O tych których nie ma.
Właściwie nie ma powodu żeby się przejmować tym, że kogoś nie ma. Miał być, był wcześniej, wniósł co miał wnieść, wyniósł co miał wynieść. Skoro zadanie ma się dobrze to jego (nieobecnego) nieobecność nie przeszkadza. Przecież jesteśmy tu po to by się uczyć. Przecież mamy tu jakieś zadania, jakąś teorię, jakieś ćwiczenia do wykonania sami i w grupie. Zrobimy i do domu. Zrobimy bo to przecież tylko od nas zależy. Prawda czy fałsz?
Warsztat jak wiele poprzednich. Zaczynamy pracę na jednym z ostatnich spotkań w długim cyklu. Wszystko z pozoru jak zawsze. Otwieramy, działamy, mówimy, są zadania, jest refleksja, są doniosłe wnioski, wzruszenia, emocje, odkrycia, wdzięczność…
Nieobecność uczestników, którzy przez cały cykl wnosili pewną jakość coś jednak zmienia. Nie ma osoby, która reagowała na żarty Kowalskiego i mówiła mu kiedy ma przestać, nie ma osoby, która miała piękne metaforyczne refleksje wznoszące pracę grupy na wyższy poziom, nie ma osoby, która zawsze była w stanie zobaczyć coś pozytywnego i wartościowego w grupowym trudzie, sporze, impasie. Nie ma osoby, która co zjazd robiła postęp w odkrywaniu siebie a wszyscy inni jej kibicowali. Nie ma kogoś kto miał kłopoty rodzinne i komu można było choć przez chwilę współczuć, słuchać czy inaczej wspierać nawet w przerwie. A może nie ma też kogoś, kto zawsze wiedział jak w dwu słowach pięknie podsumować dyskusję, zamknąć niepotrzebną wymianę, a nawet w imieniu innych sprzeciwić się prowadzącemu. Ktoś o tym powie na głos, że ich nie ma, że brakuje? (nie, bo może uznajemy, że mają prawo do nieobecności). Ktoś powie, że mu z tym trudno? (nie, bo może uznajemy, że nie mamy prawa do oczekiwania wobec innych obecności i nie dajemy sobie prawa do czucia potrzeby bycia z kimś w relacji o jakimś określonym kształcie). A szkoda.
Ci którzy są dziś nieobecni do tej pory pełnili w tej grupie pewne role. Do tych ról w tej grupie była kierowana pewna specjalna porcja uwagi i treści. Teraz nie wiadomo co z tym materiałem zrobić. Nieobecni dawali też coś specjalnego, czego nie dawali inni w tej grupie, a co było ważne by ta grupa była całością.
Można by powiedzieć, że zmienia się układ sił w grupie, można powiedzieć, że to inna grupa, że zmienia się jej pole, inne napięcie pojawia się w podobnych sytuacjach do tych z poprzednich zjazdów. Coś co było możliwe do zrobienia w poprzednich zjazdach kiedy był pełen skład nie jest już możliwe. Możliwe jest co innego. Przynajmniej jednak na początku pracy to „innego” raczej oznacza mniej niż więcej. Dominuje niższa energia, czegoś brakuje, praca wydaje się wymagać więcej od uczestników. Jakby tęsknota, brak, niedopełnienie wisiały w powietrzu. Trudno je uchwycić i nazwać bo racjonalnie patrząc wszystko jest ok. Praca jest, ludzie są, wartość merytoryczna jest. Tylko paru osób brakuje. A wcześniej byli.
To czy komplet grupy jest na sali szkoleniowej jest raczej pomijane. Trudno interweniować wobec czyichś osobistych i uprawnionych wyborów. Fokus na zadanie sprawia, że uznaje się, że prowadzący ma coś do przekazania, a grupa jaka będzie taka będzie i wystarczy. Coraz powszechniejsze jest oczekiwanie angażowania grupy, pracy na doświadczeniu. No i co? Wychodzi na to, że grupa jest potrzebna by wykonać zadanie w pełniJ. Oczywiste. Ciekawie robi się jak praca zaczyna kuleć kiedy ludzie nie pojawiają się na zajęciach w dłuższych cyklach. Ciekawie (trudno, choć ciężko z tym pracować) robi się jak uczestnicy wychodzą z zajęć w ich trakcie (nawet całkiem krótkich zajęć).
Fałsz. Niestety. Żałuję, nieobecni mają wpływ. Szczególnie jeśli obecni mają wobec nich jakąś potrzebę czy zaległość. To prawidłowość zdaje się nie tylko w pracy warsztatowej ale w ogóle w pracy grupowej, a nawet w ogóle w relacjach. Zwłaszcza w tej co trwa nie dzień, dwa a kilka czy kilkanaście zjazdów.
Autor: Bartosz Płazak
Powiązane
Oczekiwania, przekonania, doświadczenia,...
Po co pracującemu z grupami narzędzia?
Ciekawe pytanie. Dla jednych rażąco nie na miejscu, dziwne, zaskakujące, posiadające oczywiste odpowiedzi. Dla innych...