KONTAKT

Adres:
Gajrowskie 12a
11-510 Wydminy

Bartosz Płazak tel. 502 351 161

Obserwuj nas

Category: Bartosz Płazak

19 lutego, 2020 by DW 0 Comments

Trener czyli coach?

Może i wy spotykacie się z takim zjawiskiem, że ludzie mylą te dwa zawody. Dla wielu osób nawet trener, coach, terapeuta, facylitator, wykładowca to synonimy. Na uczelniach, w firmach, w projektach rozwojowych finansowanych przez… ja wciąż otwieram oczy, ale, tak zdarza się. Mniejsza o to. 

Czy trener to coach? Niezupełnie. Mam jednak dużo spokoju o to, że kompetencje w tych zawodach uzupełniają się. To znaczy wychodząc z jednego z nich łatwiej się nauczyć tego drugiego, ale jednak bycie trenerem tylko w oparciu o doświadczenie w coachingu i odwrotnie, bez dodatkowego przygotowania wydaje się trudne. Mówię to z doświadczenia prowadzącego zajęcia trenerskie.

Dla uczestników szkoły trenerów, którzy posiadają doświadczenie coachingowe w pracy z jedną osobą, praca z grupą bywa wyzwaniem. Proces grupowy to nie tylko wiele procesów indywidualnych, to też jakość wynikająca z całej grupy, interakcji między uczestnikami, modelowania zachowań przez trenera. Ogarnięcie grupy wymaga wiedzy o procesie, doświadczenia z nim, narzędzi i wiary. Bo sygnały z grupy często są niejasne, a przewaga liczebna grupy przytłaczająca. Wymaga też umiejętności pracy i osiągania celów w warunkach występowania bardzo wielu bodźców jednocześnie. Potrzebny jest więc kontakt ze sobą, uważność, rozumienie narzędzia, rozumienie procesu, obserwacja własnych zachowań i zachowań uczestników, walidacja celów i szybkie podejmowanie decyzji cały czas.  Z drugiej strony patrząc, postawa coacha jako osoby towarzyszącej, wspierającej, otwartej, ciekawej, pracującej pytaniami, inspirującej innych jako umiejętność robienia tego wobec jednej osoby znakomicie sprawdza się w pracy z grupą, kiedy coach obejmuje rolę trenera. O ile pracujemy z grupą w oparciu o jej zasoby, demokratycznie, współtworząc z nią wynik.  Mowa tu więc o pracy trenerskiej w kontakcie z grupą, opartym na partnerstwie, w którym trener dodaje swoją wiedzę jako uzupełnienie tego, co wypracuje grupa i nie naucza. Może gdyby jeszcze rozwinąć ten opis dałoby się powiedzieć w pracuje z grupą w holistyczny sposób. Kompetencja i filozofia zarazem. Patrząc na pracę trenera w ten sposób, łatwo zauważyć, że trener to coach. Zapraszamy coachów poszukujących możliwości rozwijania swoich kompetencji w kierunku trenerstwa, ciekawych zobaczenia się w lustrze grupy, zaciekawionych grupami, zespołami.

Autor: Bartosz Płazak

31 stycznia, 2020 by DW 0 Comments

Wu-Hsin. Taki jaki jest.

Alan Watts w wykładzie „Filozofia Tao” przywołuje  wu-hsin, czyli nie-myśl, inaczej, upraszczając – nieświadomość siebie. Mówi o nim jako o stanie całości, kiedy umysł raczej nie działa niż działa, a szczególnie kiedy umysł nie jest wyrazicielem, przedłużeniem  ego, które chciałoby być jego nadzorcą. To trochę tak jakby chodzić bez zastanawiania się nad chodzeniem, pozwalać by nogi szły same. Ten stan polega na używaniu całego umysłu, bez silenia się na ukierunkowanie go, ogarnianie jakiejś szczególnej części bardziej. Trochę jak patrzenie bez skupiania się na czymś konkretnym z zamiaru, jak pozwalanie sobie zobaczyć to co się wybija, zamiast wypatrywać czegoś. Przywołując Czuang Tsy: „Jeżeli uspokoisz ciało zjednoczysz swoją uwagę, spłynie na ciebie harmonia nieba. Jeżeli scalisz świadomość i skoncentrujesz myśli, duch zamieszka w tobie. Te ubierze cię, a Tao ochroni. Twoje oczy będą jak oczy nowo narodzonego cielęcia”  Bezczynne działanie umysłu można by przedstawić  też jako słuchanie bez nastawiania uszu, smakowanie bez dotykania językiem, wąchanie bez wdychania, dotykie bez naciskania, a każda z tych czynności stanowi przykład Wu shin. Shin to nie umysł, nie serce, nie intelekt, nie czucie, a zarazem jakoś każde z nich. Blisko wu shin do takich zenowskich pojęć jak umysł pierwotny, umysł buddy, czy wiaraiumysł, nie umysł. A więc hsin najlepiej działa jakby go nie było, albo jakby był nieuświadomioną całością, ogólnym, całym, spójnym procesem wszystkiego, dynamiczną, szybką  podążającą zmianą. I prawdopodobnie właśnie dopiero przy takim jego spontanicznym całościowym pojawieniu się ujawnią się też specjalne właściwości, zdolności, talenty, moce, Te, które są mu właściwe w naturze jego, a nie dają się rozwijać w umyślny sposób. Lao-tsy mówi: Wybitne Te nie jest Te, więc jest Te. Marne Te nie rzuci Te, więc nie jest Te. Wybitne Te jest bierne i bezcelowe. Marne Te jest aktywne i celowe. Zastanawiamy się jak najlepiej poprowadzić pracę z grupą. Studiujemy materiały o narzędziach, technikach, interwencjach, sposobach organizacji treści, klasyfikacjach, typach uczestników, technologii, sztucznej inteligencji, zastosowaniu rekwizytów, mieszaniu metod pracy, bez końca dążąc do tego by lepiej się przygotować, by praca ( warsztat, szkolenie, coaching, trening) był lepszy przyciągał uczestników, więcej mógł im dać, lepiej odpowiadać celom. Kiedy jednak głębiej zastanowimy się dlaczego ludzie przychodzą na warsztaty, albo są zadowoleni z nich okazuje się, że „przychodzą na Ciebie, dałeś im, poruszyłaś w nich”. Tak się to nazywa,  w kuluarach  można niekiedy usłyszeć: byłam u niego czy u niej. Jakby w tym nazwisku było już wszystko. Temat, treść, sposób, korzyść, zadowolenie, czy tzw. efekt aha, czy wow, obojętne jak go nazywać teraz. Ludzie niekiedy nie znają tematów, programów, zagadnień treści warsztatów i śmieją się z tego nieznania w głos, siedząc w kręgu na warsztacie. Można by powiedzieć – nie wiedzą po co przyszli…  Wiedzą.  Całość jest w tej osobie. Zdarza mi się obserwować trenerów na warsztatach superwizyjnych, kiedy prezentują autorskie projekty warsztatów. Widzę mnóstwo przygotowań, wiedzy, narzędzi, starania, pięknych idei, zaangażowania uczestników.  I tylko niektórzy z nich pozwalają sobie pójść za sobą, merytorycznie czyli projektując warsztat w obszarze który ich ciekawi, bawi, karmi, i w prowadzeniu czyli reagując bliżej siebie, interweniując w zgodzie z sobą, w swojej energii. To te właśnie prace grupy odbierają z błyszczącymi oczami, jest jakoś uroczyście,  coś dzieje się z czasem i przestrzenią. Bywa że pojawiają się zdarzenia, które można by nazwać błędem, czy trudnością, których jednak nikt nie zauważa bo zostają objęte, jakby od niechcenia ujawniającym się Te prowadzącego. Po zakończeniu takiej pracy zapada pełna zachwytu cisza, a później sypią się informacje zwrotne z których wybija się pytanie: jak ty to robisz. Odpowiedź albo mina prowadzącego najczęściej mówi: nie wiem. Ktoś nie ma świadomości co zrobił, jak działał, jaką jakość stworzył, choć odnajduje zdarzenie, zauważa je po fakcie, kiedy się dowiaduje. To po prostu się dzieje. Błędy są mu wybaczane wtedy jakby z automatu. Szybsza i mocniejsza jest ta specjalna moc Te. Ta wolność w której ukazuje się wewnętrzna prawda,  na którą ludzie tak czekają. Hsin. Co więc daje nam skupianie się na technikach, narzędziach, metodach, zewnętrznej atrakcyjności warsztatu? Może warto więcej energii przeznaczyć na integrację wewnętrzną? Może moc która pochodzi z naszego wnętrza wciąż czeka na uwolnienie? Może będzie tak, że ta moc nie będzie chciała współpracować z modelami, technikami itd., może one właśnie ją wygaszają kiedy umysł skupia się na przygotowaniu i stosowaniu technik i dąży do atrakcyjności przez logikę wywodu?  Czy praca z grupami, z ludźmi jest zbiorem technik, czy jednak technikami w rękach kogoś kto uwalnia się i jest? Na czym oprzeć tzw. własny styl pracy? Pytania te nie mają dla mnie jednoznacznych odpowiedzi. Ważne jest i to i to. Szukanie równowagi to droga indywidualna. Dla trenerów, osób pracujących z ludźmi  miejsce na jej szukanie jest w każdej chwili życia. Bo zdaje się pracujemy z życiem. Autor: Bartosz Płazak

