KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

Wartość odżywcza czy forma? Ekostail

Jedzenie jest po to by odżywiać a nie smakować. Ten tekst usłyszałem kiedyś od mojego przyjaciela i nauczyciela. Wprawił mnie w osłupienie na chwilę. Później zacząłem trawić ten nieoczywiście smaczny a pożywny pokarm. A ponieważ bardzo szanuję i kocham owego kogoś to trawiłem wytrwale mimo smakowych niejasności i co nieco niestrawności. W dalszym wywodzie usłyszałem to co i mnie dotyka i zniesmacza. Mowa była o feerii cudownych dań, propozycji żywieniowych, smaków, szybkich potraw, wykwintnych potraw, kebabów, strogonowów, szakszuk, prosciutto, paella, bruschetta, foie gras czy enchiladas, bouillabaise,  creme brullee, croissant, pięknych nazw i obrazów… tu lista nie ma końca. Części wykwintne, innym razem zwykłe a tylko pod wykwintną nazwą, niekiedy egzotyczne i może niesmaczne dla zwykłego zjadacza pokarmu. Chodzi o to jak uwaga  z żywienia jest przenoszona/odwracana na formę. Na przykład na smak, miejsce, nazwę, spotkanie, cenę wystrój, podanie itp. No bo mogę przecież jeść ziemniaki z cebulą i z kefirem za 5 zł w domu albo za 4O w barze, przepraszam restauracji. Mogę jeść pod bardzo uroczystą nazwą i za 60. I oczywiście płatne kartą, wygodniej, nowocześniej i tak jak wszyscy, bez kontaktu z pieniądzem, tak łatwiej nie widzieć ceny i salda. Mogę jeść ziemniaki, zupę jarzynową, barszcz czerwony codziennie. Tylko te potrawy przez miesiące i lata i nic się nie stanie. Albo mogę wydatkować czas i ciężko zarobione pieniądze na poszukwanie wciąż bardziej wykwintnych, nowych, ciekawych albo nie znanych potraw by uczynić z tych zdobyczy później pieśni chwały rycerza zdobywcy, albo tego co jest jak wszyscy, jak trzeba, mknie z uśmiechem i trendem. Pomijam klasyczne podejście do wydawania pieniędzy bez dzisiejszego masz czy nie masz wydawaj, a jak brakuje to pracuj więcej albo się zadłużaj bo taki jest obyczaj i trend. Kiedy tak rozmawialiśmy o jedzeniu zostałem poczęstowany obiadem z patelni, z uprzejmą informacją, że jest on sprzed tygodnia i że jest sfermentowany ale smaczny i zachowuje wartości odżywcze a nawet jest świetny dla flory jelitowej. Trochę poczułem się niepewnie. Ale zjadłem by przyjąć naukę. Nic się nie stało, byłem syty. Zyskaliśmy czas, pieniądze i nie zużyliśmy kolejnych produktów, które były na jutro. Jelita moje od tego czasu mają się coraz lepiej a moje z dziada pradziada tendencje do prostoty, kiszonek, jedzenia tego samego, nie wyrzucania jedzenia bo wczorajsze zyskały nowy poziom wsparcia. Zostałem praktykiem ekologicznego lifestajla. Kultywuję, chwalę sobie, śmieję się jedząc czwarty dzień to samo. Wyjadam sprzed tygodnia jeśli tylko trochę fermentuje. Nie zmuszam nikogo. Nadal daję się zapraszać na różne okazje, wykwintne dania, świętowanie. I tylko coraz bardziej mi nie wygodnie z tym. Relacje z ludźmi i tylko one  sprawiają, że bywam. U mnie bywają też okazje, ale jedzenie jest proste. Spokojnie, przy okazjach tylko świeże.

W pracy z grupą, w warsztacie chodzi o pracę. Atmosfera i oprawa jest ważna ale nie pierwsza. Bywa warunkiem powodzenia, ale nie może być przyczyną odejścia od celu i sensu. Innymi słowy to że Ci się nie podoba warsztat, może być pięknym sygnałem uczenia się a nie przyczynkiem do zmiany sposobu pracy przez prowadzącego. *

Najlepsze wyniki mają te moje prace, kiedy sięgamy prosto do potrzeb uczestników i poszukujemy rozwiązań angażując doświadczenia z przeszłości osób, nieznacznie przyprawiając odświeżającym poglądem trenera, małą dawką teorii, prostymi w formie ćwiczeniami. Skupiamy się na odnajdywaniu tego co jest potrzebne ludziom a nie na apetycznej formie. Minimalistyczne struktury pracy, przejrzyste, nie odwracające uwagi od osoby działają najlepiej. Jednocześnie głębokość i ilość jest wprost dostosowywana do głodu i pragnienia rozwoju. Nie tracimy czasu na zbędne formy, przygotowania. Co nie oznacza, że nie celebrujemy naszej obecności formą. Grunt żeby była adekwatna. Cóż po głębokim talerzu jak na środku jedna nitka makaronu i łyżeczka tartego sera. Przepraszam śmiech i ironia głodnego.

Ekologiczna obecność w czasach kiedy czas jest na wagę złota, a chęć rozwoju choć coraz częstsza, wciąż jest rzadka, wydaje mi się tą potrzebną ścieżką. Nie boimy się więc archaicznej dyskusji, pracy w parach, rysunków, metafor, cytatów. Bazujemy na przypadkach wniesionych przez grupę. Tak bardzo jak się da. To najlepiej karmi. Zajmowanie się nimi. Nie formą zajmowania się nimi. **

Niech centrum naszego wysiłku będzie uczestnik i jego korzyść. Wartość odżywcza a nie sposób podania i egzotyczna nazwa, czy wyjątkowe uzasadnienie.

Umiejętność zauważenia czego potrzebują jest dużo ważniejsza od świec, melodii w tle, girland, rekwizytów, zapachów, wielkich nazwisk, obcojęzycznych zwrotów. Zajmujemy się przeżyciami, tęsknotami, wzruszeniami, kłopotami, pytaniami, poszukiwaniami, lękami, smutkami. Z współczuciem i miłością. To zwykła sól. Nie prowansalska. I wystarczy. Ekostail.

*Niekiedy warto by prowadzący zmienił styl. Podał coś świeżego J

** O ile potrzeba i możliwość grupy, zbudowana zażyłość i otwartość pozwalają, jestem za tym by iść w zaawansowane formy. Nawet może jestem bardzo za. Jakoś wydaje mi się, że trzeba do nich dorosnąć by z nich skorzystać w pełni. Za wcześnie to zbyt pusta forma.