie, cenę wystrój, podanie itp. No bo mogę przecież jeść ziemniaki z cebulą i z kefirem za 5 zł w domu albo za 4O w barze, przepraszam restauracji. Mogę jeść pod bardzo uroczystą nazwą i za 60. I oczywiście płatne kartą, wygodniej, nowocześniej i tak jak wszyscy, bez kontaktu z pieniądzem, tak łatwiej nie widzieć ceny i salda. Mogę jeść ziemniaki, zupę jarzynową, barszcz czerwony codziennie. Tylko te potrawy przez miesiące i lata i nic się nie stanie. Albo mogę wydatkować czas i ciężko zarobione pieniądze na poszukwanie wciąż bardziej wykwintnych, nowych, ciekawych albo nie znanych potraw by uczynić z tych zdobyczy później pieśni chwały rycerza zdobywcy, albo tego co jest jak wszyscy, jak trzeba, mknie z uśmiechem i trendem. Pomijam klasyczne podejście do wydawania pieniędzy bez dzisiejszego masz czy nie masz wydawaj, a jak brakuje to pracuj więcej albo się zadłużaj bo taki jest obyczaj i trend. Kiedy tak rozmawialiśmy o jedzeniu zostałem poczęstowany obiadem z patelni, z uprzejmą informacją, że jest on sprzed tygodnia i że jest sfermentowany ale smaczny i zachowuje wartości odżywcze a nawet jest świetny dla flory jelitowej. Trochę poczułem się niepewnie. Ale zjadłem by przyjąć naukę. Nic się nie stało, byłem syty. Zyskaliśmy czas, pieniądze i nie zużyliśmy kolejnych produktów, które były na jutro. Jelita moje od tego czasu mają się coraz lepiej a moje z dziada pradziada tendencje do prostoty, kiszonek, jedzenia tego samego, nie wyrzucania jedzenia bo wczorajsze zyskały nowy poziom wsparcia. Zostałem praktykiem ekologicznego lifestajla. Kultywuję, chwalę sobie, śmieję się jedząc czwarty dzień to samo. Wyjadam sprzed tygodnia jeśli tylko trochę fermentuje. Nie zmuszam nikogo. Nadal daję się zapraszać na różne okazje, wykwintne dania, świętowanie. I tylko coraz bardziej mi nie wygodnie z tym. Relacje z ludźmi i tylko one  sprawiają, że bywam. U mnie bywają też okazje, ale jedzenie jest proste. Spokojnie, przy okazjach tylko świeże.

W pracy z grupą, w warsztacie chodzi o pracę. Atmosfera i oprawa jest ważna ale nie pierwsza. Bywa warunkiem powodzenia, ale nie może być przyczyną odejścia od celu i sensu. Innymi słowy to że Ci się nie podoba warsztat, może być pięknym sygnałem uczenia się a nie przyczynkiem do zmiany sposobu pracy przez prowadzącego. *

Najlepsze wyniki mają te moje prace, kiedy sięgamy prosto do potrzeb uczestników i poszukujemy rozwiązań angażując doświadczenia z przeszłości osób, nieznacznie przyprawiając odświeżającym poglądem trenera, małą dawką teorii, prostymi w formie ćwiczeniami. Skupiamy się na odnajdywaniu tego co jest potrzebne ludziom a nie na apetycznej formie. Minimalistyczne struktury pracy, przejrzyste, nie odwracające uwagi od osoby działają najlepiej. Jednocześnie głębokość i ilość jest wprost dostosowywana do głodu i pragnienia rozwoju. Nie tracimy czasu na zbędne formy, przygotowania. Co nie oznacza, że nie celebrujemy naszej obecności formą. Grunt żeby była adekwatna. Cóż po głębokim talerzu jak na środku jedna nitka makaronu i łyżeczka tartego sera. Przepraszam śmiech i ironia głodnego.

Ekologiczna obecność w czasach kiedy czas jest na wagę złota, a chęć rozwoju choć coraz częstsza, wciąż jest rzadka, wydaje mi się tą potrzebną ścieżką. Nie boimy się więc archaicznej dyskusji, pracy w parach, rysunków, metafor, cytatów. Bazujemy na przypadkach wniesionych przez grupę. Tak bardzo jak się da. To najlepiej karmi. Zajmowanie się nimi. Nie formą zajmowania się nimi. **

Niech centrum naszego wysiłku będzie uczestnik i jego korzyść. Wartość odżywcza a nie sposób podania i egzotyczna nazwa, czy wyjątkowe uzasadnienie.

Umiejętność zauważenia czego potrzebują jest dużo ważniejsza od świec, melodii w tle, girland, rekwizytów, zapachów, wielkich nazwisk, obcojęzycznych zwrotów. Zajmujemy się przeżyciami, tęsknotami, wzruszeniami, kłopotami, pytaniami, poszukiwaniami, lękami, smutkami. Z współczuciem i miłością. To zwykła sól. Nie prowansalska. I wystarczy. Ekostail.

*Niekiedy warto by prowadzący zmienił styl. Podał coś świeżego J

** O ile potrzeba i możliwość grupy, zbudowana zażyłość i otwartość pozwalają, jestem za tym by iść w zaawansowane formy. Nawet może jestem bardzo za. Jakoś wydaje mi się, że trzeba do nich dorosnąć by z nich skorzystać w pełni. Za wcześnie to zbyt pusta forma.

 

9 lutego, 2023 by Bartosz Płazak 0 Comments

Wojownik?

Wojownik?

Okazuje się, że według tradycji wschodnich  wojownik nie jest tym kim wydaje się być tradycji zachodu.  Wojownik tam to ktoś, kto podjął świadomą decyzję stania za wybranymi wartościami. Ktoś, kto nie używa przemocy, nie uznaje dominacji, trzyma się z dala od wojny, unika konfliktów dla osiągania korzyści czy przewagi. Umiejętności sztuki walki Wojownika służą unikaniu walki, a w toku treningu rozwija się silna świadoma, współczująca postawa. Wojownik to raczej ktoś, kto podejmuje walkę-pracę w słusznej sprawie. To ktoś kto walczy nie bronią ale świadomością w tym sensie, że bardzo głęboko rozumie kiedy w ostateczności może użyć broni, a w których, wszystkich innych, wypadkach nie użyje jej. Zachowuje czujną świadomość. Sięga po broń tylko kiedy zagrożone atakiem są wartości, bliscy, życie, niewinność, dom, ziemia. To ktoś, kogo możemy na co dzień nie zauważyć przez jego skromność, za to zauważymy jego adekwatną reakcję w sytuacji zagrożenia niesprawiedliwością, krzywdą, nieuczciwością, bezprawiem, arogancją, nieuważnością, dominacją dla samej dominacji. To ktoś na ścieżce, na służbie sobie i światu. Być może ścieżce rozwoju, być może duchowej. Ktoś kto oddał się mocniej niż większość głębszemu widzeniu siebie i świata.