2 grudnia, 2019 by DW 0 Comments

Szkło i mech, czyli rzecz o gniewie i miłości

Okazuje się, że równie dobrze można się czuć na szkle i na mchu. Jakkolwiek to teraz brzmi Tobie w uszach zapraszam Cię do tej łamigłówki. 

 Zasada perseweracji czyli powtarzania (się) informacji mówi, że Informacja nie może być zniszczona lub utracona, ale pozostaje w systemie (polu). Raz wysłany sygnał będzie się powtarzał, dopóki nie zostanie świadomie odebrany.  Emocja niewyrażona nie znika, dąży do ujawnienia, jako energia wpływa na system dopóki nie zostanie przyjęta, nie trafi na swoje miejsce.

Arnold Mindell mówi o osobowości, że jest ona zbiorem figur ze snu – różne figury w nas komunikują się, wysyłają sygnały, zakłócają się nawzajem. Ich działanie pochodzi z wzorca wewnętrznego. Kiedy próbuje się on wyrazić i jest to jakoś utrudnione, zakłócone, pojawiają się tzw. podwójne sygnały. Jeśli informacja nadawana przez figurę jest blokowana będzie chciała się wyrazić innym kanałem, będzie szukać sobie drogi.

Spotykam się z poglądem, że można mieć od razu radość. Nie trzeba przeżywać wszystkiego tego co ciężkie, trudne, zadawać sobie bezsensownego wysiłku, by powiedzieć sobie o tym co trudne, ciemne. Wystarczy się zdecydować. Tak po dorosłemu decydować. Jasne. Nie chcemy tego co boli. Naturalnie. Ból jest odrzucany, bo boli, piecze, ciąży. Mało tego, blisko niego jest lęk przed bólem. Też niechciany, marginalizowany, odsuwany. Bo ma być miło. Po dorosłemu?

W świecie, w którym mamy być zawsze piękni, mili, dobrzy, bogaci, gotowi, słowem mamy być ludźmi sukcesu nie ma w tym nic dziwnego, że wszędzie oczekiwana jest radość. Powinniśmy, może nawet musimy  być w radości. Obojętne skąd ją weźmiesz, jak do niej dotrzesz, jak się teraz czujesz. Sukces to radość. Radość to sukces. Sukces osiąga się przez radość, radość jest pochodną sukcesu. Pozostaje więc zadać sobie pytanie jak to zrobić? Po czym poznać radość? Po uśmiechu. Po pogodnej wypowiedzi,  po mimice, gestykulacji spójnej z sukcesem, (czytaj: z radością). Więc uśmiech na twarz i już. Łatwe.

Radości takiej pełno wokół. Na plakatach, w reklamach, w spotkaniach w biznesie, u babci która przychodzi do wnuczki, w małżeństwie, na pierwszej randce, w galerii, w dzienniku telewizyjnym. Podobnie w grupach, kiedy się one zbierają by pracować, czy być. Przecież chodzi o to by było dobrze. Mnie (osobie) i nam (grupie). Łatwe?

Czy jednak jesteśmy całością kiedy prezentujemy tę zamierzoną, chcianą, oczekiwaną, lubianą radość? Ten stan wymarzony przez osoby i ogłoszony jako domniemany stan społeczeństwa, ludzkości, świata. Nawet krowy na pudełkach z serkiem są uśmiechnięte. Wciąż jest lepiej, mamy wzrost gospodarczy, mamy lepsze życie, jesteśmy zdrowsi i mądrzejsi, jest taniej, nie ma głodu, cierpienia, ziemia ma nieskończone zasoby… Są powody by była radość! Da się to jakoś policzyć, stwierdzić, poprzeć faktami a jak trzeba obśmiać inne tezy, albo uznać że godzą w radosną codzienność w radości. Cóż, godzą.

