KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

Po co?

Po co.

Pewnie przede wszystkim różnie. Z różnych pobudek zajmujemy się pracą z grupami. Pewnie też w różnym stopniu świadomie można tę pracę podejmować z pobudek jakichś. A więc kto wie, dlaczego to robimy J? Dalczego akurat to, skoro trudne, wymagające, gdzie indziej lepiej płacą?

Pomimo, że dziś mam zgodę na to, kiedyś mocno zatrzymało mnie w zdziwieniu stwierdzenie, że jedyny powód żeby to robić to powinna być kasa. Pieniądze.  Powiedział to wtedy ktoś kto był trenerem z ogromnym stażem, wykształceniem. Słowem nauczyciel. Wiele lat wracało do mnie to stwierdzenie przy różnych okazjach. Dziś myślę, że pieniądze jako pobudka do tej pracy to mało. I trzymam się tej części przekazu z wtedy, którego istotą było to że powinniśmy unikać prywaty, osobistych pobudek,  do wykonywania tej pracy. Np. ktoś potrzebuje docenienia, daje ludziom to co oni chcą i dostaje docenienie. Prowadząc grupę musimy przecież od czasu do czasu stawiać granice, odmawiać, być asertywni a może niemili,  brrr.

Praca z grupami ma wiele twarzy, jak i wielu jest prowadzących ją i tyleż motywacji. Praca dla wynagrodzenia i tyle niech więc i ona  ma swoje miejsce. Przygotowujesz się, robisz, wychodzisz. Jak ktoś tak chce.

Szkopuł w tym, że wydaje mi się to mało możliwe. Na dłuższą metę wręcz nie wykonalne. Z jakiego powodu ? No ludzie przychodzący na warsztat poszukują zaangażowania, pasji, frajdy z tej pracy, gotowości, kompetencji u prowadzącego. Uwierzą mu jeśli ten zestaw w prowadzącym jest możliwie bogaty. Jak nie uwierzą, nie przyjdą więcej i nie podadzą dalej zaproszenia. O ile nie ma innych powodów żeby grupy się zbierały ( sprzedaż do firm, projekty unijne, pierwszorazowe wystąpienia ) to może być krucho z uprawianiem tego zawodu do nadal. Cytując Franka Farellyego „ludzie są jak psy, wyczują cię z daleka”.

Możliwości wykonywania tej pracy w zakresie ustaleń „co do mnie należy, co w umowie, co w scenariuszu” jest dużo. Większość tych okazji nawet może przewidywać kary za przekroczenie stosownych ustaleń. Bój się. Są weryfikowalne ankietą. Tuż po warsztacie. Reakcja – taki poziom w modelu Kirkaptricka.  Wiele firm, instytucji, uczelni oczekuje że ankiety będą dobre, a sprawdzana jest zgodność. Mimo to, tak naprawdę dają wolną rękę, przecież nie będą na Twoim warsztacie siedzieć. Jest więc jakoś kuszące robić to co umowa mówi. Bez kontaktu. Naprawdę można. Jest na to wiele osobowych dowodów.

Więc możesz pracować. A możesz też być z ludźmi i pracować. Robić pracę, która wyjdzie poza tę formalną zawartość. W sensie pozytywnym. Daje się pięknie łączyć to co ludzie na sali chcą z tym co w formalnych umowach. Robiąc i to i to.  Niestety wymaga zaangażowania, wejścia w kontakt, pokazania siebie, ustalania zakresu. Słowem rozmawiania. A to ryzyko. Waluta:  więcej satysfakcji, nauki, wartości, realne kontakty.

Można też iść jeszcze dalej. Dawać to czego ci ludzie szukają głębiej. Zachowując formalności i będąc z nimi jednocześnie. Trochę, przez siebie, nie wprost dawać, bo formalnie określoną pracę trzeba wykonać. Odpowiadać na pytania, które ludzie zadają pomiędzy wierszami, ukrytym tekstem. Zrób to. Zaświecą się oczy a ich Uwaga (marzenie niektórych prowadzących) będzie cała twoja. To dość uniwersalne, że ludzie szukają czegoś dla siebie pod tematem, na który przyszli. Żeby było śmiesznie, nawet go niekiedy nie znają (tematu). A po coś przychodzą.

Jeśli jednak jesteś na ścieżce samorozwoju trochę nie wierzę, że nie ciekawisz się ludźmi, że umiesz zamknąć się na ich prawdę, potrzebę i działać, robić zadanie. Kiedy wejdziesz tam gdzie są oni, jesteś z nimi. odpowiadasz, dzielisz się.  Tam jest wymiana. Nieuchronne wzbogacanie. Każde pytanie do Ciebie, każda trudność, każde zaskoczenie jest prezentem. Uczysz się. Czyż to nie powód, by tę pracę wykonywać?

Najważniejsza jednak wydaje mi się pewna okazja. Mam na myśli możliwość inspiracji, zapraszania na ścieżkę rozwoju. Pokazywania tej przygody jaką jest samopoznanie.  Modelowanie pełniejszego życia sobą samym. To w sprawie budowania pola świadomości wokół powrotu do siebie. Bo, możesz się nie zgadzać, uważam że, żyjemy w świecie gdzie oddzielenie możliwie najmocniej od siebie jest oczekiwane przez system, i premiowane nagrodą. W tym sensie, robić możesz sens. Jakiś taki większy. Nie wiedząc dokąd pójdzie ten ktoś, zarażony chorobą samoświadomości, brr. Może wróci do domu jakiś inny i przeczyta przypadkiem jakąś leżącą na półce parę lat książkę. Może jednak czegoś tam, niepasującego mu, już będzie robił mniej. Może nie kupi, może nie poogląda, może nie pójdzie do kina tylko do lasu, może poczyta zamiast się napić, może pójdzie na warsztat nie na all inclusive. Może komórka po komórce przekieruje się na życie po swojemu, akceptując koszty, niewygody, odpasowanie i odpępowienie się od nibydających/uzależniających przyjaznych rzekomo i dających wolność. Może uzna dorastanie za swoją wartość zamiast czegoś tam, co mu podsuwano. Wolność rzadka dziś się wydaje, bo trudniejsza jest niż zniewolenie wygodą i szczęściem na kredyt. Więc może jeśli możesz pokazywać to co masz już dla siebie odkryte rób to dla innych, w kręgu. Waluta: samorealizacja, samopotwierdzenie, umocnienie, energia do pracy dalej i życia.

Jednak istnieje w tym wariancie ryzyko, że nie zarobisz tak dużo jak w wariantach spolegliwych, niezaangażowanych, poprawnych i wystandaryzowanych wg norm jakichś tam instytucji.

I tu znienacka przychodzi z pomocą nowy Eko ład. I tak musimy się samoograniczyć. Może więc nie warto czekać.