Wydaje się więc, że w dzisiejszym czasie to wyjątkowo potrzebny ktoś. Nie ze względu na wojnę, choć też. Raczej ze względu na zamieszanie. Ze względu na to jak pogmatwane, niejasne, sprzeczne, zafałszowane  bywają dziś  sygnały jakie daje nam świat o tym jak żyć. Jak daleko ludzie odeszli od rozumienia siebie samych,od podążania za własnym wnętrzem, może duchem, czuciem, na rzecz nowości przemysłu odzieżowego, filmowego, samochodowego, komputerowego itd. Jak wciągamy się w posiadanie tego co niepotrzebne w istocie, za to osiągalne dziś, i budujące jakiś niby status, przejmuje kierowanie codziennością. Wojownik czyli ktoś potrzebny w czasach kiedy zewsząd nadchodzą odciągające nas bodźce i najłatwiej by się było ukryć w czymś szybkim i niewymagającym.

Wydaje się więc potrzebny taki ktoś, bo może zna dyscyplinę, sztukę, technikę, która pomoże się zatrzymać. Może przeszedł drogę, nie dał się z niej zachęcić do skoku w bok po szybką przyjemność. Może udało mu się przytrzymać dłużej siebie, swoich zamiarów, mądrości wewnętrznej. Może dokądś doszedł będąc sobą, spójnie, bez rezygnacji z siebie. Może umie zobaczyć jak wrócić mają ci, co chcą a nie wiedzą jak. Może jest potrzebny ze swoim treningiem tym, którzy chcą przeciąć trakcję by pociąg się wreszcie zatrzymał. Bo szalony kierujący pociągiem odmawia użycia hamulca.

Może więc ma to sens by dziś zaczerpnąć od starożytnych wojowników. Zachowując swoją codzienną pracę z grupami stanąć w miejscu kogoś, kto dzieli się tym na co ma umowę i ale i tym czego ludzie szukają.  Bo trochę tak na nas patrzą pytająco.  Mówią: szukamy tej ścieżki, dyscypliny, techniki, treningu. Nie wiemy jak to zrobić. Choć w głębi coś mówi, że wiemy więcej niż nam się wydaje. Każdy potrzebuje innego treningu, z innego miejsca startuje i inne ma wyposażenie na stanie. Jest wyzwanie, stanąć koło nich, dla nich. Jest się czego obawiać, i słusznie. Jest się przed czym cofać. A może nie.

Jedną z cech wojownika jest nieustraszoność. Wydawało by się odrzucenie strachu, pozbycie się go, eliminacja, jak na wojownika przystało. Wielu chciałoby być nieustraszonymi, mieć tę wolność by się zmierzyć z wyzwaniami codzienności. Wolność od strachu jest jednak trudna do uzyskania, ponieważ wojowanie o nią jest  ze sobą. Do zrobienia jest walka z tym, kto unika strachu, ujawnienie go, poznanie, a do osiągnięcia jest jego włączenie w obieg życia. Poznanie jego przekazu, zaprzyjaźnienie się, może i polubienie jako przyjaciela wskazującego drogę. Słowem przeżycie strachu z nim.  Spotkanie, zmierzenie się, poznanie i włączenie. Takie zadanie wojownika. Luz. 🙂 Boisz się? Ja też. Chodźmy na spotkanie z nim i strachem.

Kiedy więc nie wiesz co robić poczuj strach. Powiedz sobie o nim a może powiedz grupie. Ten akt odwagi wewnętrznej i uzewnętrznionej może budować twoją moc w oczach twoich i kręgu. To droga wojownika. Kiedy ktoś atakuje Cię w niewiedzy, w strachu pomóż mu samemu to zauważyć. Kiedy ktoś wskazuje Ci błąd i ma rację przyznaj się zyskasz szacunek, kiedy nie ma racji broń się do końca, zyskasz poważanie i pokażesz jak stać za sobą. Prawdopodobnie zyskasz też wdzięczność za to wszystko, bo po to również ludzie przychodzą na kręgi i warsztaty.

Stoisz za czymś? Jesteś wojownikiem ?

 

9 lutego, 2023 by Bartosz Płazak 0 Comments

Po co?

Po co.

Pewnie przede wszystkim różnie. Z różnych pobudek zajmujemy się pracą z grupami. Pewnie też w różnym stopniu świadomie można tę pracę podejmować z pobudek jakichś. A więc kto wie, dlaczego to robimy J? Dalczego akurat to, skoro trudne, wymagające, gdzie indziej lepiej płacą?

Pomimo, że dziś mam zgodę na to, kiedyś mocno zatrzymało mnie w zdziwieniu stwierdzenie, że jedyny powód żeby to robić to powinna być kasa. Pieniądze.  Powiedział to wtedy ktoś kto był trenerem z ogromnym stażem, wykształceniem. Słowem nauczyciel. Wiele lat wracało do mnie to stwierdzenie przy różnych okazjach. Dziś myślę, że pieniądze jako pobudka do tej pracy to mało. I trzymam się tej części przekazu z wtedy, którego istotą było to że powinniśmy unikać prywaty, osobistych pobudek,  do wykonywania tej pracy. Np. ktoś potrzebuje docenienia, daje ludziom to co oni chcą i dostaje docenienie. Prowadząc grupę musimy przecież od czasu do czasu stawiać granice, odmawiać, być asertywni a może niemili,  brrr.

Praca z grupami ma wiele twarzy, jak i wielu jest prowadzących ją i tyleż motywacji. Praca dla wynagrodzenia i tyle niech więc i ona  ma swoje miejsce. Przygotowujesz się, robisz, wychodzisz. Jak ktoś tak chce.

Szkopuł w tym, że wydaje mi się to mało możliwe. Na dłuższą metę wręcz nie wykonalne. Z jakiego powodu ? No ludzie przychodzący na warsztat poszukują zaangażowania, pasji, frajdy z tej pracy, gotowości, kompetencji u prowadzącego. Uwierzą mu jeśli ten zestaw w prowadzącym jest możliwie bogaty. Jak nie uwierzą, nie przyjdą więcej i nie podadzą dalej zaproszenia. O ile nie ma innych powodów żeby grupy się zbierały ( sprzedaż do firm, projekty unijne, pierwszorazowe wystąpienia ) to może być krucho z uprawianiem tego zawodu do nadal. Cytując Franka Farellyego „ludzie są jak psy, wyczują cię z daleka”.