A co z tą częścią Ciebie która się boi, złości, smuci? Co z tą częścią nas, która nie jest gotowa teraz na radość bo dostrzega zagrożenia, straty, inne osoby rzekomo dybiące na jej sukces? Pewnie ma sporo doświadczeń dybania. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?  Jak to ukryć? Łatwo. Łatwo? Przed kim łatwo? Przed sobą, przed innymi? Nawet gdyby się udało jak będzie się czuła ta część mnie, która ma się schować pod stół bo nie pasuje? Czy nie będzie się naturalnie buntować? Czy nie będzie chciała wyjść na światło dzienne, walnąć pięścią w stół albo tupnąć w podłogę mówiąc: ja też tu jestem?! A jak się będzie czuła ta, która jej każe się chować? Czy może nie będzie miała wyrzutów sumienia? Za spychanie tamtej, żywej, uprawnionej równo.  Czy jej to nie zakłóci sukcesu? Łatwe? Może się tak wydawać. Zwłaszcza kiedy ma już swoją historię powodzeń w spychaniu. Kiedy udało się tak zrobić raz, dwa, pięć, pięćset, tysiąc razy. Zwłaszcza jeśli omijając zgrzyty udało się coś przy tym osiągnąć. Łatwe? Nawyk?  

I nawet gdyby założyć, że ma sens odwrócenie tego nawyku, czy aby teraz ta cześć, która odwraca nawykowo działającą tamtą część  nie będzie się bać? Utraty pozycji, odkrycia fałszu, poznania się z tą co jej ma nie być? A co jak obie dostrzegą Ja? Małe, zapomniane, wciąż naturalne, stojące z boku i czekające na swoją kolej kiedy tamte już przestaną walczyć ze sobą o pole? Radość czy złość? Jasne czy ciemne. Część czy całość? Szkło czy mech? Jak przestać zmniejszać jedną część by była druga? Dlaczego wciąż jedna ma większe prawo niż druga?

W kilkudniowej, treningowej pracy grupowej,  wyraźnie widać jak ludzie próbują pokazać, że są w innej energii (emocjach, stanie) niż są faktycznie. Ujawnianie trudności jest odrzucone na wstępie.  Mówienie o lęku, złości, wstydzie, smutku, zaprzecza przyjętemu i obowiązującemu mitowi sukcesu. Radość jest chcianym stanem, więc raczej tam się wypada kierować. Niestety jakość tej radości odgrywanej „na skróty” jest jakaś. To „jakoś” a nie jakość.  To pokazywane z woli, wyboru, zamiaru pokazania się sobie i innym  jakoś przypomina radość, jednak trudno to z radością pomylić, bowiem jest jeszcze coś. W podwójnych sygnałach pojawia się Ciemna strona mocy. A przynajmniej takim mianem okrzyknięta strona mocy, ta Moc zawierająca trudne emocje.

Proces rusza, grupa rozpoczyna drogę do pełniejszego obrazu, współpracy i poznania, mija wiele godzin i dni, leje się sporo łez, zdarzają się zapowiedzi opuszczenia grupy, są podniesione głosy, symptomy cielesne i bardzo ciche słowa. To tu to tam ktoś mówi też te ciemne słowa. Coraz częściej. Strach, złość, gniew. Postrach jeszcze większy, groza a zaraz potem u(śmiech). Zaskoczenie. Z czego się tu śmiać. A może to jednak radość? Zaraz po strachu, gniewie, złości i smutku?  Dopiero po nich?

Odpowiedni czas poświęcony ujawnianiu będących niestety w większości (trzech z czterech głównych emocji) owocuje ulgą, oddechem, przyjęciem tych postaci w nas, co miały siedzieć pod stołem i waliły pięścią w podłogę. Uwzględnieni nie tylko się zgadzają na nią ale nawet zapraszają tę wyczekiwaną królową emocji. Radość. Po salwie gniewu spontanicznie pojawia się śmiech, jak na komendę. Wszyscy. Bez powodu? O co chodzi? Co się stało?  Skąd to? I jaka lekka a zarazem mocna energia w nas…

Radość też może stać w poczekalni. Może nie móc się przebić przez pozostałą większość. Kiedy głowa decyduje, że ma być radość, pojawi się raczej dziwny grymas na twarzy, dysonans w odbiorze, odmowa i złość na siłowe zapraszanie do bycia w radości. Kiedy jednak w sercu (w grupie) zrobić miejsce na ciemną Trójcę, wysłuchać jej , polubić i docenić, ona sama (Trójca) zaprasza oczekiwaną Radość. Dopiero wtedy się zgadza, by zrobić jej miejsce. Bez tej zgody radości może być ciężko się przebić.

Mniejszość zmarginalizowana będzie zawsze dochodzić swoich praw. Jak nie wprost to spod stołu. Dla pełni potrzeba by sprawy mniejszości i większości były wysłuchane. Zarówno ja, który się złoszczę rozumiany jako część mnie, figura senna, jak i jako osoba, jako członek grupy, kiedy mają do powiedzenia coś niechcianego muszą być wysłuchane. Mało tego wysłuchane z intencją przyjęcia, może nawet zaakceptowania, polubienia,  pokochania. Bez tego nie ustąpią. I nici z radości. Nie zrobią jej wystarczająco miejsca.  I tę intencję może można wybrać. To bardzo ważna umiejętność.  

O ile praca z trudnymi emocjami jest jak droga po tłuczonym szkle, a bycie we wspólnocie, bliskości, radości w lekkości jest jak siedzenie na mchu, zauważamy w końcu,  że żeby usiąść na miękkim mchu, warto przejść drogę po stłuczonym szkle. Okazuje się, że nagrodą jest wolność, i bliskość wewnętrzna i w całej grupie. Okazuje się też, że droga przez szkło była niemal tak samo atrakcyjna jak siedzenie na mchu.  Łatwe? Może i nie. Warte jednak uwagi jako alternatywa jakości wobec jakoś tam.

Autor: Bartosz Płazak

31 października, 2019 by DW 0 Comments

Wu wei

Wu wei to jedna z zasad taoizmu. Mówi ona, że należy pozwolić rzeczom istnieć zgodnie z ich naturą, że warto zgadzać się na bieg zdarzeń taki jaki jest, unikać ingerowania w bieg spraw i narzucania czegokolwiek. Przeciwstawia się formalizmowi, przykazaniom, zaleceniom, które maskują prawdziwe uczucia. Wu wei oznacza nie działanie. W tym niedziałaniu nie chodzi o bezczynność.