Możliwości wykonywania tej pracy w zakresie ustaleń „co do mnie należy, co w umowie, co w scenariuszu” jest dużo. Większość tych okazji nawet może przewidywać kary za przekroczenie stosownych ustaleń. Bój się. Są weryfikowalne ankietą. Tuż po warsztacie. Reakcja – taki poziom w modelu Kirkaptricka.  Wiele firm, instytucji, uczelni oczekuje że ankiety będą dobre, a sprawdzana jest zgodność. Mimo to, tak naprawdę dają wolną rękę, przecież nie będą na Twoim warsztacie siedzieć. Jest więc jakoś kuszące robić to co umowa mówi. Bez kontaktu. Naprawdę można. Jest na to wiele osobowych dowodów.

Więc możesz pracować. A możesz też być z ludźmi i pracować. Robić pracę, która wyjdzie poza tę formalną zawartość. W sensie pozytywnym. Daje się pięknie łączyć to co ludzie na sali chcą z tym co w formalnych umowach. Robiąc i to i to.  Niestety wymaga zaangażowania, wejścia w kontakt, pokazania siebie, ustalania zakresu. Słowem rozmawiania. A to ryzyko. Waluta:  więcej satysfakcji, nauki, wartości, realne kontakty.

Można też iść jeszcze dalej. Dawać to czego ci ludzie szukają głębiej. Zachowując formalności i będąc z nimi jednocześnie. Trochę, przez siebie, nie wprost dawać, bo formalnie określoną pracę trzeba wykonać. Odpowiadać na pytania, które ludzie zadają pomiędzy wierszami, ukrytym tekstem. Zrób to. Zaświecą się oczy a ich Uwaga (marzenie niektórych prowadzących) będzie cała twoja. To dość uniwersalne, że ludzie szukają czegoś dla siebie pod tematem, na który przyszli. Żeby było śmiesznie, nawet go niekiedy nie znają (tematu). A po coś przychodzą.

Jeśli jednak jesteś na ścieżce samorozwoju trochę nie wierzę, że nie ciekawisz się ludźmi, że umiesz zamknąć się na ich prawdę, potrzebę i działać, robić zadanie. Kiedy wejdziesz tam gdzie są oni, jesteś z nimi. odpowiadasz, dzielisz się.  Tam jest wymiana. Nieuchronne wzbogacanie. Każde pytanie do Ciebie, każda trudność, każde zaskoczenie jest prezentem. Uczysz się. Czyż to nie powód, by tę pracę wykonywać?

Najważniejsza jednak wydaje mi się pewna okazja. Mam na myśli możliwość inspiracji, zapraszania na ścieżkę rozwoju. Pokazywania tej przygody jaką jest samopoznanie.  Modelowanie pełniejszego życia sobą samym. To w sprawie budowania pola świadomości wokół powrotu do siebie. Bo, możesz się nie zgadzać, uważam że, żyjemy w świecie gdzie oddzielenie możliwie najmocniej od siebie jest oczekiwane przez system, i premiowane nagrodą. W tym sensie, robić możesz sens. Jakiś taki większy. Nie wiedząc dokąd pójdzie ten ktoś, zarażony chorobą samoświadomości, brr. Może wróci do domu jakiś inny i przeczyta przypadkiem jakąś leżącą na półce parę lat książkę. Może jednak czegoś tam, niepasującego mu, już będzie robił mniej. Może nie kupi, może nie poogląda, może nie pójdzie do kina tylko do lasu, może poczyta zamiast się napić, może pójdzie na warsztat nie na all inclusive. Może komórka po komórce przekieruje się na życie po swojemu, akceptując koszty, niewygody, odpasowanie i odpępowienie się od nibydających/uzależniających przyjaznych rzekomo i dających wolność. Może uzna dorastanie za swoją wartość zamiast czegoś tam, co mu podsuwano. Wolność rzadka dziś się wydaje, bo trudniejsza jest niż zniewolenie wygodą i szczęściem na kredyt. Więc może jeśli możesz pokazywać to co masz już dla siebie odkryte rób to dla innych, w kręgu. Waluta: samorealizacja, samopotwierdzenie, umocnienie, energia do pracy dalej i życia.

Jednak istnieje w tym wariancie ryzyko, że nie zarobisz tak dużo jak w wariantach spolegliwych, niezaangażowanych, poprawnych i wystandaryzowanych wg norm jakichś tam instytucji.

I tu znienacka przychodzi z pomocą nowy Eko ład. I tak musimy się samoograniczyć. Może więc nie warto czekać.

 

O strategiach obronnych

O strategiach obrony

Wszyscy.* W dzieciństwie spotykamy się z tym czego nasz niedojrzały system nerwowy nie może przyjąć, z tym co nas nieuchronnie przeciąża, z tym co jeśli by wpuścić do środka mogło by być nie do zniesienia. Dosłownie. Odruchowo, z potrzeby życia, kreatywnie, a może i z miłości do siebie, rzadko świadomie, znajdujemy sposób na poradzenie sobie z tym co za duże. I dobrze. Bo może nie dalibyśmy rady przetrwać w środowisku, które nie jest gotowe ani zainteresowane naszym dobrostanem tylko sobą jest raczej. A  już na pewno nie dobrostanem takim jakim my chcielibyśmy, czy potrzebowalibyśmy go dostać. Kłopot w tym, że byliśmy w tamtym czasie od tego środowiska zależni. Kłopot w tym, że nasze spojrzenie bez tego obronnego filtra na to z czym się stykaliśmy musiałoby wtedy wywołać odrzucenie… środowiska. Niemożliwe. Więc odruchowo, w wielu wypadkach tak łatwiej, odrzucaliśmy siebie.  Jasne, nie da się tego sobie powiedzieć, ani wtedy ani teraz. Tyle jest na to przesłanek ze świata, które tłumaczą, że to najlepsza droga, że tak tylko można… Zatrzymujemy się więc jak w zepsutym pojeździe czasu w tym miejscu siebie, czasu, rzeczywistości, osób, środowiska i trwamy w tych strategiach obrony, odruchowo, żeby żyć. Oddzieleni od siebie samych. Oddzieleni od bliskich i tego środowiska.

Za głęboko?  Raczej nie. W każdej sytuacji grupowej spotykamy się z nawykowymi, niezidentyfikowanymi przez nich, mało pasującymi do zdarzeń warsztatowych reakcjami osób w niej uczestniczących. To właśnie obrony.  Kiedy ktoś się przymila, pokazuje jak bardzo się stara, uwodzi, spiera się, udowadnia, niepotrzebnie dużo mówi, zaczepia, otwarcie sabotuje, ucieka, zmienia tryb zajęć, protestuje, broni zasad, morale, innej osoby, siebie… Obrony widać już w całkiem małych porcjach zachowań: westchnienie, spojrzenie, wiercenie się, niewinne pytanie itd. W tle istnieje jakiś czynnik nazwijmy go zagrażającym, który otwiera drogę temu zachowaniu, uruchamia obronę w osobie, poza świadomością, jak kiedyś. Coś co automatycznie oddziela  w zachowującym się zdolność do identyfikacji dziejącego się głębiej procesu. Np. nadziei na odkrycie czegoś o sobie co mogłoby pozwolić sięgnąć po nową ścieżkę. Np. lęku przed ujawnieniem dziecięcej z pozoru potrzeby pokazania się, bycia w centrum. I wiele innych potrzeb, do których w świecie tego co musi być przed nami, wyrzekliśmy się prawa. Potrzeb, które reprezentują często proste, podstawowe ludzkie dążenia do bliskości, prawdy o sobie, granic, dążenia do rozwoju, odpoczynku, przyjemności, ciszy, samotności.

Niestety. W każdej sytuacji grupowej jesteśmy jako prowadzący narażeni na dotykające nas impulsy przypominające to właśnie stare środowisko w którym powstały nasze obrony. Nasze. A więc na impulsy uruchamiające nasze obrony. I tu ukazuje się złożoność roli prowadzącego. W z pozoru prostych zadaniach sympatycznej postaci, kiedy jest ona w ogniu zdarzeń uruchamiających ją wewnątrz musi umieć sobie z tym radzić. Najprościej będzie się oddzielić. Zrobić to co rola oferuje. Użyć tzw. autorytetu, czyli w wielu wypadkach po prostu siły. Szkoda. Bo ceną za porządek i spokój osiągnięty w ten sposób będzie słabszy kontakt z grupą i gorsze relacje z uczestnikami i sobą. Inne ścieżki? Trudniej będzie wejść w kontakt z obroną. A jeszcze trudniej będzie zobaczyć, jak nasza prowadzącego/ej obrona wywołuje obronę w tamtej osobie. Wycofać obronę ujawniając najpierw przed sobą własne tu i teraz przeżycie, potrzebę, spotykając zranienie. Cóż, kiedy zapienia nas w ułamku sekundy nasz trudny uczestnik-nauczyciel nie jest to łatwe. A jednak to właśnie droga współczucia do siebie. Która ma szansę przynieść współczucie dla uczestnika. Mogę dać  sobie, mogę komuś dać. Dać przestrzeń do bycia. Stąd nagłówek. Wszyscy.

Prowadząc grupę warto mieć przetartą ścieżkę (do) serca. Własną. Ścieżkę, w której widzimy siebie. Tyle ile widzę siebie tyle jestem w stanie widzieć kogoś. To nieskończona robota. I na osłodę, dla grupy, społeczności, świata, robimy ją na pewno, jednak przede wszystkim dla siebie. Wydeptanie ścieżki do swojego serca, włączenie czekających na przyjęcie części, z miłością odbierając ich dary i włączając do całości to praca, którą dobrze jeśli umiesz. Teraz kiedy umiesz, możesz jej użyć wobec innych. Objęcie siebie, to obejmowanie innych. Narzędzia, owszem działają. Ale to Ty jesteś tym co trzyma grupę. Bez Ciebie narzędzia to pusta forma. W obronie trudno jest trzymać grupę. Bo trzymam obronę.

Współczucie. Kiedy przez nie spojrzymy na zachowania obronne to widać dziecko, które się chroni, choć nie ma w Tu i teraz tego co zagraża, jak kiedyś. Jeśli uda się spojrzeć przez ból, trud, emocje, napięcie, cokolwiek co się odzywa w pierwszym kontakcie (przez też naszą obronę), w głębi widać kogoś kto się broni jak zawsze  kiedyś. I wtedy jest szansa na cud. Można stanąć po jego stronie. Zamiast przeciw obronie. Współczucie. Nie zarządzanie, nie siła, nie reakcja z naszego systemu obronnego. Spotkanie we współczuciu i wsparcie.  I to właśnie wydaje się być bardziej rolą prowadzącego, kiedy prowadzisz innych przez odkrywanie. Oprócz innych J ról oczywiście.

*Gwiazdka: Wszyscy a może ktoś mniej. Jeśli wykonał już swoją pracę nad sobą. Czytaj terapię. W zawodach pracujących w pomocy, wsparciu dla innych osób terapia własna jest zaleceniem. Samoznajomość, wewnętrzna przestrzeń jest czynnikiem efektywności i zarazem czynnikiem przetrwania. Jakkolwiek to brzmi, warto rozważyć. Integracja starych schematów, zaleczenie ran, włączenie figur broniących dostępu do potrzebnych nam części, lub wykonujących nadal swoją piękną obronną pracę (blokując jednocześnie coś innego), udostępnienie zasobów, otwarcie możliwości obrony w sytuacjach tego naprawdę wymagających to efekty pracy nad sobą. Zwyczajnie potrzebne, kiedy pracujesz z osobami, które zwykle nie wykonały tej pracy i jednocześnie oczekują wsparcia od Ciebie.

 

 

O nietrwałości

Nietrwałość, aspekt życia warty rozważania. Buddyści zauważają, że dopiero jego głębokie zrozumienie umożliwia rozwój. Że dostrzeganie nietrwałości jest ważnym motywatorem rozwoju. Mamy mało czasu, wszystko w otoczeniu zmienia się, rozpada, przechodzi w inne, nie ma sensu opierać się na czymkolwiek wierząc, że to w istocie istnieje. Dotyczy to również nas, tych którzy (ciągle) rozważają. Istotne jest wobec nietrwałości  dotarcie do istoty siebie samego i przyjęcie jej jako źródła sensu.

Kiedy patrzę na grupę i siebie w niej, obserwuję tę nietrwałość. Każde zjawisko trwa chwilę i przechodzi w drugie, inne, następne. Zmieniają się twarze, mimika, grymasy, spojrzenia, wyrazy, obrazy, goszczą na nich wciąż inne osoby mimo, że to ta sama twarz. Zmieniają się głosy, od milczenia przez pomruki, półsłówka, zdania, dłuższe wypowiedzi, wejście w dialog, więcej kontaktu, otwartość, różnicę zdań, konfliktowanie się, sprzeciwy, bunty, porozumiewawcze wypowiedzi, zaciekawienie, znów milczenie, pełne napięcia pytania, odmowy, rezygnacje, fochy, nieodgadnione zmiany frontu, pozostawanie przy sobie z uporem, szukanie komityw, zagadywanie, zmienianie tematu, odwracanie kota ogonem, obśmiewanie, żartowanie, narzucanie zdania, groźby, zawoalowane manipulacje, ucieczki w wygodne wątki, wyrażanie potrzeb, uznanie dla wartości, dostrzeganie sensu, przyjmowanie treści, akceptacja inności, odbieranie wsparcia, dawanie uznania, przybliżanie się, proszenie o więcej, rozważanie przekazu, zapraszanie innych do brania… Zmieniają się postawy ciała, napięte, sztywne, nieruchome, silne, wyprostowane, zmieniające się, niespokojne, zamknięte, zwinięte, opatulone, zaciśnięte, demonstrujące, szukające oparcia, oparte, poruszające się, zmienne, poszukujące czegoś, wibrujące, przytulone, otwierające się, ruchliwe, otwarte, lekkie, wiercące się, poruszone, rozluźnione, odzwierciedlające/ukrywające  wnętrze osoby, wychodzące do przodu do kontaktu, chcące być bliżej, dalej… Zmieniające się relacje, podobni, bliscy, przyjaciele, zafascynowani, zaciekawieni, zdystansowani, oddaleni, dalecy, nieprzyjaźni, wrodzy, niechętni, wyczekujący, roszczeniowi, akceptujący się z trudem, w przymusie kontaktu, rozluźnieni, uznający się w różnicach, wolni od ocen, swobodnie wymieniający się, puszczeni w lekkości, …