Chodzi o nie robienie niczego co byłoby wbrew temu co chce się wydarzyć, wbrew sobie, wbrew naturze świata. By robić to, co zbliża nas do siebie samych, co oczyszcza umysł i zaprasza tę wewnętrzną iskrę, której obecność w nas sprawia, że nie czujemy, że pracujemy, nie działamy w rozumieniu działania, które jest trudem. Chodzi o działanie płynące z wewnętrznej jasności, zgodne z jej naturą i prawami, działanie, które jest źródłem energii, samozasilającym się procesem pełnym życia.

W pracy z grupą jest coś kuszącego w tym niedziałaniu. Niedziałanie samo przychodzi prędzej czy później. Zaprasza, wyłania się tajemniczo z tego co próbuje się wydarzyć, z zachowania uczestników, z interakcji, z potrzeb, z języka, z wyników ćwiczeń, z trudności, oporu, zmian napięcia, atmosfery, chęci do pracy, wyników pracy, jakości interakcji. Ten naturalny ruch od działania do niedziałania jest pozornie sprzeczny z rolą prowadzącego grupę. Zaprasza pomimo to. I przychodzi taki moment, że zrobienie czegokolwiek co powinno być zrobione, co wynika z przyjętej formy,  wydaje się nie mieć najmniejszego sensu. Scenariuszowy pomysł na ciąg dalszy jest aż tak odległy od tego co się dzieje, od tego co jest potrzebą uczestników, co pogłębiałoby dotychczasowy przekaz, co wydaje się potrzebne, wokół czego jest energia, chęć, motywacja.

I to jest moment, który jeśli go zauważysz, poczujesz, zgodzisz się na niego i pójdziesz za sobą, za grupą, to może się wreszcie przestać dziać to co ma się dziać a zacząć to co chce wyjść na powierzchnię z procesu i co jest w tej chwili najlepsze. Działanie przechodzi w niedziałanie. Wychodzisz z roli tego co wie, co dzierży w rękach władzę i odpowiedzialność ma na plecach, tego który ma znać wszystkie odpowiedzi, mówi, wyjaśnia, dwoi się i troi na rzecz osiągnięcia przez wszystkich konkretnego, przewidzianego i oczekiwanego wyniku (o ile to w ogóle jest możliwe).

Rzeka, jeśli by tak nazwać pracującą grupę, ma swój nurt i zaprasza Cię byś w niego wskoczył. Przelewa się już przez wytyczany sztucznie brzeg.  Kiedy ryzykujesz i do niej wchodzisz i dajesz się nieść nurtowi stajecie się jednym. Ty jesteś mokry a rzeka zawiera i niesie Ciebie. Nie tracisz swoich możliwości. Uzyskujesz inne. Podobnie rzeka. Jest dalej sobą, nurtem, wirem, powierzchnią, głębią, dnem, kamieniem. Ale niesie i zawiera też ciebie. Zmieniacie się każde w sobie. Robicie to co chce się wydarzyć razem.

Nagle jesteście jednym i wpływacie na siebie. O ile zechcecie się szanować, wasze właściwości łatwiej przechodzą z jednego na drugie, pojawia się moc, która łączy jakości jednej i drugiej strony. Więcej też jest energii, uwalnia się wciąż dalej i na nowo. Nagle okazuje się, że bez wysiłku by zrealizować  program i tak on jest zrealizowany. Bez silenia się na odpowiadanie na wszystkie pytania i bez bania się o jakość odpowiedzi, wszystkie pytania są odpowiedziane. 

Wydarzyło się to w nurcie rzeki czyli w procesie pracy grupy.  Pracy w której byłeś członkiem grupy i prowadzącym, podążałeś za potrzebami realizując znane ci cele, uwzględniałeś uczestników a oni uwzględniali ciebie. Przeplataliście się by się wzajemnie wzmacniać, kształtować, trzymać się razem i wchodzić w spory. Satysfakcja była dla was drogowskazem i nagrodą. Ktoś powie hmm,  jak do tego doszło? Trochę wygląda jakby on tu niewiele zrobił. Ktoś inny: wszystko zostało zrobione, ba nawet sporo więcej. Tylko jak to się stało, kiedy? Jedno zawiera drugie i cały czas są koło siebie, przeplatają, zmieniają. Nic nie rób, rób nic. Wu wei.

Autor: Bartosz Płazak

24 października, 2019 by DW 0 Comments

PU (ść) się

Staramy się. Uczymy, douczamy, poszukujemy, doskonalimy, umacniamy, zmieniamy, dopracowujemy, budujemy, rozwijamy. Brawo. Naprawdę brawo. Świetnie. Dla nas, naszych bliskich, naszych współpracowników, ludzi wokół nas. 

Umysł dyktuje pytania: jak w tej sytuacji, jak w tamtej, skąd to wynika, skąd tamto, co się tu dzieje, co się działo wtedy, jak pomóc, kiedy przestać pomagać,  skąd wiedzieć, jak to robią inni, że im tak świetnie idzie? Super. Pytania to szansa na więcej świadomości, na rozwój. Ja z którym się utożsamiam, to samodoskonalące się, chciało by znać odpowiedzi, rozumieć i umieć z nich korzystać. Pytania, odpowiedzi, pytania, poszukiwania, nadpisywanie starego nowym, wracanie do starego, szukanie nowego Nowego. Ech, zamieszanie, wirowanie. Rozwojowe… a jednak zamieszanie.

A kiedy siadasz przed grupą całe to zamieszanie siada z Tobą.  Niestety, siadasz z całym tym procesem. Dylematy, pytania, wyzwanie. Ciekawość, opcja, wariant. Umysł  działa szybko i dalej stawia pytania, na warsztacie też. Pracujesz. Raz wychodzi a raz nie. Raz jest fajnie a raz mniej. Magicznie powiązana z krytyką potrzeba doskonalenia podpowiada te oceny… Oczywiście grupy są zadowolone, sukces za sukcesem, warsztat za warsztatem jest ok. Jednak niezadowolony krytycznie nastawiony wewnętrznie ja/ty wciąż pyta:  czy dobrze, czy na pewno? Czy wystarczy? Pyta w trakcie, pyta po, pyta przed…  i szuka czegoś lepszego. Idzie po więcej, lepiej, bardziej. Brawo. Naprawdę brawo. Świetnie. Dla nas, naszych bliskich, naszych współpracowników.