Falowanie, przechodzenie jednego w drugie, nic nie jest trwałe bo proces wciąż unosi i przemienia nas w co innego. Jednostkę, grupę, prowadzącego, całość, pole. Zmienność, nietrwałość, nowe, wzrost, rozpad.

Jak radzić sobie w tym procesie tak niepewnym, nieoczywistym, nieprzewidywalnym, kreatywnym i destruktywnym,  jednocześnie zachowując realizację zadania (pozostając w roli)?

Podobnie jak w życiu, w grupie wzrost jest istotą (życia/grupy).  Przeciwności kierują nas/życie/energię/grupę w różne strony, zmieniają aspekty nas, tworzą iluzje pewności, oparcia, wiedzenia i burzą je. Taniec przeciwieństw. Stanie za swoim wewnętrznym poczuciem kierunku, głębokim, może duchowym poczuciem: „Tam idę teraz, działam, zgadzanie się na zmienność, odbieranie lekcji pomimo przeciwności” wydaje się być odpowiedzią na tę zmienność i nietrwałość.

Wydaje się więc, że w grupie, sposobem na radzenie sobie z zmiennością  jest zmienność i nietrwałość prowadzącego osadzona na kontakcie z jego głęboką samoświadomością. Puszczenie każdej części tego z czym jako cele, zamiary, konieczności, potrzeby przyszedłem jako prowadzący. Zmiennokształtność. Reagowanie, dostosowywanie się. Ale nie reaktywność i uległość, nie przymilanie się, nie rezygnowanie. Nie mam na myśli totalnego porzucenia celów i zadań prowadzącego. Mam na myśli przemianę wewnątrz. Odejście od usztywnionej celowości, mając na względzie to, że moje usztywnienie na celach będzie zatrzymywać ten naturalny proces falowania, a co za tym idzie będzie dla procesu barierą, oporem, na co on naturalnie odpowie naporem. Jeśli puszczę falę zmiany przed sobą,  tam gdzie fala chce podążać, zawsze mogę zaprosić jej twórców do oglądania pokonanej na tej fali drogi i przymierzania wyniku do celu z jakim tu przyszli. Nie wiem czy mi się uda. Nie wiem czy to na pewno pozwoli odkrywać więcej, uczyć się (choć z reguły tak). Po prostu robię swoje, łagodnie pamiętając po co jestem. Na tym co się pojawia również uczę się tego co zmienne, nietrwałe, niepewne, ono uczy mnie, wytrwałości i nie przywiązywania się do chwilowego swojego obrazu. To co widzę teraz nie jest tym co było przed chwilą. A jednak ja/on/ona to ta sama osoba w innym swoim aspekcie, z inną twarzą, postawą, głosem, mimiką, po kolejnym kroku w swojej ewolucji. Pozostaje mi więc gdzieś w głębi siebie pozostawać w kontakcie z moją rolą, z celem jaki tu przyświeca, wyższym sensem tego co robimy, podążać, porzucać tymczasowe wizje tego co jest,  dbając o możliwie najlepszy wynik dla wszystkich i dla każdego.

Całe moje doświadczenie z pracy z grupami wskazuje na to, że ten model pracy działa. Powyższe jest jednak tylko najgłębszą warstwą, mówiąc językiem komputerów silnikiem gry. Na ten silnik można nakładać przeróżne światy, tekstury, postacie, lokacje J.

 

 

 

 

A jednak wolność…

A jednak stres i napięcie są po prostu obecne. Towarzyszą po prostu pracy z ludźmi, z grupą. Trochę nie ma zmiłuj się. Zawsze są. Niezawodni towarzysze. Nawet może … lepiej jak są i może ich obecność oznacza zdrowie psychiczne prowadzącego ;). No bo nie wiesz co będzie, jest zdrowym odruchem choć odrobinę czujności mieć. Zdrowego napięcia. Razem z napięciem pojawiać się może energia, sprawność, uważność.  Jednak więcej niż odrobina tegoż przeszkadzać może. Zabierać możliwości. Przyczynia się do bycia z jakiejś części tylko, niekorzystania z tego co najlepsze, nie sięgania do tego co czeka w kolejce przygotowane, tamto, najlepsze.

Mit przygotowania merytorycznego do pracy z grupą mówi, że jak jesteś przygotowany to stresu nie będzie albo będzie mniej.  Superwizje warsztatów i doświadczenie własne i bliskich trenerów mówią mi raczej, że owszem scenariusz i wiedza w temacie są ważne, ale nie najważniejsze. I nie chronią od nadmiaru napięcia.  Istnieje przestrzeń wewnętrzna i to co w niej, która pozostawiona bez  rozpoznania /świadomości/pracy/integracji sprawić może, że i ze scenariuszem będzie ciężko. Wiele razy, długo, może wciąż być ciężko.  W tej przestrzeni są te części nas, mnie, Ciebie, każdego,  które trudniej przeżywają prowadzenie grupy, a więc wystąpienie przed innymi, sprawdzanie się,  bycie w ogniu pytań, bycie pod obciążeniem oceniającymi oczami innych, czucie potrzebujących serc  tych co przyszli tu po coś.

Praca własna nad uporządkowaniem tych wewnętrznych przestrzeni, osobowości i ich spraw jest od zawsze w centrum mojej uwagi.  Pracuję z moją własnym wnętrzem i zachęcam do tego innych. Kompetencje merutoryczne, proces, narzędzia, wiedza, samoświadomość… każdy z tych kierunków jest ważny i potrzebny dla pracy warsztatowej.  Rozwijanie samoświadomości, sięganie do miejsc wołających o uzdrowienie uznaję jednak za kluczowe dla powodzenia pracy z innymi. Stanowi ono fundament efektywności, wolności, spokoju, czyli nie-napięcia. (Docelowa) cisza w prowadzącym to szansa na ciszę  w grupie. Ciszę rozumianą jako przeciwieństwo napięcia. Bo to napięcie we mnie/tobie przenika też grupę i porusza/zwiększa jej napięcia.  Dopiero na takim fundamencie postawiona kompetencja prowadzenia grupy i  kompetencje  merytoryczne prowadzącego mogą   całościowo i w pełni oddziaływać, zwiększając  szanse na powodzenie w uczeniu się uczestników. Powodzenie czyli co?