W tradycji taoistycznej  Pu oznacza prosty, uczciwy, naturalny. Pierwotny stan.  Znak (w piśmie Chińskim) Pu składa się z dwu elementów: oznaczającego drzewo i oznaczającego zagajnik. Pu oznacza rodzaj pierwotnej mocy, potencjału właściwych drzewu, które po prostu rośnie. Pu to moc towarzysząca czemuś naturalnemu, niezmienionemu.  Twoja moc Pu to zwyczajnie, to kim jesteś  w tej okoliczności, po prostu to co teraz w sobie masz. Takie jak jest. Z wiarą w swój talent, możliwość, unikalną jakość, najlepszą w tej chwili. Warunek:  naturalna moc PU towarzyszy Ci tym bardziej im  mniej  zmian pierwotnego stanu PU.  Jak dziecko ze swoim czystym umysłem, pełnym potencjałem, dziewiczą prostotą i plastycznością. Jest i ma moc.  Odrzucając komplikację, dążenia do ulepszenia, arogancję ego które domaga się doskonałości czyniąc to co jest niedoskonałym jesteśmy w PU.  Moc jest przed zmianą. Pu to przedrefleksyjna obecność, czysta, niezmieniona. Pu(sty), ciekawy umysł dziecka.

A gdyby tak puścić te pytania? Nawet zapytać, ale nie szukać odpowiedzi nigdzie poza sobą. Gdyby siąść i pozwolić by działo się co chce się dziać? Być i robić to co czuję.  W zgodzie ze sobą.  I na tym warsztacie jako trener: na temat, pozostając w celach, zgodnie ze sztuką. Ale bez parcia na doskonałość? Za to będąc w swoim flow, w zgodzie z moją naturą. Tak po prostu. Naturalnie i czysto. Ze zgodą na to, że to właśnie jest najlepsze? Z właściwością PU.

PUść się. Prowadź tę grupę tak jak czujesz. To radość i moc. Choć na chwilę PUść się na każdym warsztacie. Przedłuż ciszę jak nie wiesz co dalej, czujesz, że coś chcesz powiedzieć ale jeszcze nie wiesz wyraźnie co, poczekaj na to, znajdź to w sobie, nic nie mów jeśli nie chce ci się mówić, zapytaj o coś jeszcze, co z pozoru nie ma znaczenia, podziel się swoją radością, frajdą, odczuciem, myślą, obserwacją, nadzieją, trudnością, niepokojem, zaproponuj coś innego, zmień kierunek bo tak czujesz, podążaj za sobą i za grupą. Zrób po prostu to co chce być zrobione. Zagajnik. Drzewa. Drzewo rośnie.  Po prostu. Jest jakie jest. A potem jest następne.

Bartosz Płazak

14 października, 2019 by DW 0 Comments

Siądź i bądź. Trudne będzie łatwiejsze.

Okazuje się, że wszystko widać. Są sygnały trudności. Są zapowiedzi. Przedmowa, wstęp, pierwszy rozdział i kolejne. Niestety bywa, że trener dostrzega zjawisko dopiero kiedy jest  już daleko zaawansowane.  Pierwsze sygnały zdarzają się już na otwarciu. Słowa, gesty, kolejność wypowiedzi, treść wnoszona przez uczestników, wybór rekwizytów i interpretacja, ton, gest, sposób siedzenia, długość wypowiedzi, reakcja bądź brak reakcji na innych i prowadzącego, puste krzesła, jak ludzie siedzą na krzesłach, jak siedzą w sali, jak mówi ten który siedzi naprzeciw Ciebie… To  wszystko już od wejścia możesz to obserwować, może się to  dziać już w rundzie otwarcia. Możesz to widzieć, możesz to słyszeć, czuć, możesz odebrać  intuicyjnie jako kształt relacji, która się wydarza. Jeśli zechcesz. Samo otwarte zauważenie ma już znaczenie, zmienia coś w wewnątrz Ciebie, jest podpowiedzią do późniejszej interakcji. To próbka na starcie. W każdej następnej części warsztatu ważna jest dla jego powodzenia twoja świadomość procesu. Szczególnie ważna by radzić sobie z trudnościami.

Niekiedy słowa, gesty, wejście w ćwiczenie sygnalizują trudności. Ludzie przeżywają coś wewnątrz, są w jakichś sprzecznościach, konfliktach, trudno im wybierać, coś ich trzyma, coś hamuje. Innymi razem iskrzy między uczestnikami, i choć śmieją się i żartują tuż pod tym dzieje się całkiem konkretna walka, ścierają się siły, które nie bardzo chcą się ujawnić. Kiedy indziej. Ktoś wycofuje się i tylko przez sekundę przez jego twarz przebiega grymas związany z emocją. Jeszcze inna osoba jest bardzo aktywna, ze świecącymi oczami, mówi ważne rzeczy, pnie się na wyżyny elokwencji, siedzi wyprostowana i sztywna i uśmiecha się mówiąc miłym głosem. Widzisz, słyszysz, czujesz. Coś się dzieje i dzieje się jeszcze coś. Zauważ to. W ciele pojawi się impuls. Emocja, tendencja do ruchu, skok energii, spadek energii, zasypiasz (…) albo się zachwycasz.  To twoje wewnętrzne sygnały.  Żeby radzić sobie kiedy robi się trudniej ważne jest zauważanie zjawisk grupowych. I tu masz przewodnika zawsze ze sobą. Najbliżej jak się da. Pytanie czy go znasz J.

Zaproś siebie do tej pracy. Siebie jako całość. Nie umysł jako książkę algorytmów. Praca z grupą i praca w trudnej sytuacji to coś bardziej złożonego i subtelnego zarazem, wymaga holistycznego ujęcia i odniesienia. Twoja emocja z pozoru nie mająca związku z tym co jest na sali, może nawet wydawać się nie uprawniona by ją ujawniać bo jest twoja, może odsłonić coś czego się nie spodziewasz a jest to kluczem. Twoja obserwacja o interakcji, która Cię przyciągnęła, a która wydaje się nieistotna, jeśli się nią podzielisz z grupą może pomóc ujawnić coś komuś, kto sam by się bał i uwolnić napięcie w grupie. Pytanie, które masz ochotę zadać może być tym kluczowym choć wydaje się niepotrzebne, bo ty znasz odpowiedź, inni jednak nie znają jej.  I tak dalej. Na początku jesteś Ty. A raczej uważność twojego wewnętrznego obserwatora, czyli tej części Ciebie, która Cię obserwuje, zachowując sama neutralność  z opcją wsparcia dla Ciebie, jak poprosisz. I kiedy w tej parze macie dobry, spokojny oparty na zaufaniu dialog zauważysz, że tzw. narzędzie masz w rękach. Masz je cały czas. Pochodzi od Ciebie samego. Pytanie, podzielenie się obserwacją, nazwanie tego co widzisz, ujawnienie emocji, wrażenia, potrzeby, ciekawości. I umysł pusty i zainteresowany, otwarty i gotowy na to co przyjdzie, niekontrolujący tego. To nie znaczy że Ty masz zrezygnować pod naporem tego co przychodzi z siebie, celów warsztatu, przestrzeni na pracę itp. Tylko najpierw przyjmij to co jest takie jakie jest. Daj temu przestrzeń. A potem łącz to z tym co ma być z perspektywy warsztatu i jego uczestników.  To może pomóc.