Widzę kilka powodzeń, kilka części większego powodzenia, stanowiącego o satysfakcji i poczuciu sensu grupy i prowadzącego.

Dobór najlepszych środków przekazu. Wymaga uwolnienia dążenia do wykazania, że najlepsze środki to te, którymi dysponuje akurat prowadzący, albo je najbardziej lubi. Wymaga uznania potrzeb, możliwości i wydolności grupy, w akurat tym warsztacie.

Podejmowanie decyzji kluczowych dla procesu.  Potrzebuje zaufania do siebie, nazywanego często wiarą w siebie. Potrzebuje integracji krytycznych części nas, często starych, nieświadomych procesów, działających jak program wirusowy. Nie antywirusowy, choć bywa pod niego się podszywa.

Możliwość adekwatnej odpowiedzi na trudności, zaburzenia innych.  Potrzebuje po prostu zadbania o siebie, uleczenia miejsc w sobie, prowadzącym, które dotykane zaburzają prowadzącego. A ten z natury ma przecież za zadanie prowadzić grupę a nie zajmować się samouspokajaniem.

Osiąganie wyników przez osoby i przez grupę. Dobrze jeśli pojawia się nie tylko wtedy kiedy cele są osiągane w całości,  w części, ale też kiedy tylko trochę są osiągane przez osoby, które akurat tyle mogą osiągnąć. Akceptacja tego „trochę” wcale nie jest łatwa. Prowadzący często chcą, żeby uczestnicy osiągnęli więcej niż mogą, albo tyle ile trener widzi, że jest do osiągnięcia. Początek współczucia jest „niestety” w miejscu współczucia dla siebie. Jeśli pozwalam sobie by trochę było sukcesem, innych też zwolnię z obowiązku sięgania po więcej.  Potrzebuje rezygnacji z części dążeń.

Wewnętrzna satysfakcja prowadzącego. Potrzebuje  zgody na to, że to czego dokonuję było wystarczająco dobre, najlepsze na ten moment, potrzebuje umiejętność akceptowania tego co nie poszło i odnajdywania ścieżki korekty/akceptacji/nauki, potrzebuje uznania krytyki i odrzucenia krytykanctwa.

Część osób podejmuje wysiłek własnej, wewnętrznej pracy uzdrawiającej. Ci odważni wojownicy o wolność, od środka,  mierzą się z sobą. Spotykają się z zawiłościami, wyparciami, pominięciami, splątanymi procesami,  trudzą się nad ich rozplątaniem, przecięciem, porzuceniem… Często odkrywają je dzięki pracy w grupie, informacji zwrotnej, konfrontacjom w spotkaniach z lustrem grupy, dzięki interwencji trenerów, współpracy z kotrenerami. Praca w długich procesach rozwojowych, w grupie o dużym zaufaniu i wysokim poziomie znajomości wzajemnej, jest szczególną szansą dowiedzenia się więcej o sobie, może być bodźcem do podjęcia głębszej pracy nad wolnością-efektywnością-radością życia.  Praca indywidualna wspiera ten proces i pozwala sięgać po głębsze pokłady wolności.

Wolność wewnętrzna pozwala uzyskiwać lepsze rezultaty przy zaangażowaniu mniejszej ilości życiowej energii, więcej zadowolenia, satysfakcji, dalszej konstruktywnej korekty. Poprawia jakość życia. Powodzenia różnej treści znakomicie ją wzmacniają. Powodzenia w pracy z ludźmi wzmacniają porządek wewnętrzny, ten sam który pozwala Ci te Powodzenia osiągać. Synergia. Wolność wzmacnia wolność.

Bartosz Płazak

Czy trening interpersonalny to przeżytek?

Czy trening interpersonalny to przeżytek? Czy trening nie jest za mocny na te czasy? Może nie trzeba przeżywać tych wszystkich emocji, żeby się czegoś nauczyć o sobie?  Czy trening naprawdę przydaje się, czy nie można powiedzieć ludziom po prostu tego co jest jego treścią zamiast siedzieć te kilka dni na odludziu? Czy trening nie jest nudny, ileż można?

Fascynują mnie te tezy w tych pytaniach. Słyszę je od osób, które nigdy na nim nie były, również od tych mających za sobą nieudany trening,  i to się zdarza, albo, od osób, które miały do czynienia z quazi treningiem czyli np. trzy dniowymi zajęciami, z powrotem do domu na noc, bez głębszej pracy rozwiązującej napięcia. Słyszę je od osób, które wyraźnie stoją przed progiem używania większej części siebie w pracy i życiu, słyszę je też od utytułowanych coachów, trenerów, terapeutów, słyszałem je na wykładach renomowanych nauczycieli metody. Niezmiennie fascynuje mnie nadzieja na posiadanie czegoś po co się nie sięgnęło i nie przeżyło, zaklęta w strachu przebranym za możliwość.

Uczestniczyłem jako prowadzący lub współprowadzący, dotąd w około 40 treningach. Były intensywne, pełne przeżyć, głębsze i płytsze zależnie od możliwości i gotowości uczestników, były bezpieczne a wspomnienia z ich przebiegu wracają do dziś w spotkaniach z osobami, które w nich uczestniczyły.

Czym dłużej prowadzę treningi, pracę warsztatową, pracę indywidualną, im dłużej spotykam się z ludźmi w biznesie, codziennej pracy tym bardziej widzę jak trudno jest osobom sięgać do swojej całości. Jak bardzo lęk przed okazaniem siebie w stanie innym niż ten najczęściej używany, znany, chciany, akceptowany, blokuje pełnię i kreuje maskę.

System, w którym żyjemy w obecnych czasach skutecznie oducza jego mieszkańców bycia w pełni. Przyspiesza życie, dyktuje akceptowalne zachowania, kreuje krępujące normy pod pozorem ułatwiania życia, wolności i bezpieczeństwa. Nakazuje spolegliwość i dostosowanie. Wynosi na piedestał umysł, logikę, poprawność. Od przedszkola do emerytury. Sprzeciw, zdziwienie, pytanie, złość, inne zdanie, odrębność, kreatywność, są trudne z wyjątkiem tych politycznie wspieranych, czytaj po coś potrzebnych. Ktoś będący bliżej całości z pewnością coś zakwestionuje, zburzy, zmieni, oddali się, a to może utrudnić osiąganie tego co ma być osiągane. Czym więcej tak żyjemy tym więcej tak żyjemy.