Na początku jednak siądź wygodnie. Poczuj ciało. Weź kilka oddechów. Spójrz na ludzi którzy tu też są.  Pozwól sobie być wśród nich, w tym co trudne jest teraz. I pogadaj ze sobą jak to widzisz. Jak to się ma do sensu was wszystkich tu obecności.  To początek. Dalej już pójdzie. Może być przydatny jakiś algorytm, narzędzie z Twojego banku danych. I będzie pomagał (jak będziesz w kontakcie ze sobą i z grupą).

Bartosz Płazak

14 października, 2019 by DW 0 Comments

Pole czy role?

W grupie zawsze jest miejsce dla błazna, mądrali, niechcącego nic robić,  nieobecnego, aktywnego, współpracującego, rozsądnego, porządkującego, zasłuchanego, pilnie piszącego, niezadowolonego i tgo co mu coś wypadło… Zbiór nazw ról jest tu tylko zasygnalizowany, można by go rozwinąć, nazywać role jeszcze bardzo długo. I tak nie będzie to pełen opis. Pewnie nigdy nie będzie to pełen opis bo przybierają one różne kształty, pojawiają się w różnych odmianach, są różnie postrzegane przez opisujących. Jednak są uniwersalne, jako jakości w swoim rdzeniu. W każdej grupie się zdarzają. Mniej lub bardziej wszystkie, mniej lub bardziej wyraziście.  W każdej grupie trochę inaczej, z innym natężeniem, w innej konfiguracji. Mniej lub bardziej jaskrawo widoczne, w różnym tempie się ujawniają, różnie długo trwają.

Łatwo uznać, że to osoby. Przyjąć, że to uczestnicy coś przynieśli ze sobą, są tacy, tak mają, taki mają charakter, osobowość, wyuczone reakcje na bodźce. Spojrzeć na tę grę ról wprost i na serio.

Arnolnd Mindell (psychologia oparta o proces) uznaje role za zjawiska pochodzące z pola grupy. Parafrazując  twórcę podejścia procesowego, to jak się ktoś zachowuje ma związek z jego doświadczeniem, charakterem, wyuczonymi reakcjami ale nie do końca to co on robi jest pochodną tychże. Grupa jako zbiór procesów wewnętrznych osób, które w niej uczestniczą, stanowi osobny byt, nowe pole. Z niego (z pola grupy) wyłaniają się role, grupa jest kiedy są role, role ją tworzą. Grupy to coś uniwersalnego. Są wszędzie, od zawsze, zawsze były i będą. Ludzi się zbierają, gromadzą. Zebrania, plemiona, rodziny, zespoły, drużyny, gangi. Można więc powiedzieć, że pole informacyjne grupy jako zjawiska jest stare i są w nim wzorce ról grupowych. To więc co spotykamy jako trenerzy (role grupowe) jest uniwersalne i mniej lub bardziej będzie chciało się powtarzać w grupach. Osoby które pojawiają się w naszych grupach obejmują role, które tam na nie „czekają”, specyficzne dla konkretnej grupy i sytuacji, a kluczem wejścia w role przez uczestników,  jest to, jak się postrzegają, z czym się utożsamiają i bliskość tej tożsamości do roli która jest do objęcia. Potem tylko klik, i mamy rolę.

Bywa, że rola pojawia się i znika. Ma bowiem swoją funkcję do spełnienia a później przestaje być potrzebna, bo grupa się rozwija. Bywa, że rola jest nadal bo jest potrzebna i to może być sygnał, że grupa się nie rozwija, rozwój następuje za wolno. Są też role, które trwają bo taki jest ich charakter.  Rola mówi ze swojego tekstu (roli), wysyła sygnały, chce dopełnić swojego zadania. Dopiero kiedy zadanie zostanie zrealizowane, proces grupy  pójdzie dalej (zintegruje sprzeczności, a w innej nomenklaturze: przejdzie do następnej fazy), rola może przestać się pojawiać, albo osoba która ją obejmowała może przyjąć inną rolę.

Dla nas trenerów ma to szczególne znaczenie. Łatwo bowiem patrząc na zachowania uczestników przypisywać im coś.  Uznawać, że jacyś są. Tymczasem patrząc trochę bardziej procesowo (w rozumieniu A. Mindella) to raczej patrzymy na rolę. Nie na osobę. W tym sensie to rola jest czymś większym. Bardziej uniwersalnym.  Czymś co ma tu funkcję w tej grupie. Ale tylko w grupie. Kiedy jest grupa. Poza grupą często widać tę osobę inaczej. Po dzwonku, na przerwie, mamy do czynienia z całkiem poważną osobą, serio, konkretnie, rzeczowo, w dystansie. A na sali wesołek.

Role mają swoje zadania. Dobrze by mogły je wypełnić Wtedy grupa idzie dalej. Warto je zauważać i jako trenerzy dobrze byśmy ich nie blokowali, może raczej traktowali jako sprzymierzeńców i zadawali sobie pytanie po co są. Co chcą tu zrobić. W czym tej grupie pomagają. Jakie proponują rozwinięcie tego, co jest teraz. Jaki proces mówi przez nie, że chce się wydarzyć. I to może być kierunek rozwoju dla grupy. Dzięki temu pole grupy zmienia się, rozwija. ujednolica, uspokaja.

Bartosz Płazak

10 października, 2019 by DW 0 Comments

Holistyczny trener czyli kto?

To pytanie co jakiś czas pada od osób z którymi rozmawiam. Zadajemy też je sobie sami co parę miesięcy na jednym z warsztatów w naszej szkole. To ważne pytanie a odpowiedź ma kilka części.