Staranie. Uczymy się bycia jakimiś by coś mogło być tak jak ma być. Uczeń po stopnie, student po dyplom, pracownik po premię, kredytobiorca po mieszkanie i spokojną spłatę, małżonek po miłość, pracodawca po wynik, nauczyciel po akceptację uczniów, polityk po pieniądze lobbystów, artysta po publiczność i chwałę. Prawidłowości, algorytmy dla umysłu. Jak to osiągnąć. Staramy się robić to co w tych czasach staje się normą, jest treścią algorytmu, płacąc kontaktem z głębszym sensem roli, czasu, etapu życia, Ja.

Sięganie do siebie, swoich wartości, swojej głębokiej świadomości, swojego wewnętrznego wiedzenia, czucia i emocji staje się passe. Jest mocne i  wymagające, kiedy ktoś już jest z tego miejsca. Trudniej je pominąć, trudniej zamknąć, ma więcej energii niż argumentacja umysłu. Bycie z naturalnej całości, mam wrażenie, dziś staje się coraz większą rzadkością. Naturalna, płynąca z wewnątrz, czująca, żywa obecność wycofuje się wobec narastającej większości poprawności. Koszt? Cierpienie wewnętrzne. Oddalanie się od wewnętrznej istoty siebie daleko aż  do zapomnienia. Społeczności po cichu znoszące udrękę pracy i życia tak jak ma być. Osoby zmęczone i nie umiejące przekroczyć progu powrotu do siebie spod dyktatu przykazań społecznych jak żyć, pracować, po co się jest.

Kiedy siadasz w kręgu na treningu interpersonalnym  w bezpiecznych warunkach, wśród sobie podobnych poszukiwaczy, opierasz się na zasadach i masz przy sobie przewodnika możesz wracać. Czym dalej odszedłeś tym twoje emocje mogą być większe, przeżywanie ich mocniej nacechowane lękiem. Silniejsza ekspresja tego co nagromadzone może chcieć się wydarzyć a to trud do przejścia, przygoda do przyjęcia, surwiwal w wewnętrzną dzikość. Wracanie do domu kiedy się w nim dawno nie było jest wyzwaniem, nagroda jednak za samo dotarcie i zrozumienie oddalenia/oddzielenia jest bezcenna. We wspólnocie kręgu podobnych szczególna.

Trening interpersonalny nie obiecuje oświecenia, lekkości ani łatwego życia zaraz po.  Nie bardzo też uczy konkretnie uchwytnych technik choć trochę tak. Trening na pewno nie jest atrakcyjnym wystąpieniem mówcy, pełnym ciekawych teorii, błyskotliwych naukowych doniesień szkoleniem. To spotkanie ze sobą w dostępnej dla Ciebie pełni i prawdzie, wspierane przez krąg podobnych do Ciebie wędrowców do człowieczej głębi. To krąg pierwotnej prostoty przeżyć, piękny i doniosły bo pełen powrotu do źródła, serca i duszy.

Najbliższy trening tu:

https://hst.edu.pl/warszawa-wiosna-2022/

Po co trenerowi coaching? (warsztat kompetencje coachingowe)

Praca edukacyjna, rozwojowa z grupami może mieć wiele twarzy. Trenerzy bywają nauczycielami, guru, ekspertami, gwiazdami, szkoleniowcami, prezenterami a także facylitatorami, procesowcami, reprezentantami jakieś metody… Bywają trzymającymi kręgi, towarzyszami, coachami. Niekiedy reprezentują jakieś szkoły, podejścia, wyprowadzają indywidualną jakość w pracy z grupą z swojej pracy lidera, terapeuty, wysokich kwalifikacji w swojej dziedzinie. Prowadząc grupę możesz być od ludzi bliżej lub dalej. Możesz bardziej  dzielić się sobą, opowiadać o merytoryce, realizować z grupą zadania i pomagać wyciągać wnioski. Możesz do ludzi mówić albo/i ludzi słuchać… Możesz też uprawiać każdy z tych wariantów zachowań prowadzącego, dobierając je zależnie od potrzeb i możliwości grupy, zwracając uwagę na procesy grupowe, które mogą je utrudniać lub wspierać.

Wariant pracy z grupą bazujący na procesie grupowym, obserwacji potrzeb uczestników i doborze zachowań prowadzącego do tego na co pozwala i potrzebuje grupa wydaje się nam być szczególnie efektywny. Buduje bezpieczeństwo konieczne do uczenia się osób, a także wymianę, synergię w grupie i pomiędzy grupą a prowadzącym. Wydaje się też być bardzo  adekwatny w czasach kiedy ludzie mają znaczną, różnorodną wiedzę i doświadczenie, różnorodne, często świadome potrzeby, byli na wielu szkoleniach, w czasach kiedy tyle zmiennych wywołuje tak różne potrzeby w ludziach. Na warsztatach Holistycznej Szkoły Trenerów właśnie ten sposób pracy uprawiamy i pokazujemy go naszym Uczestnikom.

Dla prowadzącego grupę w kontakcie, bliskości, z uwzględnieniem wielości,   (…) przydatna jest postawa coacha. Spośród wielu prawideł/modeli  coachingu najbliższe nam są ciekawość, obecność, towarzyszenie, praca pytaniami, dorosła relacja , partnerstwo. Te elementy szczególnie podkreślamy jako wartości i kompetencje prowadzących grupy w kierunku rozwoju, holistycznie.

Zaciekawiony prowadzący ma szansę kierować swoją uważność na to co jest i na to co chce się wydarzyć w grupie. Za wewnętrzną ciekawością może pójść zewnętrzne działanie w postaci pytania, ćwiczenia, wzmożonej obserwacji, ujawnienia wyników obserwacji i intuicji prowadzącego. Reakcja grupy będąca odpowiedzią na nie może być wskazówką, przewodnikiem do dalszych decyzji, czy propozycji i prowadzenia grupy. Może być  przedmiotem negocjacji, procesowania trudności, wskazówką do zmiany scenariusza, może być czymś co usłyszysz po prostu i pozostaniesz przy swoim. Istotą jest odebranie wiadomości i nadanie odpowiedzi. Dialog.

Coachingowa, partnerska postawa pomaga uznać  równouprawnienie potrzeb Uczestników, wspiera słyszenie ich. Dorosłe widzenie relacji z grupą, celów, roli i zadań prowadzącego, w świetle umowy którą ma on z grupą, pomaga dobrać wspólnie dalsze kroki.

Obecność, bycie partnerem (obok ról związanych z realizacją pracy z grupą), a chwilami członkiem grupy, czy po prostu osobą, dzieje się przez ujawnianie własnych uczuć, potrzeb, wizji, ograniczeń, dawanie propozycji, działanie z uważnością by nie nadużywać swojej wyższej rangi  prowadzącego, ani nie dać się zdominować jako dostarczający pracę w relacji z klientem. Są one również, w naszym rozumieniu aspektami postawy trenera-coacha.

Łączenie tych działań w uważności  jest łatwiejsze jeśli posiadasz wiedzę, umiejętności i rozumienie  roli coacha i włączasz je do pracy z grupą.  Warsztat coachingu w odniesieniu do pracy z grupami w programie Holistycznej Szkoły Trenerów:

https://hst.edu.pl/warszawa-wiosna-2022/

Po co pracującemu z grupami warsztat pracy z sytuacjami trudnymi?

Trudności, trudni uczestnicy, wymagające sytuacje, zagrożenia, zakłócenia, zaskakujące, nieoczekiwane zdarzenia (…) czyli nie dające się zaplanować okoliczności w pracy grupowej, po prostu zdarzają się. Prędzej czy później, każdemu. Może z czasem i praktyką mniej. Może z przybywaniem umiejętności rzadziej. Z większym doświadczeniem, łatwiej uznać dawniej trudną sytuację za normalną, nie zauważyć jej, nie uznać za znacznie obciążającą.

Tematyka radzenia sobie z trudnościami, jest tą, która szczególnie przyciąga uwagę adeptów sztuki pracy z grupami, pracy trenerskiej, facylitatorów, liderów, trzymających kręgi, liderów. Ciekawość i napięcie związane z potrzebą jej zaspokojenia, a także niepokój związany z tym trudnym tematem, są zwykle duże  i szczególne, kiedy uczymy się dopiero radzić sobie z trudnościami.  No bo każdy się ich spodziewa, słyszał, może  miał już pierwsze za sobą, obawia się ich, brakuje mu pewności siebie kiedy staje w miejscu radzenia sobie z nimi, w miejscu zadbania o grupę i o siebie, o pracę, proces, cele.

Często oczekiwaniem tych, którzy za chwilę mają sobie radzić jest szybkie uzyskanie niezawodnych technik radzenia sobie z… No właśnie.  Z modelowymi trudnościami może i byłoby możliwe napisać jakieś scenariusze radzenia sobie, choć i dla nich miałyby one  ograniczoną skuteczność. Życie w grupie, czytaj prowadzenie warsztatu, ma szereg kontekstów budujących obraz sytuacji i idący za nimi sposób reagowania prowadzącego, radzenia sobie z trudnością. W miejscu połączenia kontekstów sytuacyjnych z zasadami poruszania się w sytuacji trudnej, a także z meta umiejętnościami (postawami i towarzyszącymi im zachowaniami), można mówić o stosowaniu technik czyli o radzeniu sobie z trudnościami. Choć raczej te techniki są prostymi zachowaniami, ujawniającymi coś o sytuacji, emocjach, potrzebach, możliwościach rozwiązań, odwołaniach do jakiegoś zaplecza. W tym sensie, może nawet wcale nie ma technik radzenia sobie z trudnościami.  Dlatego wielu uczących się  pracy z trudnościami jest zdziwionych tym jakie jest to proste.

Sytuacje trudne powstają z kilku przyczyn. Ich poznanie, wcześniejsza świadomość możliwości zaistnienia trudności to pierwszy z kluczy. Chodzi tu o ograniczanie zaskoczenia, umożliwianie spokojnej reakcji, dawanie sobie możliwości przygotowania. O ile spodziewasz się np.  roszczeniowych uczestników, możesz się na to przygotować (merytorycznie lub mieć dobre asertywne odpowiedzi obronne, możesz mieć strukturę pracy ograniczającą wydarzenie się tego trudnego). O ile spodziewasz się małego zaangażowania uczestników, możesz dobrać narzędzia łagodniej aktywizujące uczestników, przygotować się do większego zaangażowania własnego, zaplanować interwencje aktywizujące. I tak dalej. Właściwie na każdą okoliczność jest możliwość choć trochę się przygotować,  mieć strategię, zaplanować jakieś możliwe zachowania, poznać swoje granice oddziaływania, odpuszczania, wpływania. Wzmocnić się wewnętrznie, zbudować sobie zaplecze w własnym przygotowaniu.

Oczywiście Uczestnicy bywają trudni. W tej sprawie warto wiedzieć co jest najważniejsze, jaka jest rola prowadzącego, jakie ma własne słabości i czułe punkty. Dzięki temu łatwiej będzie dobrać interwencję, która będzie najłagodniejsza dla tej osoby dla grupy i dla prowadzącego.

Szczególną przyczyną trudności jest sam prowadzący, który jakoś wpływa na grupę, która w wyniku tego zachowuje się w sposób, który prowadzący przypisuje grupie, co z kolei powoduje nakładanie się i narastanie trudności.  Sposobem redukcji trudności z tego punktu widzenia, nie jest żadna technika (rozumiana domyślnie jako oddziaływanie na grupę) a raczej coś co pomagało by zobaczyć prowadzącemu siebie jako źródło trudności.  I tu raczej liczy się pokora i samoświadomość niż wiedza o sposobach. Jest też sposób w jaki to można zrobić ale co komu po nim kiedy widzimy problem w grupie a nie w sobie.

Radzenie sobie w trudnych sytuacjach ma wiele aspektów, twarzy, kontekstów, całą gamę kierunków i rozwiązań. Kluczowe dla efektywności wydają się być jednak po raz kolejny samoświadomość i zdolność obserwacji tej wielości aspektów, wyłonienia tego co jest kluczowe. Rozwiązania tej samej sytuacji podjęte przez różnych trenerów mogę być zupełnie różne  i każde z nich może być skuteczne.  Jednocześnie będą też takie, których stosowanie z większym prawdopodobieństwem przyniesie więcej złego niż dobrego. Jednym z nich jest stosowanie siły, nadmierne używanie przewagi, innym pomijanie kontekstów, pomijanie grupy i jej potrzeb, nadmierne nastawienie na cel i program, jeszcze innym nadmierne procesowanie trudności.

Tematyka sytuacji trudnych jest wymagająca i mało tu schematów gotowych do zastosowania.  Warsztat pracy z trudnościami umożliwia pojęcie zasad i filozofii, podejścia do grupy w takiej sytuacji, a następnie wybranie i nałożenie na tę warstwę  zachowań (technik/narzędzi). Uczestnictwo w warsztacie pozwala uzyskać informację zwrotną na temat Twoich umiejętności posługiwania się nimi w realnej sytuacji grupowej. I to dopiero można uznać za praktyczne uczenie się radzenia z trudnościami.

Zapraszamy  https://hst.edu.pl/warszawa-wiosna-2022/