Umysł. Wiedza, poznanie,  wiedzenie, posiadanie punktu odniesienia.  Dobrze żeby trener, kiedy jest projektującym czy prowadzącym warsztat,  miał przez cały czas na uwadze wartość merytoryczną i cele jakie ma osiągnąć uczestnik. Wydaje się oczywiste. Jednak przy okazji opisywania sylwetki trenera holistycznego, oby nie był podejrzewany o zajmowanie się za bardzo duszą a nie umysłem, warto przywołać i tę oczywistość. Dobrze, żeby uczestnik mógł się dowiedzieć kto jest twórcą teorii, na jakich założeniach i czyim doświadczeniu opiera się trener przekazując wiedzę. Miniwykłady obowiązkowe. Umysł  trzeba nakarmić.

Ciało. Emocje, ruch, czucie, doświadczanie siebie w działaniu, praca, zabawa, działanie. Chodzi o to by doświadczenie miało możliwie wiele wymiarów. Jeden z nich to ciało. Jakże chętnie pomijane z powodu braku miejsca w sali, braku czasu albo z jakiegokolwiek innego. Holistycznie czyli o tym co czujemy i skąd się te emocje wzięły, ruszając się chociaż trochę, w mniej lub bardziej dynamicznej współpracy z innymi i mówiąc o tym co się z nami działo. To będzie jeśli zadbamy o pobudzanie ciała, doświadczenie i podnoszenie świadomości ciała i zrobimy miejsce wiedzy która za sprawą ciała potrafi się przejawić.

Duch,  sens, wyższy cel,  świadomość nasza i nas wszystkich. To najbardziej ulotne. I jak się okazuje możliwe. Można bowiem odkrywać  w pracy grupowej (albo je wnieść)wyższe dobro takie jak zmiana, rozwój, osiągnięcia, wartości. Na każdym warsztacie można się nad nimi zatrzymać, niezależnie od tematu. Krócej lub dłużej.  I w zupełnie świecki, przystępny dla każdego sposób. To co robimy mówiąc ze sobą w grupie o tym co widzimy, czujemy, chcemy, dokąd zmierzamy,  jednym słowem dzieląc się sobą to przecież budowanie świadomości osób. Jednostek a jednak całości. Wiadomo jak to działa.

Rynek. Niewidzialna ręka rynku może wiele. Może nas przyjąć i zaangażować w ważnej sprawie. Holistyczny trener działa na rynku ze  świadomością tego co ważne i w zgodzie ze sobą. To znaczy też, że umie budować swój rynek w oparciu o znajomość siebie, o swoje atuty, o to co robi najlepiej i lubi najbardziej. Działa nie działając, będąc w swoim na swoim najlepszym miejscu i w swoim flow.

Świat jako miejsce do zamieszkiwania przez ludzi. Kształtujemy nasz świat przez wszystko co robimy. Jak mówimy, co mówimy, do czego zapraszamy, co zatrzymujemy przed naszymi drzwiami. Uprawianie zawodu  trenera to szczególna szansa na budowanie świata dla nas i przyszłych pokoleń. Niezależnie od tematu zajęć. Możemy uczulać na to co ważne dla dobrego jutra. Dla ludzi.

Środowisko jako życie które nas otacza.

Holistyczny trener rozumie wartość jaką jest przyroda która nas otacza. Zdaje sobie sprawę z zagrożeń jakie jako ludzie tworzymy wobec równowagi ekologicznej. Swoją postawą tworzy przestrzeń pogłębiania świadomości szans jakie mamy na osiągnięcie równowagi z światem przyrody. Rozumie też eko świadomość jako rozumienie siebie i szacunek człowieka dla siebie jako dla części przyrody. Wnosi równowagę swojego życia do świata uczestników swoich szkoleń. Z szacunkiem dla ich wyborów.

Dookoła czyli przez wiele kanałów. Uznając, że jesteśmy różni jako ludzie i odbieramy i nadajemy różnie, holistycznie buduje przekaz. Oznacza to, że potrafi projektować i prowadzić warsztat językiem różnych kanałów którymi uczestnicy przetwarzają rzeczywistość. Mówi, pokazuje, wprawia w ruch, pozwala czuć, działa przez relacje, pokazuje i czyta/tłumaczy świat. Tak różnorodnie buduje strukturę pracy, żeby docierać możliwie najpełniej, holistycznie.  Z umiarem, miłością i współczuciem.

W Polu. Świadomie buduje pole świadomości. Działa w grupie budując treść na świadomości uczestniczących w niej osób tak by każdy mógł wnieść swoje unikatowe doświadczenia, wspiera jednostki, korzysta z ich perspektywy by wzmacniać  innych, podąża za tym co wnosi grupa dodając od siebie w krytycznych punktach tak by uczestnicy wzrastali. Dba o etyczny wymiar pracy. Korzysta z energii procesu grupowego i pamięta o jego mądrości. Uznaje iż jest narzędziem w procesie który i tak się wydarza.

O tym jak być Holistycznym trenerem na zajęciach Holistycznej Szkoły Trenerów.

 

Bartosz Płazak

27 września, 2019 by DW 0 Comments

Filary, czyli rzecz o programie Holistycznej Szkoły Trenerów

Program Holistycznej szkoły trenerów obejmuje trzy główne obszary. Dalej nazwę je też filarami. Są to: samoświadomość trenera, rozumienie i uwzględnianie procesu grupowego i narzędzia wspierające  pracę grupy. 

Za główny czynnik powodzenia trenera w pracy z grupą uznajemy jego własną (trenera) świadomość.  O ile wie on wiele o sobie, zna swoje mocne i słabe strony, rozumie znaczenie posiadania specyficznych dla tego zawodu kompetencji i ich poziom u siebie,  będzie w stanie zaprojektować i poprowadzić warsztaty, który przyniosą dobre rezultaty dla uczestników  a ich poprowadzenie wzmocni samego trenera. Świadomość  własnych postaw, potrzeb,  tendencji pomoże mu  sięgać po tematykę pracy grupowej spójną ze sobą. Rozumienie potrzeb uczestników wynikających z  rozwoju  grupy oraz  konsekwencji błędów w pracy z grupą i właściwe postrzeganie swoich możliwości w zakresie pracy z grupą pozwoli oferować swoje usługi  grupom o odpowiednim poziomie wymagań. Świadomość własnych procesów wewnętrznych pomoże uniknąć powodowania sytuacji trudnych, ułatwi radzenie sobie z nimi oraz wzmocni umiejętność dostrzegania i reagowania na procesy osobiste  uczestników. Świadomość  siebie w roli trenera jako nauczyciela, swojego oddziaływania na ludzi poprzez jakość wnoszoną do ich życia wskaże zakres odpowiedzialności  trenera za to co i jak robi na sali szkoleniowej. Wreszcie obejmowanie świadomością większej perspektywy oddziaływania na świat w sensie oddziaływania na system stworzony przez człowieka a także na środowisko naturalne,  pomoże wybierać  treści przekazywane innym, podejmowane zlecenia, pomoże  dobierać narzędzia, dbać o samego siebie i regulować ilość pracy własnej i pracy grupy.

Kolejnym czynnikiem powodzenia w pracy trenera jest według nas znajomość i rozumienie procesu grupowego, świadome wchodzenie w interakcje z grupą. Kompetencja w tym zakresie  wspiera budowanie kontaktu z uczestnikami, podejmowanie interwencji zapewniających bezpieczeństwo psychologiczne będące warunkiem  uczenia się, wspieranie grupy w rozwoju, usamodzielnianiu się i wypracowywaniu wyników, doborze narzędzi i interwencji trenera. Widzenie procesu pozwala nawigować  w kierunku osiągania oczekiwanych przez uczestników rezultatów. Umożliwia  jednocześnie reagowanie  na ich bieżące potrzeby a także na zmienność i emocje uczestników, pomaga uwzględniać je np. poprzez zmianę scenariusza, zmianę narzędzi, rezygnację z części zaprojektowanych zajęć i wniesienie innych. Bycie po części  w procesie jako jego uczestnik pozwala trenerowi  być wyczuwalnie dla uczestników blisko nich.

Trzecim czynnikiem powodzenia pracy trenera są narzędzia, ich dobieranie i zastosowanie. Dzięki technikom pracy ułatwiamy uczestnikom osiąganie celów, budujemy atmosferę, wnosimy jakości trudne do przekazania słowami, regulujemy tempo i energię pracy grupy, przekazujemy wiedzę w dostępny i atrakcyjny sposób a także wyróżniamy się poprzez wykreowanie własnego stylu pracy.

Świadomość trenera, proces grupowy i narzędzia jako filary programowe Holistycznej Szkoły Trenerów są odzwierciedlone w proporcji zajęć szkoły. Na wszystkich zajęciach szkoły uczestnicy poszerzają swoją  świadomość poprzez czynny udział i prowadzenie zajęć, otrzymywanie informacji zwrotnej, eksperymentowanie z własnymi rozwiązaniami, wiedzę uzyskaną od trenerów, prace własne na tle grupy, wymianę z uczestnikami i trenerami. 3 zjazdy dwudniowe dedykowane są w całości świadomości trenera jako osoby.   Procesowi grupowemu są poświęcone dwa pierwsze zjazdy (7 dni), często uznawane przez naszych absolwentów za najbardziej odkrywcze i doniosłe dla nich. Narzędziom, projektowaniu zajęć i prowadzeniu ich poświęconych jest 8 zjazdów,  wypełnionych wiedzą i umiejętnościami potrzebnymi w zawodzie trenera. 

Bartosz Płazak

21 maja, 2019 by DW 0 Comments

O oddzieleniu i potrzebie powrotu.

Jesteśmy wyjątkowi, różnorodni, inni, każdy różni się od pozostałych i dlatego każdy musi dostać coś wyjątkowego, szczególnego od innych, najbliższych, świata, prowadzącego zajęcia…

Frank Farelly twórca podejścia prowokatywnego w głównych założeniach swojej metody twierdził coś zgoła odmiennego. Ludzie są podobni, mają na pewnym poziomie podobne potrzeby i podobne problemy. Ten fragment jego podejścia bardzo mnie kiedyś zatrzymał, dał do myślenia, otworzył na moją zwykłość i podobieństwo z innymi. W pracy warsztatowej uwolnił moje myślenie o tym by stwarzać okazje do spotykania się w podobieństwie i odczarowywać oddzielający ludzi od siebie i od innych mit indywidualizmu.

Obserwuję na warsztatach jak potężną barierę stanowi dla ludzi myślenie o sobie w kategoriach  inności, różności, wyjątkowości, uznawanie za wartość  budowania siebie w oparciu o różnienie się. (nie mam nic do różnic, nie mam złudzeń, że w ogóle  jesteśmy bardzo podobni, jednak dostrzegam siłę podkreślania tego przekonania jako wartości, umacniania go w ludziach,  i jego destruktywną siłę). Często tamtym przekonaniom towarzyszy przekonanie, że muszą być profesjonalni czytaj wszystkiemu dawać radę, sami uporać się ze swoimi zadaniami (problemami). Jeśli do tego dołącza  jeszcze myślenie, że trzeba utrzymywać wizerunek samowystarczalnego indywidualisty, profesjonalisty który świetnie sobie radzi  też ze sobą,  na horyzoncie pojawia się samotność i wypalenie zawodowe.

Kiedy ludzie w prostych ćwiczeniach warsztatowych zaczynają mówić do siebie o sobie okazuje się nagle, że są bardzo podobni. Że mają te same problemy (choć różne w szczegółach), że mają te same potrzeby (choć na różnym tle), że tęsknią przede wszystkim za głębokim kontaktem z drugim człowiekiem i ze sobą samym, że brakuje im czasu, że wśród obfitości dóbr, usług i pieniędzy potrzebują odnowić kontakt z emocjami, znów mówić o rzeczach dla siebie ważnych, że potrzebują znaleźć czas na wyjście z zadania i podążanie za sobą i swoim szczęściem.

Dzięki ujawnieniu tego (się)  pojawia się w grupie więcej poczucia podobieństwa, bezpieczeństwo, zaufanie. Ujawnia się tęsknota za kontaktem, potrzeba dalszej wymiany.  Okazuje się, że można mówić o problemach i poszukiwać rozwiązań. Widać jak odkrywane są na nowo ledwie przykurzone ścieżki rozmowy, wymiany, wsparcia. Widać jak lekko można ze sobą być, jak niewiele wiedzieliśmy o sobie i jak kurz wyobrażeń o nas nawzajem przykrywał coraz bardziej drogę do współpracy, wspólnoty.

Co takiego jest w dzisiejszym świecie, jaka norma, zachęca nas do oddalania się od siebie? Co jest tak silne, że dajemy się oddzielić od siebie i od innych? Jak wrócić do kontaktu ze sobą i innymi ludźmi?

Autor: Bartosz Płazak